Ciała kobiet i mężczyzn różnią się już na poziomie komórkowym. Te same choroby mają inne objawy, to samo leczenie daje różne efekty. Mimo to medycyna wciąż ma tendencję do pomijania różnic i uznawania za normę tylko jednego ciała – tego męskiego. Konsekwencje ponosimy wszyscy.
Wiosną tego roku pojawiły się w mediach pierwsze informacje o tym, że tysiące kobiet po szczepieniu przeciwko COVID-19 zgłasza efekty uboczne. Należą do nich między innymi wyraźna zmiana w cyklu menstruacyjnym, w intensywności krwawienia i inne dolegliwości. Producenci szczepionek i agencje wydające pozwolenie na ich użycie, wraz z zastępem lekarzy i naukowców zapewniali, że nie mamy żadnych dowodów na istnienie zależności między szczepionką, a zmianą cyklu. Szybko jednak okazało się, że podczas testowania szczepionek nie zbadano ich wpływu na menstruację, pomimo że kobiety były częścią grupy badanych.
Aż poleje się krew
Pierwsze wzmianki o kłopotach z menstruacją zaczęły pojawiać się na forach internetowych i w mediach społecznościowych. W USA naukowczynie Kate Clancy i Katharine Lee zebrały ponad 140 000 wpisów od kobiet, które po szczepieniu zaobserwowały zmiany w obfitości i przebiegu menstruacji, czy też nagłe krwawienie, pomimo menopauzy lub przyjmowania antykoncepcji hormonalnej.
Kiedy poruszyliśmy ten temat w artykule opublikowanym na heroine.cz w kwietniu, ze swoich dolegliwości zwierzyło się też wiele kobiet w Czechach.
„Jestem po drugiej dawce i już od 47 dni nie mam menstruacji. Mój ginekolog próbował ją wywołać i nic. Ciągle mam okropne uderzenia gorąca“ – napisała jedna z czytelniczek.
„Mam trzydzieści pięć lat, do tej pory mój cykl chodził jak w zegarku, zawsze trwał 25 dni. Po szczepieniu trwa 30, 31, 30, 16. Totalna katastrofa. Nawet dwa porody, dwa poronienia i karmienie nie narobiły mi w ciele takiego bałaganu. Zgłaszałam to do Państwowego Instytutu Kontroli Leków już miesiąc temu“ – wyznała kolejna w dyskusji pod koniec września.
„Niestety, szczepienie przeciwko COVID-19 totalnie rozbiło mój cykl, ale nikt nie chce mi tego przyznać. Szczerze, to po raz pierwszy żałuję, że się zaszczepiłam. Po drugiej dawce miałam dokładnie jedną normalną menstruację, od tego czasu robi sobie, co chce“ – napisała inna uczestniczka dyskusji. Streściła w ten sposób ogromny problem, do którego prowadzi ignorowanie zgłoszeń. Utratę zaufania w bezpieczeństwo szczepienia.
Według danych czeskiego Państwowego Instytutu Kontroli Leków (PIKL), do tej pory nie stwierdzono związku między zaburzeniami cyklu menstruacyjnego i szczepieniem przeciw COVID-19. Instytut zarejestrował do 28 października jedynie 338 zgłoszeń działań niepożądanych związanych z układem rozrodczym, jak np. krwawienie z pochwy czy obrzęk piersi.
„Jako niepożądane działania szczepionki kobiety zgłaszają różne zaburzenia menstruacji. Nie chodzi o problem szczepionki jako takiej, zaburzenia tego typu ogólnie występują w normalnej populacji częściej, niż w populacji osób zaszczepionych” – mówi Klára Brunclíková, rzeczniczka PIKL.
Jej zdaniem kobiety rzeczywiście bardzo często cierpią na zaburzenia menstruacji. „Przyczyny mogą być różne, od stresu i zmęczenia aż po endometriozę. Kobiety, u których wystąpi nagłe krwawienie albo wydłużenie cyklu po szczepieniu przeciw COVID-19, powinny skonsultować się z lekarzem“– dodaje Brunclíková.
W wielu innych krajach to właśnie skargi kobiet stały się impulsem do działania. Amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIH) postanowił sfinansować badanie, które przeprowadza pięć znanych amerykańskich instytucji zdrowotnych, mianowicie Uniwersytet Bostoński, Harvard Medical School, Uniwersytet Johnsa Hopkinsa, Uniwersytet Michigan i Oregoński Uniwersytet Zdrowia i Nauki. Pierwszych wyników możemy się spodziewać na wiosnę 2022 roku. Norweski Instytut Zdrowia Publicznego (FHI) rozpoczął badania o wpływie szczepienia na cykl menstruacyjny, w którym aktualnie bierze udział 60 000 kobiet. Ponad 30 000 zgłoszeń o nietypowym przebiegu menstruacji trafiło na stół Brytyjskiej Agencji ds. Regulacji Leków (MHRA). Victoria Male, która wykłada immunologię rozrodu na uniwersytecie Imperial College w Londynie, w czasopiśmie British Medical Journal podkreśla, że należy dokładnie przeanalizować wpływ szczepienia na cykl menstruacyjny. „Jeśli nie będziemy wiedzieć, jak szczepionka wpływa na menstruację, kobiety będą się bać. Jeśli okaże się, że taki związek istnieje, będą mogły przygotować się na ewentualne zmiany. Wiarygodne i jasno zrozumiałe informacje są ważne zwłaszcza dla kobiet, które kierują się regularnością cyklu, chciałyby zajść w ciążę lub jej uniknąć“.
Dodaje, że nawet, jeśli cykl wróci po jakimś czasie do normy, a na to wygląda, to skargi trzeba potraktować poważnie.
Te kobiece sprawy…
Podobnego zdania jest Elinor Cleghorn, feministyczna historyczka i autorka książki Unwell Women (Chore kobiety), w której zajmuje się lekceważeniem problemów zdrowotnych kobiet w kontekście historycznym.
„Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby po szczepieniu mężczyznom na jakiś czas skurczyły się jądra“ – mówi Cleghorn z lekką ironią w wywiadzie dla Heroine. „Gdyby szczepionka choć odrobinę wpłynęła na zdrowie reprodukcyjne mężczyzn, np. na obniżenie libido, to pewnie zostałaby wycofana“.
Według Cleghorn menstruacja jest jedną z najmniej zrozumianych funkcji organizmu. „Bóle i inne problemy związane z menstruacją zazwyczaj się ignoruje, bo przecież cykl to sprawa naturalna i nieprzyjemna dla wszystkich“. Kobiety, którym doskwiera ból, często nie są traktowane poważnie.
W wielu innych krajach to właśnie skargi kobiet stały się impulsem do działania. Amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIH) postanowił sfinansować badanie, które przeprowadza pięć znanych amerykańskich instytucji zdrowotnych, mianowicie Uniwersytet Bostoński, Harvard Medical School, Uniwersytet Johnsa Hopkinsa, Uniwersytet Michigan i Oregoński Uniwersytet Zdrowia i Nauki. Pierwszych wyników możemy się spodziewać na wiosnę 2022 roku. Norweski Instytut Zdrowia Publicznego (FHI) rozpoczął badania o wpływie szczepienia na cykl menstruacyjny, w którym aktualnie bierze udział 60 000 kobiet. Ponad 30 000 zgłoszeń o nietypowym przebiegu menstruacji trafiło na stół Brytyjskiej Agencji ds. Regulacji Leków (MHRA). Victoria Male, która wykłada immunologię rozrodu na uniwersytecie Imperial College w Londynie, w czasopiśmie British Medical Journal podkreśla, że należy dokładnie przeanalizować wpływ szczepienia na cykl menstruacyjny. „Jeśli nie będziemy wiedzieć, jak szczepionka wpływa na menstruację, kobiety będą się bać. Jeśli okaże się, że taki związek istnieje, będą mogły przygotować się na ewentualne zmiany. Wiarygodne i jasno zrozumiałe informacje są ważne zwłaszcza dla kobiet, które kierują się regularnością cyklu, chciałyby zajść w ciążę lub jej uniknąć“.
Dodaje, że nawet, jeśli cykl wróci po jakimś czasie do normy, a na to wygląda, to skargi trzeba potraktować poważnie.
Te kobiece sprawy…
Podobnego zdania jest Elinor Cleghorn, feministyczna historyczka i autorka książki Unwell Women (Chore kobiety), w której zajmuje się lekceważeniem problemów zdrowotnych kobiet w kontekście historycznym.
„Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby po szczepieniu mężczyznom na jakiś czas skurczyły się jądra“ – mówi Cleghorn z lekką ironią w wywiadzie dla Heroine. „Gdyby szczepionka choć odrobinę wpłynęła na zdrowie reprodukcyjne mężczyzn, np. na obniżenie libido, to pewnie zostałaby wycofana“.
Według Cleghorn menstruacja jest jedną z najmniej zrozumianych funkcji organizmu. „Bóle i inne problemy związane z menstruacją zazwyczaj się ignoruje, bo przecież cykl to sprawa naturalna i nieprzyjemna dla wszystkich“. Kobiety, którym doskwiera ból, często nie są traktowane poważnie.
Odkryłam, że 90 procent wszystkich pacjentów borykających się z toczniem, to kobiety. Zrodziło się we mnie pytanie, na ile efektywnie diagnozujemy u kobiet inne choroby. Zebrałam materiału jak na książkę. Więc zaczęłam ją pisać.
„Fakt, że jakoś nikomu nie przyszło do głowy zająć się tą kwestią potwierdza to, co już wiemy: środowisko medyczne dopuszcza ryzyko, z którym muszą mierzyć się tylko osoby z menstruacją“ – dodaje Cleghorn.
Znamy to od wieków. Kobiety od niepamiętnych czasów postrzegano jako „niepełne” i niewystarczające, ale posiadające jedną ważną funkcję – zdolność rodzenia. Ich macice stanowiły źródło problemów, a w medycynie kobieta od początku figurowała jako „gorsza wersja mężczyzny“ – pisze Cleghorn.
Bagatelizowanie problemów pacjentek przez lekarzy Elinor Cleghorn odczuła na własnej skórze. „Przez osiem lat cierpiałam na bóle, które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować“ – tłumaczy. Odwiedzała gabinet lekarski setki razy, ale zdaniem doktorów wszystkiemu winna była menstruacja. „Powtarzali, że to nic takiego” – kontynuuje – „Jeden lekarz z góry założył, że jestem w ciąży. Powiedział, że to by pasowało do młodej i atrakcyjnej kobiety z moim stylem życia.”
Z czasem zaczęła wątpić, czy jej ból jest realny. „Nie byłam już pewna, co czuję. Zaczęłam sobie wmawiać, że jestem histeryczna i przewrażliwiona.”
Po ośmiu latach, skomplikowanej ciąży i problemach sercowych w końcu otrzymała diagnozę – choroba autoimmunologiczna, toczeń. „Poczułam ulgę, bo nareszcie mogłam odpowiednio się tym zająć“.
Cleghorn wykładała w tym czasie na londyńskim Birkbeck College, gdzie zajmowała się historią feministyczną. „Odkryłam, że 90 procent wszystkich pacjentów borykających się z toczniem, to kobiety. Zrodziło się we mnie pytanie, na ile efektywnie diagnozujemy u kobiet inne choroby. Zebrałam materiału jak na książkę. Więc zaczęłam ją pisać.“
W książce udowadnia, że dzisiejsza medycyna jest wciąż androcentryczna. „Powstaje w środowisku zdominowanym przez mężczyzn“– podsumowuje.
Przewrażliwione histeryczki
Podczas gdy w Polsce dopiero niedawno pojawiły się ostrożne wzmianki o różnicach w diagnozowaniu i leczeniu obu płci, a większość lekarzy w ogóle ich nie uwzględnia, zachodnia medycyna już od dziesiątek lat zgłębia temat. Naukowcy zajmują się między innymi badaniem stereotypów, związanych z męskim i kobiecym bólem. Zjawisko ignorowania kobiecego cierpienia stało się przedmiotem badań naukowców z Uniwersytetu w Miami.
Kobiety są często postrzegane jako „histeryczki“, które wyolbrzymiają cierpienie. Mężczyźni odwrotnie – jako ci, którzy myślą racjonalnie i nie okazują emocji. Cechy fizyczne i charakteru oraz emocjonalność każdego człowieka jako odrębnej jednostki nie są tu brane pod uwagę.
Doszli do wniosku, że kobiecy ból często ocenia się jako mniej poważny. „Panuje przekonanie, że ból u kobiet jest mniej intensywny, a w radzeniu sobie z nim pomogłaby im psychoterapia“ – wyjaśnia dla Heroine współautorka badań, doktorka Elizabeth Reynolds Losin. „W ten sposób myślą zarówno zwykli ludzie, jak i personel służby zdrowia”.
Ma nadzieję, że odkrycia te znajdą kiedyś odzwierciedlenie w procesie kształcenia lekarzy i lekarek. „Wyobrażenia na temat kobiecego doświadczania bólu są głęboko zakorzenione w narracji historycznej dotyczącej kobiecego ciała. To się musi zmienić.“
Kobiety są często postrzegane jako „histeryczki“, które wyolbrzymiają cierpienie. Mężczyźni odwrotnie – jako ci, którzy myślą racjonalnie i nie okazują emocji. Cechy fizyczne i charakteru oraz emocjonalność każdego człowieka jako odrębnej jednostki nie są tu brane pod uwagę.
Przekonanie, że kobiety odczuwające ból to histeryczki, wzięło się z medycyny antycznej. „Słowo histeria pochodzi z greckiego hystera, czyli macica“ – wyjaśnia Reynolds. Hipokrates, grecki lekarz i filozof, wiązał lęk, podrażnienie, złość i pożądanie seksualne z „wędrującą macicą“. „Grecy wierzyli, że psychiczną niestabilność wywołuje macica, która wędruje po ciele kobiety“ – mówi.
„Chociaż dziś nie stawiamy już takich diagnoz, stereotyp kobiety histeryczki w medycynie i społeczeństwie wciąż mocno się trzyma”. Jej zdaniem to jeden z powodów, dla których kobiece cierpienie jest lekceważone. Nawet jeśli jest to sprzeczne z tym, co wiemy dziś o różnicach w odczuwaniu bólu. „Wiele badań wskazuje na to, że kobiety odczuwają go silniej niż mężczyźni, i że częściej niż oni cierpią na bóle przewlekłe” – tłumaczy Reynolds.
„Możliwe, że zwiększoną wrażliwość powodują skoki hormonalne w czasie cyklu menstruacyjnego, częściowo można ją też tłumaczyć różnicami w systemie odpornościowym” – dodaje Reynolds. Uderzające jest, jak bardzo uzależnia się diagnostykę od czynników społecznych i stereotypów o doświadczaniu bólu.
Podobne doświadczenia ma za sobą również dwudziestodwuletnia Eliška Kopicová. „Za każdym razem podważano moje cierpienie. Czasami słyszałam: ‘Problem jest raczej natury emocjonalnej, nie próbowała Pani chodzić na terapię?’, ‘Może przepiszę coś na uspokojenie i porządnie się Pani wyśpi?’. Tak, pięciocentymetrowa cysta w kręgosłupie, przez którą ból promieniuje od pasa w dół, to rzeczywiście problem natury emocjonalnej” – komentuje Eliška.
Choroba skłoniła ją do założenia konta na Instagramie i portalu edukacyjnego o torbielu Tarlova. O wiele częściej dotyka on kobiety niż mężczyzn. Po tym co przeszła, Kopicová jest przekonana, że powodem źle postawionej diagnozy jest często płeć pacjenta.
„Długo myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że coś źle robię albo mówię, skoro tylu lekarzy traktuje moje problemy z lekceważeniem. Kiedy zaczęłam spotykać się z moim partnerem, który zbiegiem okoliczności zaczął chodzić na podobne badania, uświadomiłam sobie, że nasze wizyty się różnią. Jak on tam przyjdzie i powie, że go coś boli, traktują go poważnie” – mówi Kopicová.
„Kiedy spotkałam inne kobiety z tą samą diagnozą, odkryłam, że obchodzono się z nimi podobnie, że mamy identyczne doświadczenia… To najbardziej otworzyło mi oczy, inaczej nie chciałabym w to uwierzyć” – stwierdza.
Na to, że większość wiedzy specjalistycznej na temat chorób opiera się o badania mężczyzn, mamy wiele przykładów. Kobiety aż do drugiej wojny światowej były wyłączone z klinicznych badań leków pod pretekstem „ochrony”, głównie z uwagi na potencjalną ciążę.
„Zawsze, kiedy boli mnie tak bardzo, że muszę wbijać paznokcie w dłonie, lekarze widzą w tym reakcję psychiczną, nagły wstrząs emocjonalny. Mówią, że powinnam się uspokoić. A ja zwyczajnie reaguję na ból fizyczny” – wspomina. Kiedyś przyjechała do szpitala z ogromnym bólem, a lekarze od razu zaproponowali antydepresanty. Odmówiła, tłumacząc, że jej problemy nie mają związku z psychiką, poza tym czeka na operację kręgosłupa w Niemczech. „Lekarka mi później napisała w dokumentacji, że sobie uroiłam, że mnie uratują gdzieś za granicą. Brzmiało to tak, jakby totalnie mi odbiło”.
W drugiej części „Męskiej" medycyny piszemy o zawale, późno rozpoznawanym autyzmie u kobiet i lekach, które mogą działać na płcie inaczej.
Autorką obrazów jest Jana Šárová, malarka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Pradze (pracownie Vladimíra Kokolii i Tomáša Vaňka). Mieszka i pracuje w Pradze. Inspirację do swojej twórczości czerpie z bezpośredniej rzeczywistości, która ją otacza: z bodźców wizualnych, osobistych przeżyć i historii z podróży. Jej styl malowania jest specyficzny, wykorzystuje ornamenty i detale, które zyskują niespodziewane znaczenia i formy. Nawiązuje zarówno do autorów klasycznych, jak też do art brut czy elementów współczesnej popkultury (mody, filmu).
Wszystkie artykuły autorki/autora