Justyna Wydrzyńska pomogła kobiecie, która była w niezamierzonej ciąży, uzyskać leki w celu wywołania aborcji. Kobieta ostatecznie poroniła bez pomocy leków - ze stresu. Kiedy odebrała opakowanie tabletek, w jej domu pojawiła się policja. Justynie grożą trzy lata więzienia za pomocnictwo w usiłowaniu aborcji farmakologicznej. To pierwszy taki proces w Europie. Rozprawa odbędzie się 8 kwietnia w Warszawie.
Czy proces, w którym jesteś oskarżonym, ma służyć jako środek odstraszający dla innych aktywistów proaborcyjnych, czy też prokuratura chce, aby toczyło się to po cichu?
Sam nie jestem pewien. Istotne jest to, że nie nagłośniliśmy sprawy, a zrobił to nadawca publiczny TVP, z którym prokuratura często dzieli się informacjami. Zanim sam otrzymałem akt oskarżenia, TVP już informowała, że jest on gotowy. Wspomniano w nim, że jestem działaczką proaborcyjną, co też jest istotne, bo sprawia wrażenie, jakbym miała zostać ukarana nie tylko za pomoc w zdobyciu narkotyków, ale za całokształt mojej działalności.
Inną rzeczą jest szybkość, z jaką wniesiono oskarżenie. Śledztwo zakończyło się w grudniu 2021 r., rozprawa jest 8 kwietnia 2022 r. Cztery miesiące. Polskie sądy nie są tak szybkie. Nasi prawnicy spodziewali się, że zajmie to co najmniej rok. Spodziewamy się więc, że może to być upolityczniony proces, ale nie możemy być tego pewni.
Akt oskarżenia wspomina, że jestem aktywistą proaborcyjnym, co jest istotne, ponieważ sprawia wrażenie, że powinienem zostać ukarany nie tylko za pomoc w zdobyciu narkotyków, ale za całą moją działalność.
Czy Annie, której pomogłeś zdobyć leki, grożą konsekwencje prawne?
Polskie prawo mówi, że do 22. tygodnia ciąży kobieta może przerwać ciążę na własną rękę. Poza tym tabletki zostały skonfiskowane, więc aborcji w ogóle nie było. Fakt, że kobiety mają możliwość aborcji farmakologicznej nie jest powszechnie znany. Nawet policja nie zna polskiego prawa, bo gdy dostała cynk, że kobieta ma "tabletki aborcyjne", pojechała do jej domu. Przestępstwem jest jedynie pomoc w przerwaniu ciąży. Ale to pomocnictwo nie jest precyzyjnie zdefiniowane w prawie, co ma działanie blokujące.
Lekarze boją się nawet udzielać informacji o możliwości samodzielnego wykonania aborcji farmakologicznej w obawie przed odpowiedzialnością karną. Ustawa, o której mówię, została stworzona w 1993 roku, kiedy możliwość samodzielnej aborcji farmakologicznej nie istniała, ponieważ odpowiednie leki nie były jeszcze dostępne. Prawo jest zatem napisane w taki sposób, że ludzie, którzy chcą dokonać aborcji, czują się samotni i opuszczeni, a ponadto wstydzą się prosić o pomoc.
Nie raz spotkałam kobietę, która właśnie dowiedziała się, że płód w jej macicy obumarł, ale lekarze zmuszali ją do noszenia go i czekania na spontaniczną aborcję.
Jesteś taką doulą aborcyjną - co to dokładnie znaczy?
Jestem przewodnikiem po aborcji. Właściwy proces przerywania ciąży to nie tylko przyjmowanie leków. To moment, w którym potwierdzamy ciążę, wybieramy metodę i rozmawiamy o tym, która jest odpowiednia. Informujemy kobietę, co może się wydarzyć i jesteśmy przy niej, gdy przyjmuje leki, aby czuła się bezpiecznie.
Wydaje się, że taka doula może być ogromnym wsparciem nawet dla kobiet, które poroniły w planowanej ciąży.
Wszystkie artykuły autorki/autora