Lenka Koenigsmarková, dyrektor marketingu Mattel na Czechy, Słowację i Węgry, emanuje charyzmą i wielką siłą. Wraz z mężem wychowuje dwóch synów, z których młodszy jest poważnie niepełnosprawny. Uważa, że w czeskim społeczeństwie istnieje silna solidarność między ludźmi, ale państwo zawodzi na wiele sposobów. Czy normy można zmienić za pomocą zabawek?
Wesoła, energiczna, empatyczna Lenka Koenigsmarková wygląda na kobietę sukcesu i zadowoloną z życia. Wraz z mężem mieszka w Pradze i wychowuje dwójkę dzieci, dziewięcioletniego Bena i pięcioletniego Maxa. Pochodząca z Brna Lenka pracuje jako menedżer ds. marketingu w firmie Mattel, lubi swoją pracę i dobrze zarabia. Ma czterdzieści pięć lat, podobnie jak jej mąż. Jej młodszy syn jest poważnie niepełnosprawny, o czym rodzina dowiedziała się, gdy miał sześć miesięcy. To, co wyniosłam z rozmowy z Lenką, to jej przekonanie, że życie z niepełnosprawnością nie musi oznaczać popadania w beznadzieję i rozpacz. Prowadzi konto Maxa na Instagramie. Jej wielkim życzeniem jest, aby społeczeństwo lepiej zrozumiało, że nawet z niepełnosprawnością można prowadzić pełne i szczęśliwe życie. Temat integracji i defaworyzacji przewija się również w jej pracy. Rozmawiamy również o tym, jak zabawki mogą wpływać na społeczeństwo i co robią producenci zabawek w tej dziedzinie.
Jako dziecko Lenka miała wspólne dziecięce marzenia. Chciała zostać astronautką, księżniczką lub aktorką. Ale potem nadeszła rewolucja. "Wszystko się zmieniło. To, co planowaliśmy jako dzieci. Nagle otworzyły się nowe możliwości. Poszłam do liceum humanistycznego, a potem, ponieważ nie wiedziałam dokładnie, co chcę robić, do szkoły ekonomicznej" - Lenka wspomina lata 90. i to, jak wybrała szkołę, która dała jej różne możliwości kariery. Po ukończeniu szkoły przez krótki czas pracowała jako audytor, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie jest to zawód dla niej. Praca wymagała ciągłego liczenia, ale Lenka nie lubiła audytorów i wszyscy się ich bali. Po dziewięciu miesiącach rzuciła więc karierę audytora i spróbowała swoich sił w marketingu. "Ale na coś takiego trzeba było pojechać do Pragi", Lenka wyjaśnia, jak to działało, gdy wszystko nie było jeszcze połączone przez Internet. Zmieniła kilka miejsc pracy, a następnie pracowała w Lego przez prawie dziesięć lat.
Spełnianie życzeń Świętego Mikołaja
"A teraz pracuję w Mattel od prawie dziesięciu lat, zabawki są moim przeznaczeniem", uśmiecha się z radością do swojej pracy, którą uważa zarówno za inspirującą, jak i pożyteczną. W pewnym momencie przejścia z jednej firmy do drugiej założyła rodzinę. Pracując na podobnym stanowisku jako kobieta bezdzietna i jako matka, może porównać, jak wpłynęło to na jej pracę. "Kiedy nie miałam dzieci, postrzegałam pracę bardziej akademicko. Na przykład, kiedy tworzyliśmy seriale inspirowane filmami dla dzieci, uczyłam się na pamięć, o czym były filmy i kim byli bohaterowie, ale teraz oczywiście wiem wszystko, mam to wszystko na pamięć" - mówi. Lenka widzi również pewną korzyść w tym, że w obu przypadkach dołączyła do firmy, która w tamtym czasie borykała się z problemami ekonomicznymi, tj. była na minusie w skali globalnej.
Chociaż Lego radzi sobie dziś wyjątkowo dobrze, w tamtym czasie rozważano nawet jego sprzedaż, a Mattel również borykał się z problemami ekonomicznymi w czasie, gdy dołączyła do firmy. "Ale to się poprawiło. Nie znaczy to, że mam w tym jakiś ogromny udział, ponieważ Czechy odpowiadają za około jeden procent światowych obrotów, ale miło jest widzieć, jak te firmy próbują radzić sobie ze swoimi problemami". Teraz, w czasie pandemii, producenci zabawek radzą sobie dobrze, sprzedając więcej. "Rodzice chcą zapewnić rozrywkę swoim dzieciom, ale chcą je także uszczęśliwić" - wyjaśnia Lenka. Jak mówi, wiele osób odkłada zakup samochodu lub drogie wakacje, ale nie skąpi na te średnie wydatki. Kiedy jestem ponad moje siły, mówię sobie, że to ja spełniam życzenia moich dzieci dotyczące Świętego Mikołaja", mówi Lenka z odrobiną przesady.
Myślenie o tym, jakie zabawki można dać dzieciom, jest dziś znacznie bardziej złożone niż w przeszłości. Stwierdzono na przykład, że małe dziewczynki w wieku około pięciu lub sześciu lat zaczynają wątpić w siebie.
Myślenie o tym, co zabawki mogą dać dzieciom, jest dziś znacznie bardziej złożone niż w przeszłości. Mattel bierze również pod uwagę psychologiczną stronę zabawy. Stwierdzono na przykład, że małe dziewczynki w wieku około pięciu lub sześciu lat zaczynają wątpić w siebie. "To niekoniecznie wina rodziców, którzy mówią im, że nie mogą czegoś zrobić. Duży wpływ ma również środowisko i społeczeństwo, w którym wciąż wpaja się, że małe dziewczynki powinny być ładne i dobre. Dziewczynka się nie złości" - wyjaśnia Lenka.
W języku angielskim nazywa się to "dream gap". W firmie Mattel starano się podnieść samoocenę małych dziewczynek, przeprowadzając wywiady z inspirującymi kobietami, które od najmłodszych lat miały wielkie marzenia. "Szukaliśmy kobiet, które robiły coś interesującego, nawet w obszarach tradycyjnie postrzeganych jako domena mężczyzn. Chcieliśmy pokazać, że kobiety mogą odnieść sukces wszędzie". Opisuje, jak na przykład stworzyli lalkę opartą na Esther Ledecky i mówi, że obecnie rozważają nawet lalkę reprezentującą Zuzanę Čaputovą. "Uważamy ją za bardzo inspirującą kobietę, ale łączenie polityki i zabawek jest trudne. Problem z politykami zawsze polega na tym, że nie można być pewnym, co zrobią jutro", Lenka wyraża swoje wątpliwości co do tego pomysłu, ale jest też nim kuszona. W każdym razie produkcja musiałaby zostać zatwierdzona w USA, więc lalka inspirowana słowackim prezydentem jest mało prawdopodobna.
W tym roku Mattel skupił się na jeszcze innym obszarze, a mianowicie na konkretnych korzyściach, jakie zabawa lalkami oznacza dla rozwoju dzieci. "Często postrzegamy zabawę lalkami jako mało wymagającą dziewczęcą zabawę. Dziecko, które buduje klocki Lego jest postrzegane jako sprytne, podczas gdy zabawa lalkami jest często postrzegana jako coś prostego lub głupiego. Wykazano jednak, że zabawa lalkami znacząco rozwija umiejętności społeczne dzieci, które uczą się, jak dogadywać się z innymi, jak się komunikować" - wyjaśnia Lenka.
Umiejętność przyjmowania pomocy
Dzięki swojej radosnej naturze Lenka z wdziękiem radzi sobie z odwiecznym tematem godzenia życia rodzinnego i zawodowego. "Właśnie rozmawiałam z koleżanką z Turcji, która ma problemy zdrowotne ze swoją córką, musi z nią ćwiczyć i codziennie chodzi na różne terapie. Jest wyczerpana, także dlatego, że martwi się o nią. Powiedziałam jej, że jeśli jest coś, co mogę jej doradzić, to to, że musi nauczyć się delegować zadania i polegać na ludziach wokół siebie" - mówi Lenka, odnosząc się do znaczenia zaufania, które jest niezbędne do pracy zespołowej. W pracy, ale także w domu. "Moja mama, która również mieszka z nami, ponieważ jest chora, zapytała mnie kiedyś ze zdumieniem, czy nie przeszkadza mi, że sprzątaczka przestawia moje korzenie. Nie tylko mi to nie przeszkadza. Naprawdę mnie to nie obchodzi" - Lenka wyjaśnia ważny aspekt delegowania części pracy innym. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy zrezygnuje się z ciągłej kontroli. W przeciwnym razie różne usługi, z których korzysta, nie miałyby pożądanego wpływu.
Gdybym miała zmienić coś w swoim życiu, zdecydowanie nie chciałabym być idealną superwoman, która wszystko robi sama. Kiedy byłam młodsza, nie wiedziałam jak prosić o pomoc.
"Gdybym miała zmienić coś w swoim życiu, zdecydowanie nie chciałabym być idealną superwoman, która radzi sobie ze wszystkim sama. Kiedy byłam młodsza, nie wiedziałam, jak prosić o pomoc" - wspomina. Według Lenki, to właśnie niezdolność do proszenia o pomoc i współpracy może sprawić, że niektórzy ludzie pozostaną sami. "Dlaczego miałbyś być z kimś, skoro wszystko możesz zrobić sam?" pyta. Bez umiejętności współpracy, ale także kompromisu, trudno jest stworzyć rodzinę. Ostatecznie to wartości takie jak empatia, solidarność i współpraca powinny być wnoszone przez kobiety do przestrzeni publicznej. Trudno to jednak pogodzić z pragnieniem doskonałości.
Nie mają doświadczenia
"Powodem, dla którego prowadzę profil Maxa na Instagramie, jest wyjaśnienie, że szczęście nie ma nic wspólnego z niepełnosprawnością, że możesz żyć szczęśliwie, nawet jeśli jesteś niepełnosprawny lub wychowujesz niepełnosprawne dziecko" - wyjaśnia Lenka. Ona i jej rodzina mieszkają w bardzo przyjaznej dla życia dzielnicy Pragi. "Złe reakcje są absolutnym wyjątkiem, ale nadal ludzie patrzą na ciebie i nie wiedzą, jak się zachować, często patrzą ze współczuciem, co nie jest zbyt miłe. Najlepsze są dzieci, które pytają, jaki fajny wózek ma Max i dlaczego na nim jeździ. Ich rodzice mdleją ze wstydu, ale te dzieci zachowują się naturalnie i traktują to jako coś normalnego" - Lenka opisuje reakcje otaczających ją ludzi.
Rodzina porównuje to do Grecji, gdzie każdego lata wyjeżdżają z dziećmi nad morze. Tam ludzie są do tego znacznie bardziej przyzwyczajeni i zachowują się całkiem normalnie, rozmawiając z Maxíkiem, gdy spacerują po bezpiecznym terenie. "Myślę, że wciąż nosimy w sobie dziedzictwo komunizmu, kiedy osoby niepełnosprawne były wypychane i zamykane w instytucjach" - mówi Lenka. Obwinia za to przede wszystkim poprzedni reżim. Kiedy mówi o tym, jak dzieci niepełnosprawne, które mogły dorastać w kochającym środowisku rodzinnym ze wsparciem, cierpiały w instytucjach, jest to jedyny moment, kiedy w jej głosie słychać gorzki ton.
Trzy lata zajęło nam uzyskanie zasiłku opiekuńczego. Gdyby mój mąż był sam z dziećmi, nie mieliby prawie żadnych pieniędzy.
Lenka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie ma szczęście, że jej rodzina nie cierpi z powodu potrzeb materialnych. Jej zdaniem system społeczny, z którym ona i jej mąż zetknęli się ubiegając się o różne zapomogi i inną pomoc, jest całkowicie dysfunkcyjny. "Trzy lata zajęło nam uzyskanie zasiłku opiekuńczego. Gdyby mój mąż został sam z dziećmi, nie mieliby prawie żadnych pieniędzy" - mówi, przedstawiając jedną z podstawowych pułapek czeskiej pomocy społecznej, którą jest rozbudowana biurokracja, zbyt duża kontrola i długie terminy. W końcu ją dostajesz, ale system jest strasznie skomplikowany, więc uważam, że wiele osób w ogóle nie ma szansy przez niego przejść" - wyjaśnia, jak system nie działa.
Podobnie było ze środkami pomocniczymi, które często były przyznawane tylko wtedy, gdy były zbyt małe dla Maxa, lub specjalnym wózkiem potrzebnym zimą, którego nie można nawet kupić w Czechach, nie mówiąc już o refundacji przez czeskie firmy ubezpieczeniowe. "Wygląda na to, że ktoś, kto nie ma w tym żadnego doświadczenia, wymyśla całą sprawę" - Lenka podsumowuje swoje wrażenie na temat tego, jak działa pomoc społeczna. Lenka uważa, że w Czechach dobrze działają różne organizacje non-profit i charytatywne oraz solidarność społeczna. Jedynie państwo całkowicie zawodzi.
Rodzina Lenki przechodzi obecnie przez kolejny etap. Udało im się znaleźć dobre centrum opieki dziennej dla Maxika, więc jej mąż może wrócić do pracy. Przekwalifikowuje się na ratownika medycznego, ale nawet tutaj droga do kursu była tak skomplikowana administracyjnie, że według Lenki wiele osób nie może sobie z tym poradzić. Uważa, że wiele powinno się zmienić w sferze społecznej - i dlatego ma ambicje, by zająć się polityką. "Zamierzam zostać senatorem, a następnie prezydentem. Mówię poważnie, dam sobie jeszcze kilka lat, kiedy będę trochę starsza" - mówi. W Senacie chciałaby wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, aby poprawić jakość życia osób znajdujących się w niekorzystnej sytuacji w Czechach.
Ten artykuł został napisany we współpracy z naszym partnerem, firmą Mattel.
Wszystkie artykuły autorki/autora