Wszyscy jesteśmy bohaterami: z trójką dzieci w mieszkaniu, dzień leci, nawet nie wiem jak

Każda z nas jest bohaterką
Redakcja Heroine
| 15.9.2023
Wszyscy jesteśmy bohaterami: z trójką dzieci w mieszkaniu, dzień leci, nawet nie wiem jak
Shutterstock

Wątpię, byśmy wszyscy byli bohaterami. Moje historie z kwarantanny są dość banalne. Z dnia na dzień niewiele się zmienia. Na przykład dzisiaj. Zielony czwartek. Chociaż eksperci radzą, że najlepszą receptą na radzenie sobie ze stresującymi sytuacjami jest trzymanie się ścisłej rutyny, nadal nie mogę sobie z tym poradzić po miesiącu aresztu domowego.

Nie jestem zbyt entuzjastycznie nastawiony do budzenia się przed ósmą i nie mogę mówić o braku snu - wczoraj zasnąłem około dziewiątej, kładąc dzieci i spałem prawie 11 godzin z przerwą na mycie zębów. Mój najmłodszy syn, jak zwykle, przyszedł do naszego łóżka przed świtem, więc ostatnie kilka godzin spędziliśmy ściśnięci jak sardynki. Powinienem jednak wziąć z niego przykład, zawsze budzi się wesoły, szczęśliwy, że ma przed sobą nowy dzień i podaje mi swoje okulary z szafki nocnej w dyrektywny sposób, abym w końcu zrozumiał, że naprawdę jest rano. Następnie wskakuje mi na plecy i woła "Hyah, koniku!". zachęca mnie do galopu w kierunku kuchni.

Poranek mija błyskawicznie, nawet nie wiem jak. Na zewnątrz jest pięknie, więc zabieram dzieci do pawilonu, który jest jedyną oazą świeżego powietrza, gdzie można łyknąć powietrza bez całunu. Tylko w połowie słyszę kłótnie mojego potomstwa, a w komórce czytam, co Olga Tokarczuk napisała w New Yorkerze o kwarantannie. Pisze, że lubi tę powolność i ciszę. Cisza! Tak, chciałabym, myślę, podczas gdy Kilian krzyczy na całe gardło, że chce, żeby jego brat pobawił się samochodami. A on nie jest teraz w nastroju.

Zbliża się południe. Sprzątanie jeszcze się nie odbyło, a co z obiadem? Lodówka nie oferuje wielu opcji, resztki wczorajszego sosu są oferowane dla dwóch osób, szybki kuskus z warzywami zadowoli pozostałą dwójkę, a ja mam ochotę na ogórek koperkowy premium dostarczony pod moje drzwi z lokalnej restauracji. Stoję przy trzech garnkach na kuchence, w jednej ręce trzymam magazyn Ego z wywiadem z Janem Němcem, a w drugiej kawę.

Mężczyzna goli się w łazience, nie zdając sobie sprawy, że jego zarost prawdopodobnie nie urazi nikogo na zewnątrz pod przykrywką.

Lunch to trochę chaos, a potem zanurzamy się w dekoracjach wielkanocnych. W tym roku chciałam całkowicie wyprzeć się Wielkanocy, ale skończyło się na tym, że zrobiło mi się siebie trochę żal. Mąż kupił wczoraj baranka w piekarni, więc wystarczy wyciągnąć dekoracje spod łóżka i mieć to z głowy. Podczas grzebania we wszystkich spiętrzonych pisankach, kurczakach i barankach, Dorcas wpada na pomysł, aby zagrać w polowanie na jajka. A co mi tam. Zwycięzca dostaje czekoladę i pierwszy zaklepuje Matkę Boską, która wylądowała dziś w skrzynce pocztowej.

Ja się chowam, oni szukają. Dynamika jest taka jak zwykle. Dorcas ma się lepiej, Mathew wpada w histerię. Ona pomaga mu się rozchmurzyć, ale tylko na tyle, by i tak wygrać. W końcu wszyscy są szczęśliwi. Dla zdobywcy drugiego miejsca zostaje czekolada. Nie ma więcej pretendentów. Jednak nawet Kilian domaga się czegoś słodkiego, a zapytany, czy wolałby makowiec, czy na wpół namoczone ciastko, odpowiada z umiejętnością "jedno i drugie". Uważam to za urocze, że zupełnie niewykształcony dostaje jedno i drugie.

Spoglądam na zegarek i z przerażeniem odkrywam, że zostało mi półtorej godziny do rozpoczęcia mojej zmiany. Mężczyzna goli się w łazience, nie zdając sobie sprawy, że jego zarost prawdopodobnie nie urazi nikogo poza nim pod kołdrą. Potem wychodzi po lekarstwa, a także po bekon na jutrzejszą pieczeń wątrobową i ziarna dla papug. Na moje obawy, że wszystko zależy od niego, podczas gdy ja opalam się z telefonem komórkowym w ręku, czytając doświadczenia koronawirusa śpiewaczki operowej, która skończyła za kasą w Penny Market z powodu kwarantanny, oświadcza, że właśnie po to tu jest. Brzmi to heroicznie i myślę, że on sam to lubi. Ja też.

Ślęczę nad klawiaturą, jak za czasów biurowych, i gniotę się między literami. Nie mogę się doczekać wiosła.

Łapię ostatnie minuty słońca, zanim usiądę przed ekranami, gdzie za kilka minut zaczną drętwieć mi stopy. A potem naprawdę będę musiał tam siedzieć. Moja zmiana jako redaktora zagranicznego zaczyna się o 2:30. Od teraz do 22:00 wychodzę z biura tylko po to, by zaparzyć herbatę, pójść do toalety lub przywitać się z dziećmi.

Trzy ekrany są podświetlone, próbując zorientować się w tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin w południowej Europie i Afryce, które dziś relacjonuję. Na szczęście sytuacja wygląda dość spokojnie. Nowe powiadomienia e-mail i wiadomości Google Hangouts dochodzą z lewej strony, ale nie jest to tak radosne, jak innym razem. Dwa dni temu stopniowo liczyłem zabitych w Belgii, Holandii, Wielkiej Brytanii i Francji za pomocą kalkulatora, dziś prawdopodobnie czekam na nowy bilans z Włoch i Turcji. W Botswanie parlament jest objęty kwarantanną. Na Lampedusie czeka łódź z uchodźcami, którzy nie mają gdzie wylądować. Papież odprawia mszę w pustym kościele. Redaktor naczelny przesyła nam pochwałę od Václava Moraveca, mówiąc, że jesteśmy dobrzy. Hm.

Gdy zbliża się pora snu, dzieci szaleją. Zaczyna mnie to izolować w pracy. Od czasu do czasu mój syn zakrada się potajemnie, niezrażony nawet po długim popołudniowym spacerze z ojcem, i chce mnie zwabić do zabawy lub dotknąć mojego dekoltu, gdy mam zamiar przygotować szybki raport. Potem znowu moja córka prosi mnie o umycie jej włosów. I jeszcze jeden syn, ponieważ desperacko potrzebuje przytulenia. Zjadam posiłek nad klawiaturą, tak jak w czasach biurowych, i kruszę się między literami. Nie mogę się doczekać, aż dostanę wiosło. Dzieci proszą o dobranoc, więc szybko kończę raport o papieżu i idę posłuchać ich opowieści. Syn szepcze mi do ucha to, co zwykle: "Marzę o samochodach, kupię, ukoronuję, pani weźmie". Pozostała dwójka śmieje się z ich żartów.

A teraz, gdy w mieszkaniu szumi tylko lodówka, siedzę na kanapie i piszę ten tekst. Wkrótce będzie północ, jestem głodny. Wielki Piątek już prawie nadszedł. Żadnego bohaterstwa.

Lenka, redaktorka Czeskiej Agencji Prasowej

(Zdjęcie: Shutterstock)

Wszyscy jesteśmy bohaterami. Podziel się swoją historią

Jak doświadczasz kwarantanny? Podziel się z nami swoimi historiami! I wcale nie muszą one pochodzić z pierwszej linii frontu. Niezależnie od tego, czy jesteś nauczycielem, kasjerem w supermarkecie, czy w domu z dziećmi, z pewnością doświadczysz nowych wyzwań i trudnych chwil podczas kwarantanny. Jeśli chcesz się przyłączyć, wypróbuj Facebooka. Opisz swoją historię, ustaw post jako publiczny, oznacz w nim swój profil Heroine.cz i hashtaguj #kazdajsmehrdinka. Lub wyślij nam swoją historię bezpośrednio e-mailem na adres redakce@heroine.cz. W ramach podziękowania wyślemy Ci majowy numer magazynu za darmo.

Przeczytaj inne historie bohaterek w izolacji w domu, zmagających się z wychowywaniem dzieci, szyciem zasłon i martwieniem się o bliskich i przyjaciół.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz