Nawet dziś praca seksualna jest uważana za coś gorszego, coś, o czym się nie mówi. Podczas gdy to feminizm zmusił ludzi do ponownego zastanowienia się nad tym, czym jest, a czym nie jest praca kobiet, to również feminizm sprawił, że kobiety uprawiające seks stały się przykładem głębokiego zła, być może nie moralnego, ale dlatego, że kobiety "mogą robić to lepiej".
Jest taka scena w filmie Lolita z 1997 roku, wyreżyserowanym przez Adriena Lyna, która na zawsze utkwiła mi w pamięci. Miałem wtedy jakieś dwanaście lat i oglądałem film do późnych godzin nocnych na naszym starym analogowym telewizorze. Lolita i jej opiekun, kochanek i porywacz w jednej osobie wędrują od jednego obskurnego motelu do drugiego, romans powoli zanika, aż wybucha bójka na postrzępionej pościeli ciemnego pokoju hotelowego.
Stos monet rozsypuje się na łóżku. W tym momencie Humbert zdaje sobie sprawę, że przez cały ten czas Lolita ukrywała pieniądze, które zwykł jej płacić. Nagle czuje strach, że oszczędzała je, aby móc go opuścić. Coś takiego nigdy wcześniej nie przyszłoby mu do głowy. Niepokojące ujęcia, pełne intymności i przemocy, przerywa scena, w której Lolita wykrzykuje: "Zarobiłam te pieniądze!". W tym momencie widz zdaje sobie sprawę, że Lolita nauczyła się rozumieć akt seksualny jako coś wymiernego w pieniądzach.
W końcu sam dorastałem w świecie, który nalegał, bym był obiektem pożądania seksualnego, a jednocześnie karał mnie za korzystanie z niego.
Doszedłem do tego samego wniosku, ale w innych okolicznościach. Mężczyźni, którzy zdecydowali się wykorzystać moją wrażliwość, podobnie jak Humbert, najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z roli, jaką odgrywali w walce o władzę między młodą kobietą, która była spłukana, a mężczyzną, który miał jej wiele do zaoferowania. Humbert mógł znęcać się nad Lolitą, ale jednocześnie wierzył w ich miłość. Wymienna natura ich związku była w jego oczach perwersją. Dlatego sugestia, że był to tylko handel, zszokowała go. Czuł się tak zagrożony tym faktem (a nawet faktem, że Lolita postrzegała to w ten sposób), że uderzył ją. Natychmiast żałuje swojego czynu i poddaje się jej ciosom, tylko po to, by ona przestała milczeć.
Złoczyńca czy bohater
Przemoc, do której ucieka się Humbert, jego niezdolność do zaakceptowania dziwki, jest czymś, co istnieje od niepamiętnych czasów. Wiele bardzo różnych osób - od religijnych fundamentalistów po niektóre rodzaje radykalnych feministek - zgodzi się, że praca jest godnym szacunku, a nawet szlachetnym zajęciem, ale praca seksualna jest niska i przestępcza. W rzeczywistości czasami jest to poniżające, ale innym razem nie. Czasami jest nielegalna, często jest prawnie skomplikowana. W każdym razie: dlaczego nie traktować pracy seksualnej jak każdej innej pracy?
Ja sama postrzegam pracę seksualną jako normalną pracę, również dlatego, że sama ją wykonuję. Oglądałam " Lolitę " na długo przed tym, jak zaczęłam pracować w seksbiznesie. Ale niedługo przed tym, jak sama zaczęłam wymieniać się seksem: za jedzenie i papierosy, za miejsce do spania czy ofertę pracy. Identyfikowałem się z Lolitą, ale sympatyzowałem też z Humbertem. W końcu talent Vladimira Nabokova polega właśnie na tym, że nawet w XXI wieku potrafi utrzymać czytelnika w stanie ambiwalencji. Jest oczywiście coś potwornego w mężczyźnie, który uwodzi Lolitę, ale o wiele bardziej interesowała mnie ona sama i jej motywy.
Po raz pierwszy przeczytałam powieść Lolita (pierwotnie opublikowaną w 1955 roku), gdy miałam czternaście lat. Wydała mi się wtedy dość niepokojąca - ale na szczęście nigdy nie przeszkadzały mi niepokojące rzeczy. Książka, którą wtedy przeczytałem, opowiadała o młodej dziewczynie, która została zmuszona do zbyt szybkiego dorastania pod ciężarem niefortunnych okoliczności i która była w równym stopniu pomysłowym wspólnikiem, co prawdziwą ofiarą. Krytycy Lolity zwykle domagają się absolutnej oceny: czy Lolita była ofiarą czy dziwką? Powinniśmy współczuć Humbertowi czy go potępić? Ale dlaczego jedno i drugie nie może być prawdą? W końcu sam dorastałem w świecie, który zarówno nalegał, bym był obiektem pożądania seksualnego, jak i karał mnie, gdy to wykorzystywałem.
Coś za coś: piękno za zasoby
W wieku jedenastu lat po raz pierwszy zauważyłam, że wzbudzam seksualne zainteresowanie dorosłego mężczyzny. Obudziło się wtedy we mnie coś wyjątkowego i nauczyłam się flirtować. Przez kilka następnych lat doskonale wiedziałam, że jeśli przestanę się rumienić i zaakceptuję swoją rolę obiektu seksualnego, będę mogła coś zyskać. Balansowałam na krawędzi ubóstwa i wyczuwałam szansę w każdym znaczącym spojrzeniu lub gwizdku. Zrozumiałam świat mężczyzn chętnych do zapewnienia mi pieniędzy, wygody i ucieczki w zamian za jedyną rzecz, którą miałam: piękno i młodość. Może gdybym miała ojca i stabilny dom, pozostałoby to tylko pierwszym powiewem flirtu. Nie miałam. Okoliczności sprawiły, że stałam się młodą kobietą, która była aż nazbyt świadoma tego, że pociąg seksualny pozwoli jej przetrwać. Jednocześnie sama pragnęłam seksu, tyle że pełnił on podwójną funkcję: był jednocześnie pożądaniem i zapłatą.
Feminizm, który promował wolność seksualną, pomógł mi uniknąć najgorszego wstydu. Jednocześnie dobrze rozumiem strukturalne powody, dla których chciałam płacić za seks. W idealnym świecie nie byłabym pracownicą seksualną i wykonywałabym tylko tę pracę, którą naprawdę chcę wykonywać. Ale nie żyjemy w raju. Jestem pewien, że możliwe jest jednoczesne krytykowanie nierówności ekonomicznych i płciowych, które prowadzą do pracy seksualnej, jednocześnie broniąc samej pracy seksualnej.
Wyzysk to coś, na co sami sobie pozwalamy
Amerykańska aktorka Ashley Judd dołączyła do ruchu na rzecz kryminalizacji pracy seksualnej w 2018 roku, wraz z wieloma innymi bogatymi celebrytami. W rzeczywistości taki ruch jest pogardliwy dla poglądów większości osób świadczących usługi seksualne, Amnesty International i Światowej Organizacji Zdrowia. Na swoim profilu na Facebooku aktorka wydała oświadczenie typowe dla tego rodzaju feminizmu, który zwykle lekceważy pracujące kobiety: "Nikt nie powinien pozwalać się wykorzystywać". Stwierdzenie to łączy przyznanie się do czegoś i bycie z czegoś zadowolonym z wyzyskiem z poczuciem "stać mnie na więcej". Ale rzeczywistość kapitalizmu jest taka, że większość z nas pozwala na własny wyzysk, ponieważ musimy przetrwać. Taka jest natura dzisiejszej pracy. Nie bądźmy więc zaślepieni martwieniem się o to, jak kobiety traktują swoje ciała - seks za pieniądze to praca jak każda inna.
W końcu zamożniejsze kobiety nigdy nie musiały utrzymywać się z seksu. Poruszały się w usankcjonowanych przez państwo granicach barteru w imię małżeństwa.
Oczywiście konieczne jest odróżnienie pracy (seksualnej) od niewolnictwa. Konieczne jest również rozróżnienie między tym, co robimy dla przyjemności, a tym, co robimy, aby przetrwać. Co więcej, te dwie rzeczy mogą się czasem przenikać, nie będąc jednym i tym samym. Zrozumienie tej perspektywy pozwala nam nie tylko postrzegać obecne żądania pracowników seksualnych (tj. wykonywanie ich pracy bez regulacji i kryminalizacji) jako uzasadnione i pilne, ale także wzywać do skutecznego zapobiegania handlowi białym mięsem.
Gdzie kończy się i zaczyna zmiana
Wydana w 2014 roku książka Melissy Giry Grant Playing the Whore to błyskotliwa analiza tego, jak feministki ubiegłego wieku de facto przygotowały grunt pod walkę o prawa pracownicze. Zrobiły to, domagając się zatarcia granic między sferą prywatną i publiczną, ponieważ pracowały w obu dziedzinach. Był to sposób, aby zacząć postrzegać nadużywaną pracę w domu jako legalną.
Myślę jednak, że wykluczenie pracy seksualnej z tych wysiłków wynika z etosu klasy średniej liberalnego feminizmu. W końcu zamożniejsze kobiety nigdy nie musiały utrzymywać się z pracy seksualnej. Poruszały się w ramach usankcjonowanego przez państwo barteru w imię małżeństwa. Niezadowolenie dwudziestowiecznej gospodyni domowej przekształciło się w walkę o wolność i niezależność - które miały być dodatkiem do subsydiowanego bezpieczeństwa materialnego. W ten sposób feministyczny dyskurs na temat pracy przestał dotyczyć tego, do czego kobiety były zmuszane, a skupił się na tym, czego same chciały. Praca kobiety zaczęła być mierzona według podwójnego standardu: jeśli nie lubisz seksu ze swoim mężem, masz problem w samym małżeństwie. Ale jeśli nie czerpiesz przyjemności z seksu z klientem, nie możesz zgadzać się na własne wykorzystywanie.
Jest to jednostronne spojrzenie zarówno na seks, jak i na to, co jest, a co nie jest pracą. Rzeczywistość jest bardziej mglista. Czy wyczuwasz tę ślepotę na złożoność relacji międzyludzkich, na ludzką psychologię? Gospodyni domowa, która wyszła za mąż dla pieniędzy, a teraz udaje orgazmy, samotna matka, która uprawia seks z mężczyzną, którego nie lubi, ale który zapewnia jej komfort: gdzie w takich przypadkach przebiega granica między zgodą a wyzyskiem, między seksem a obowiązkiem? Kiedy po raz pierwszy uprawiałam seks "na wymianę" z mężczyzną, miałam wybór, choć był on ograniczony. Wybrałam wyzysk od mężczyzny z zasobami, których potrzebowałam. Wybrałam dach nad głową zamiast bezdomności. Lolita była tylko dzieckiem i bez wątpienia była wykorzystywana. Nie zapominajmy jednak, że doskonale zdawała sobie sprawę z funkcji, jaką jej ciało odgrywało w patriarchalnej gospodarce. Filozoficznie rzecz ujmując, na wyzysk często wyrażamy zgodę.
Godna uwagi w tym względzie jest książka Revolting Prostitutes autorstwa Juno Mac i Molly Smith z 2018 roku. Zacznijmy poważnie traktować głosy osób występujących w tej książce. Jest całkowicie jasne, że wymiana w ramach polityki seksualnej jest złożona i że ludzie mają do niej różne motywy. Jeszcze bardziej oczywiste jest to, że to globalna gospodarka najbardziej zawodzi ludzi. Musimy przemyśleć nasze postawy: wobec wolności, wyboru, przyjemności i pracy.
Artykuł opublikowany na stronie Aeon przetłumaczony z języka angielskiego przez Gaby Khazal.