Nowy dokument to list miłosny do Nowego Jorku od bezwzględnego krytyka Frana Lebowitza

Kobieta w mieście
Emma Kausc
| 9.10.2023
Nowy dokument to list miłosny do Nowego Jorku od bezwzględnego krytyka Frana Lebowitza
Netflix

Nie mamy w Czechach kobiety takiej jak Fran Lebowitz. Komentatorka i komiczka, która komentuje wszystko i wszystkich z nieodpartym sarkazmem i jest podziwiana przez odnoszących sukcesy mężczyzn w jej wieku - jak w tym przypadku słynny reżyser Martin Scorsese. Ale nie jest ona jedyną publiczną intelektualistką, której idee zostały przejęte przez obecne młode pokolenie.

Fran Lebowitz uosabia Manhattan lat siedemdziesiątych. W siedmioodcinkowym serialu dokumentalnym Udawaj, że tomiasto , Martin Scorsese zapewnia pisarce format, który, podobnie jak jej szyte na miarę marynarki Saville Row, jest stworzony dla niej i tylko dla niej. To jej niepowtarzalna sylwetka, niezmieniona od dziesięcioleci, prowadzi widzów przez dawno utracony Nowy Jork i umieszcza go w kontekście miasta, które znamy dzisiaj.

Na widok Fran Lebowitz odczuwa się ulgę. Jej podejście do życia przepływa przez trendy i style, niczego na siebie nie nakładając. Jeśli amerykański krytyk, filmowiec i pisarz Chris Kraus pytał w swojej przełomowej powieści I Love Dick, czy "każdy list jest listem miłosnym?", to warto powiedzieć, że nie każdy list miłosny adresowany do Nowego Jorku jest tak oryginalny jak Udawaj, że tomiasto.

"W Nowym Jorku jest wiele miejsc, w których tablice pamiątkowe są umieszczane w ziemi. Bardzo mi się to podoba, ponieważ oznacza to, że mają nadzieję, że ktoś na nie spojrzy. Jestem pewien, że nie myśleli: "To będzie tylko Fran. Inni będą wpatrywać się w swoje telefony komórkowe. To będzie tylko Fran, ale ona jest tego warta. Postawimy jej tablice pamiątkowe" - żartuje Lebowtiz, spacerując po metropolii sprzed pandemii. To, co jest pociągające w Fran Lebowitz, oprócz jej nonszalanckiej pewności siebie, która towarzyszy jej od pierwszych wystąpień w mediach, to jej zdolność do ujarzmiania przestrzeni tak, że wydaje się, że nikogo innego w niej nie ma.

Jej sugestywność jest w pewnym stopniu zasługą jej wieloletniego przyjaciela Scorsese, prawdziwegonowojorczyka, jak nazywa go Fran. Ich rozmowy przy stoliku w klubie The Players na Manhattanie, gdzie rozmawiają o wszystkim, od winnych przyjemności ("Nic takiego nie wiem, nigdy nie czuję się źle z powodu przyjemności.") po stan nowojorskiego metra ("Gdybym upuścił diament w metrze, zostawiłbym go tam."), są rzeczywiście dialogiem, ale Scorsese jest celowo nieobecny. Wsłuchuje się w każde jej słowo, gotowy śmiać się niemal histerycznie, ale nie mechanicznie, ze wszystkiego, co kobieta w centrum akcji mówi przez siedem odcinków, które są również portretem przyjaźni. Mówi o rzeczach, które kocha, ale przede wszystkim o rzeczach, których nienawidzi: owinięta w sztukę krótkich zdań i szybkich reakcji, które nie umniejszają ich trafności. "Żyjemy w świecie, w którym ludzie oklaskują cenę na aukcji, ale nie Picassa".

Czasy się zmieniają, Fran Lebowitz pozostaje

Przycięte do połowy szyi, dopasowane marynarki, dżinsy i kowbojskie buty są skrótem nowojorskiej historii kultury, tak samo jak, powiedzmy, Studio 54, gdzie Lebowitz chodził z Calvinem Kleinem. W przeciwieństwie do klubu, który żyje tylko jako wspomnienie, jako część wspomnianej historii, Fran, naoczny świadek innych czasów, pozostaje aktualna. Swoje poglądy na ten temat, oparte na cynicznej obserwacji i twórczej bezpośredniości bez żadnych serwetek, zapisała w Metropolitan Life (1978) i Social Studies (1981).

Od czasu publikacji swojej ostatniej książki cierpiała na prawdopodobnie najdłuższą blokadę pisarską i jak zauważa w serii: "Kochałam pisać, dopóki nie zaczęłam pisać dla pieniędzy. Wtedy zaczęłam tego nienawidzić". Jej kariera, jako że istnieje poza literaturą, pozwala Lebowitz pominąć niezbędną edycję i poruszać się po różnych tematach tak zręcznie, jak po ulicach ukochanego miasta. Satyryczny dowcip komentatorki kulturalnej pozostaje. Na ekranie pomaga jej w tym Scorsese, który pomimo dobrze znanej nienawiści Lebowitza do technologii, rozumie niewątpliwy potencjał i znaczenie jej obecności. Pomaga Fran dotrzeć do publiczności, która w innym przypadku byłaby nieosiągalna.

Tak naprawdę nie potrzeba niczego, by ulec urokowi osobowości komentatorki kulturalnej. Nie jest to związane z niczym, co powiedziała lub napisała w przeszłości. Mówi o niej współczesnym językiem i, co dla niej typowe, patrzy na teraźniejszość krytycznym, pewnym siebie okiem. To właśnie ten pozbawiony sentymentów pogląd na przeszłość przemawia do młodych ludzi. Lebowitz nieco ironicznie postrzega status celebryty, którym się cieszy: "Tak naprawdę tego nie rozumiem. Nigdy nie zwracałam na nich większej uwagi". Być może to jej opór wobec trendów, jej mocne zakotwiczenie we wszystkim, co reprezentowała w latach siedemdziesiątych, wypełnia kampusy amerykańskich uniwersytetów, kiedy o nich mówi (i nie tylko).

Być może Fran Lebowitz przekonująco uosabia pewność w czasach, gdy nic nie jest pewne. "Im dalej jesteś od jakiejś epoki, tym bardziej wydaje się ona pociągająca. A jeśli zdarzy ci się tam być, ta atrakcyjność przylega również do ciebie" - zauważa, a jej apel jest tym bardziej wiarygodny, że nic nie jest stracone.

Kobiety w centrum akcji

Kiedy 80-letnia Joan Didion stała się "dziewczyną z plakatu" w kampanii S/S 2015 francuskiego domu mody Céline, wyznającego wówczas szykowny minimalizm Phoebe Philo, postać publicznej intelektualistki powróciła tam, gdzie jej miejsce dawno temu. Didion nosi prostą czarną sukienkę i czarne okulary przeciwsłoneczne. Dolna połowa plakatu uosabia białą, pogrubioną czcionką prostą elegancję, z którą kojarzona jest amerykańska dziennikarka i autorka.

Wybór Philo nie był zaskoczeniem dla nikogo, kto kiedykolwiek zetknął się z serią portretów Juliana Wassera, która została opublikowana wkrótce po zbiorze esejów Didion z 1968 roku , Slouching Towards Bethlehem. Autorka, w sukience z długimi rękawami, opiera się swobodnie o swoją Corvettę, z papierosem w prawej ręce. Historia fotografii przedstawiła ją jako uosobienie niewymuszonej elegancji, podejścia, na którym Philo polegała przez cały czas pracy w Céline. Ale wybór Joan Didion jako twarzy kampanii wskazuje również na transformację intelektualistów publicznych. Podobnie jak nowo odkryta sława Lebowitz, kampania modowa jest związana z renesansem intelektu, który ostatnio obserwowano w latach 60-tych.

Lebowitz również nie stroni od światła reflektorów mody i regularnie zyskuje miano mało prawdopodobnej ikonyodzieży męskiej. Podobnie jak w przypadku Chrisa Krausa, krytyka, filmowca i pisarza, wydaje się, że tylko teraźniejszość znajduje słowa na sposoby, w jakie wspomniani intelektualiści wyprzedzali swoje czasy. A dzięki demokratyzacji przestrzeni medialnej mają oni możliwość przemawiania do pokoleń, do których inaczej by nie dotarli.

Kiedy Chris Kraus opublikowała swoją rewolucyjną powieść, będącą połączeniem wspomnień i fikcji, I Love Dick, w 1997 roku, spotkała się ona jedynie z letnim przyjęciem i podniosła brwi w kręgach artystycznych. Książka, przedstawiająca autobiograficzną obsesję na punkcie angielskiego teoretyka mediów Dicka Hebdige'a, znalazła idealnego czytelnika dopiero po wznowieniu w 2005 roku. Można powiedzieć, że zainspirowała pokolenie pisarek piszących w duchu autofikcji (Sheila Heti czy Lena Dunham), tworząc kobiecą antybohaterkę, dla której w latach dziewięćdziesiątych nie było miejsca ani słów. Wszystkie te trzy kobiety znalazły swoją publiczność przez dziesięciolecia swojej kariery, ale obecna era pozwala im poszerzyć grono odbiorców, a także ich dziedziny. Po raz kolejny znalazły się w centrum akcji.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz