W ubiegłym roku pisano o przemocy domowej i seksualnej w związku z kilkoma nagłośnionymi przypadkami. Wiele osób to docenia i chciałoby, aby ten trend się utrzymał. Tylko więcej grzmotów i więcej kropel! Ale czy może być zbyt wiele tekstów na poważny temat, który dla wielu otwiera się po raz pierwszy? Jakie uczucia może wywołać wzmożone informowanie o negatywnych zjawiskach społecznych i jak powinniśmy do nich podchodzić?
Miniony rok wydaje się być, i miejmy nadzieję, że był, przełomowy pod względem medialnego nagłośnienia kwestii związanych z przemocą domową i seksualną. Występowanie tego typu przemocy jest w naszym kraju wciąż niedoceniane, a przede wszystkim brak jest zrozumienia dla tego zjawiska w dużej części społeczeństwa, a całe zagadnienie owiane jest mitami, stereotypami i uprzedzeniami. W ubiegłym roku kilka głośnych spraw stało się okazją do pokazania wielu cech przemocy domowej i seksualnej, wyjaśnienia kontekstu i odpowiedzi na powszechne pytania, które często nie wynikają ze złej woli, a jedynie z niewiedzy i niezrozumienia.
Jednym z najczęściej omawianych w ten sposób przypadków był Międzynarodowy Dzień Walki z Przemocą Wobec Kobiet, będący kolejną okazją do tekstów i działań podnoszących świadomość w tym obszarze. Tak więc w pewnym momencie - przynajmniej tak wydaje się autorowi tego tekstu - przemoc domowa i seksualna była wszędzie. Być może Leckomowi przeszło przez głowę: "Tak, tego rodzaju przemoc jest straszna. Tak, współczuję ofiarom. Chcę im pomóc i zapobiec dalszej przemocy. Wiem też, że dzieci w Afryce umierają z głodu lub chorób, którym można łatwo zapobiec, a ludzie giną w wojnach i innych konfliktach zbrojnych na całym świecie - i nie mogę o tym słyszeć każdego dnia". Czy strumień doniesień o poważnej sprawie, w której ludzie cierpią, może być zbyt duży?
Wszyscy mamy tylko ograniczoną ilość energii i zasobów w naszym życiu i nie możemy i nie chcemy wydawać ich na rozwiązywanie wszystkich problemów i bolączek świata. Jeśli przytłoczymy samych siebie, możemy łatwo stać się wyczerpani - a takie przytłoczenie nikomu nie pomaga.
Negatywną reakcję można jednak zaobserwować również u osób, które mają dobrą wolę i przystępują do debaty publicznej z życzliwością i otwartym umysłem. Jak wyjaśnia psycholog Paul Slovic, ludzkie postrzeganie cierpienia innych ludzi ma swoje naturalne mechanizmy i zrozumiałe ograniczenia. Ludzki umysł nie jest przystosowany do myślenia dużymi liczbami i abstrakcyjnymi pojęciami. To dlatego raz na jakiś czas indywidualna historia (gdy oszczędzamy na trudną operację lub drogie pomoce dla konkretnego chorego dziecka) ma na nas większy wpływ niż strumień statystyk dotyczących ofiar przemocy domowej i seksualnej oraz krytyka tego, jak system nie działa. Wraz ze wzrostem liczby ofiar spada nasza empatia i chęć niesienia pomocy. Następnie, gdy często słyszymy o tym problemie i czujemy naszą bezradność, ból i frustrację, bardzo naturalną i zrozumiałą reakcją może być odrętwienie, brak zainteresowania, a nawet irytacja. Przy kolejnym artykule wielu może poczuć: "Znowu molestowanie seksualne? Tak, wiem, to głupie, ale wystarczy, nie mogę nic z tym zrobić!".
W związku z tym psychologowie zidentyfikowali inne zjawisko psychologiczne - poczucie nieskuteczności i nieefektywności. Czujemy, że jeśli nie możemy rozwiązać całego problemu i pomóc wszystkim dotkniętym nim osobom, to nie ma sensu robić czegokolwiek, więc wycofujemy się zamiast podejmować jakiekolwiek działania. Ciepłe uczucie, że pomogliśmy jednej osobie lub zrobiliśmy jedną małą rzecz, może przykryć negatywne odczucia związane z tym, jak wielu innym osobom nie pomagamy i że nasza mała aktywność nie rozwiązuje problemu w żaden systemowy sposób. Paul Slovic ocenia to jako fałszywe wrażenie, z którym należy świadomie walczyć: powtarzając sobie, że "nawet częściowe rozwiązanie może uratować całe życie" i że każde nasze działanie może pomóc. Tylko nie robiąc nic, cokolwiek zmienimy.
Wszystkie artykuły autorki/autora