Zasady, według których musimy odkrywać swoje role płci w społeczeństwie dotyczą nie tylko kobiet. Są biczem także na mężczyzn. Reguły bywają rygorystyczne, a próby ich złamania, okazania słabości czy zwątpienia, często wiążą się z wykluczeniem. Wiem coś o tym.
Kayah śpiewała „tyle o kobietach wiem, jestem jedną z nich”. W moim przypadku rzecz przekłada się na mężczyzn w 200%. Nie tylko jestem mężczyzną, ale i z mężczyznami żyję, sypiam i uprawiam sex. Stąd łatwiej mi jest dostrzec pewne mechanizmy w których byłem wychowywany i pułapki, w które wrzuca nas ten męski świat. Patriarchat to potwór który zżera nie tylko niezależność i podmiotowość kobiet, ale i gryzie ręce które go karmią – mężczyzn. Od lat chłopięcych jesteśmy stawiani w pozycji zdobywcy, wojownika i obrońcy. Z jednej strony pozwala nam się na więcej, bo możemy sobie być tymi urwisami i łobuzami. Z drugiej jednak strony, ból i słabości każe się przykrywać zaciętością. „Chłopaki nie płaczą”, „kto to widział by taki chłopiec tak się mazał!”, „facet ma być silny!” do w końcu nieustającego „ale ze mną się nie napijesz?”. Skąd taki przeskok? Wszystko to ma wspólne źródło, które nazwę patomęskością, a w którą jesteśmy wtłaczani dosłownie od kołyski. Tej niebieskiej kołyski z doklejonymi kółeczkami, które mają pobudzać wyobraźnię ojca, bo od teraz na świat przyszedł nowy bohater filmu „Szybcy i wściekli”. Następca wojowników z „300”. Heros stojący na podium i zdobywca kobiecych wianków. Z pokolenia na pokolenie przekazywany zostaje fikcyjny etos mężczyzny który, uwaga, rzeczywiście funkcjonuje, bo kto z nas nie słyszał o podstawowych osiągnięciach do zdobycia, jak w grze komputerowej, gdzie mężczyzna musi: zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna.
A to dopiero przejście gry na poziomie podstawowym z odznaką ledwo brązową. Niezwykle trudno spełnić te podstawowe oczekiwania, a do tego wszystkiego trzeba jeszcze nie dać się strącić z pozycji alfa, nie okazać słabości i nie popełnić samobójstwa. Ale o tym trochę później.
Patriarchat to potwór który zżera nie tylko niezależność i podmiotowość kobiet, ale i gryzie ręce które go karmią - mężczyzn. Od lat chłopięcych jesteśmy stawiani w pozycji zdobywcy, wojownika i obrońcy.
Zbudować dom
Budowa domu jest zależna od zasobności portfela danego mężczyzny, lub, a może znacznie częściej, od jego rodziców. O statusie danego chłopca świadczy to co na niego spadnie z matki i ojca. Pieniądze, samochody, może wykształcenie. Ciekawym jest że procentowo więcej kobiet ma wyższe wykształcenie niż mężczyzn, jednocześnie na wysokich stanowiskach przytłaczająco przeważają mężczyźni, stąd moje powątpiewanie w wartość wykształcenia mężczyzn w patriarchalnym świecie. Mimo że młodzi, biali i hetero chłopcy, potem mężczyźni, opływają w przywileje, to przeraża ich wizja, w której wyrównywanie przywilejów mogłoby wiązać się z utratą przez nich ich drobnej części. Inspirując się jednym z memów mam ochotę usiąść z filiżanką herbaty, w szpilkach, z przyklejonymi rzęsami i tabliczką „prove me wrong” by debatować. Popieranie poglądów prawicowych podszyte jest strachem o utratę przywilejów, na które w większości się nie zapracowało, „Prove me wrong”, które to są zbieraniną różnych spadków danych nam przez pokolenia.
Ile razy widziałyśmy i widzieliśmy kolesia, który siedząc w miejscu publicznym rozszerza nogi tak szeroko jakby wciąż jego stopy prowadziły spór którą część globu kolonizować. Albo alkoholowe zawody grupy mężczyzn o najgłośniejszy ryk śmiechu, gdzie finalnie wszyscy oni się drą jak upolowana zwierzyna. W każdym z przykładów zawłaszczania przestrzeni.
Dawanych głównie nam, mężczyznom. Od mieszkań, samochodów, pozycję, na prawach kończąc. Uważam że nic nam, jako mężczyznom, nie powinno się należeć z racji płci. Czemu z taką łatwością, nonszalanckim gestem przepuszczamy kobiety przez drzwi, a jednocześnie wciąż zaskoczeniem dla nas jest kobieta na zarządzającym stanowisku w dużej firmie czy u władzy w rządzie. Przecież w obu przypadkach o pierwszeństwo chodzi, tak? A no właśnie nie. Powodem oddawania miejsca w drzwiach jest niestety zazwyczaj pokazanie męskiej dumy, przez to finalnie przed kobietą i tak wchodzi nasze ego. Tym gestem udowadniamy naszą samczą sprawczość, a nie to powinno być motorem zmian. Zmiany niech się zaczną od przyznania się przed nami samymi, że nie na wszystkim się znamy, nie wszystko potrafimy i nie we wszystkim musimy być najlepsi. Wystarczającym jest bycie ok. Nie musimy brać udziału w żadnym wyścigu i starać się trzymać pozycję samca alfa. Zacząć powinniśmy od zamknięcia mordy w sytuacjach które nas nie dotyczą, na przykład w kwestii aborcji.
Każdy może być księżniczką
Autor tekstu wystąpił we wrześniu 2021 na konferencji TedxWarsaw. W swojej prezentacji „Każdy może być księżniczką” Maciej „Gąsiu" Gośniowski opowiadał o kim jest PRAWDZIWY meżczyzna, dlaczego męskość to konstrukt a chłopaki płaczą.
Popłynąłem daleko, jednak na krótko wracając do budowy domu - nie od samego mężczyzny zależy, czy on wybuduje dom. W znacznej mierze wynika to z pozycji w jakiej się urodził i miejsca w którym dorastał. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dom wybudowała kobieta, a wy byście jej w tym partnerowali. Albo też wcale tego domu nie trzeba budować. Drodzy hetero panowie - poobserwujcie nas, pary jednopłciowe, pokażemy Wam jak doskonale w parze działa partnerstwo.
Posadzić drzewo
tym współcześni biali, heteroseksualni mężczyźni spełniają się chyba najgorzej. Poza tym że drzewa sadzić należy niezależnie od płci, to myślę że tu raczej chodzi o tlen, przestrzeń do oddechu, relaksu i spełnienia. „Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać” - śpiewała Alicja Majewska (matko, jak ja tego utworu nie znoszę). Od pokoleń zestawianie tych dwóch wizerunków mężczyzny/zdobywcy i kobiety/płaczki z chustką powiela durny nawyk ekspansywności faceta w jakiejkolwiek przestrzeni. Nie chodzi o żagle wypływające na rejs, ale o miejsce w autobusie, rozmowę przy piwie, ruchy na parkiecie czy stołki u władzy. Ile razy widziałyśmy i widzieliśmy kolesia, który siedząc w miejscu publicznym rozszerza nogi tak szeroko jakby wciąż jego stopy prowadziły spór którą część globu kolonizować. Albo alkoholowe zawody grupy mężczyzn o najgłośniejszy ryk śmiechu, gdzie finalnie wszyscy oni się drą jak upolowana zwierzyna. W każdym z przykładów zawłaszczania przestrzeni, poza ewidentnym brakiem empatii i ogłady, przebija się jakiś rodzaj desperacji. Mam wrażenie że mężczyźni, na ogół biali i heteroseksualni, którzy tak usilnie wciąż starają się zaznaczyć swą obecność, czują się potwornie niestabilnie w dzisiejszej rzeczywistości. Są zdezorientowani, widząc że świat już nie oddaje nim należytego hołdu wynikającego z dyndających przy kroczu kulek. Chwytają to drzewo które mogłoby dawać im i innym tlen i biegają z miejsca na miejsce by znaleźć to najbardziej reprezentatywne, zapominając że drzewo bez wody uschnie, liście opadną, oni się zmęczą i nikt z próby zasadzenia nie będzie miał żadnego pożytku.
Spłodzić syna
I ten mit syna. Wszystko po to by powielić schemat, przelać na niego gorycz własnych porażek, przekazać blizny kompleksów, wywierać podobną presję społeczną, której możliwe ja ojciec doświadczałem.
Gdy o tym piszę mam przed oczami dobrze to wszystko podsumowujący obraz. Nie wiem ile i ilu z Was świadkowało sytuacji gdzie Biały Heteroseksualny Mężczyzna wchodzi po raz pierwszy do klubu gejowskiego. Ma się wrażenie jakby próg drzwi przekraczał szef, który na własnych barkach przenosił każdą cegłę do budowy tego miejsca. Szeroki chód broniący nabrzmiałe samczą siłą jądra przed dotknięciem własnych ud, zamaszyste ruchy oznaczające przestrzeń niczym wilcza uryna w niebezpiecznej tajdze, oraz dzikie spojrzenie odstraszające tych łowczych gejów, bo przecież każdy na sali ma na tego heteroseksualnego ogiera ochotę… tyle że właśnie nie. Czasy gdy hetero turbo samiec alfa jest obiektem westchnień gejowskiej trzody już minęły, mam głęboką nadzieję, że bezpowrotnie.
Skąd wiem że zachodzi zmiana? Bo odczuwam ją też na sobie. Całe szczęście społeczność nieheteronormatywna, ściślej pisząc, my geje, nie stawiamy już sobie za cel naśladowania schematów hetero mężczyzn. Ta zmiana odbywa się na moich oczach, bo razem z moimi niehetero kolegami, coraz bardziej cenimy sytuację gdzie sztywne ramy normatywnej męskości wcale nas nie muszą dotyczyć. Ba! Nie chcemy by nas dotyczyły, bo widzimy jak ograniczające jest to ciągłe napięcie. Myślę też, że łatwiej jest nam zauważyć te wytrenowane samcze nawyki w dużej mierze dzięki temu, że nie jesteśmy hetero. Urodziliśmy się osobami które nie powielą narzuconego schematu, a jeżeli spróbują, to najprawdopodobniej się w nim zagubią. To nie jest tak, że jak raz przestanie się powielać kulturowy wzór człowiek staje się wolnym.. Absolutnie nie! Ten kolos męskości góruje na horyzoncie i podchodzenie do niego wzbudza coraz większy podziw, do momentu, aż nie będzie na tyle blisko, że dojrzymy jak słabe są jego fundamenty, nogi gliniane, a śruby zardzewiałe. Wtedy jest ostatni moment by uciec w drugą stronę, póki się na nas jeszcze nie wywrócił. Potem znów z daleka zaczyna nam imponować, ale my możemy odnaleźć swoje bezpieczne miejsce, gdzie ten nie będzie przytłaczał, ale uzupełniał horyzont. A może w ogóle odwrócimy się od niego tyłem i pójdziemy w drugą stronę?
Słyszy się, „załatwmy to jak facet z facetem”. To znaczy w morde, twarzą w twarz, bez słabości czy przyznania do błędu. A ja nie chcę załatwiać rzeczy jak facet, chce je załatwiać jak człowiek. Pokazać swoją słabość, przeprosić, z całym wachlarzem emocji należnych mi, człowiekowi rozumnemu. Z przestrzenią na dialog oparty o wyrozumiałość, poszanowanie i empatię. Z miejscem na oddanie głosu innym i słuchanie co mają do powiedzenia. My, mężczyźni jesteśmy uczeni wojennych okrzyków, ale pośród nich nie usłyszymy wrzasków rozpaczy, a tych jest coraz więcej.
Ale ową patomęskość wysysamy także z mlekiem matki, bo i od kobiet młody chłopiec słyszy że od teraz jego życie będzie walką o niezależność, musi w końcu zapewnić ochronę i opiekę rodzinie. Musi być twardy jak skała, rozsądny i dający oparcie.
A może właśnie nie musi!
Drodzy Panowie, mam dla nas kilka ćwiczeń. Gdy siedzimy w miejscu publicznym, zwróćmy uwagę na naszą postawę i czy aby na pewno musimy zajmować aż tyle przestrzeni. Jak z kimś rozmawiamy, czy na pewno słyszymy, co mówi ta druga osoba? Gdy coś nas zaczyna swędzić w sercu czy umyśle, potrafimy się z tym zmierzyć, czy musimy to zagłuszyć alkoholem?
Wspominałem wcześniej o zdaniu które jest jednym z chorych napędów toksycznej męskości, a mianowicie: „Ze mną się nie napijesz?”.Wyniki badań WHO z 2018 r. pokazują, że z problemami alkoholowymi na świecie zmagało się 46 mln kobiet i aż 237 mln mężczyzn, czyli pięć razy więcej. Ale jest rzecz znacznie drastyczniejsza. W Polsce w 2020 r. zostało popełnionych 5165 samobójstw zakończonych zgonem. Z tego 4386 to mężczyźni. Dziennie, na 14 samobójstw w Polsce - 12 popełniają mężczyźni.
Teraz jest czas by przyznać się do tego że my, mężczyźni mamy słabości. Że czujemy ból, radość, tęsknotę. Bywamy naiwni i roztargnieni. I ten wachlarz, to szerokie spektrum przeżyć, kształtuje nas. Nie tylko mężczyzn, ale nas, przede wszystkim, ludzi.
Jesteśmy słabymi istotami i to jest ok. Poprośmy o pomoc, by w porę nie zabrakło nas innym. Jesteśmy potrzebni, ale bardziej jesteśmy potrzebni słabsi, bo o te słabości będziemy mocniejsi.
Wszystkie artykuły autorki/autora