Dyscyplinowanie, kontrolowanie i karanie lewicowych aktywistek, czyli dyskryminacja kobiet w lewicowej cyberkulturze

femikotki
inba
Kasia Babis
lewica
Maja Staśko
Baś Cygan
| 8.2.2022 | 2 komentarze
Dyscyplinowanie, kontrolowanie i karanie lewicowych aktywistek, czyli dyskryminacja kobiet w lewicowej cyberkulturze
@femikotki

Feministko, aktywistko, działaczko! Masz tworzyć treści feministyczne, równościowe i antysystemowe, wszystko musi być biodegradowalne, transparentne, ofiarowane na rzecz wszystkich, a karmić Cię będą uśmiechy i dobre słowa współtowarzyszek i współtowarzyszy. Nie robisz tak feministko, aktywistko, działaczko? No to mamy problem.

Dyscyplinowanie, kontrolowanie i karanie lewicowych aktywistek to motyw przewodni w 2021 roku na szeroko pojętej dzisiaj cyberlewicy. Jak się okazuje być kobietą, być kobietą na lewicy też wcale nie jest łatwo (wiem, że Ty też zanuciłeś_aś pod nosem). Żeby być kobietą na lewicy, to tak jak wszędzie, musisz być hipertransparentna, każdy Twój ruch ma być wspólny, każda decyzja moralnie nieskalana i motywowana sercem na dłoni, bo jeżeli nie przejawia powyższych cech, to mamy haczyk na babę, a baba na haczyku. Czuję, że żyjemy w kraju, w którym na lewicy równość kobiet nie została jeszcze uznana.

Ze społecznością lewicy jest coś nie tak

Mamy za sobą rok 2021, drugie półrocze tegoż roku miotało co chwilę „inbą na lewicy”, czyli mówiąc kolokwialnie aferą, dramą, najczęściej dziejącą się w przestrzeni internetowej, z udziałem, a jakże, lewicowych kobiet. Trzeba jednak nadmienić, że najczęściej są w te inby po prostu wrabiane.

Maja napisała mi w komentarzu „Myślałam, że ze mną coś jest nie tak. (...)”. Nie, to nie z Tobą jest coś nie tak. Z nami jest coś nie tak. Hipokrytkami, i hipokrytami jesteśmy my – widzowie inb z popcornem na biureczku, ale w szczególności osoby, które podniosły głos albo dodały coś od siebie do gotującego się kotła ze Staśko.

Na przykład taka Maja Staśko. Jakiś czas temu pojawiła się na konwencji AgroUnii jako gościni, wiemy, bo są fotki z sieci i liczne artykuły, że Maja Staśko stoi obok Michała Kołodziejczaka. Na wspomnianej konwencji pojawiła się nie tylko Maja, ale i także lewaccy przedstawiciele jak Ikonowicz czy Śpiewak. Sojusze polityczne są różne, działania Michała Kołodziejczaka głośne, a sprawa rolników to sprawa lewicy, jakby nie patrzeć, zresztą polityka żywnościowa ważna sprawa, jakoś trzeba zatem rozmawiać. Tylko problem w tym, że ani Ikonowicz, ani Śpiewak nie beknął za to tak jak Maja Staśko – za rozmawianie, stanie obok, bycie na konwencji u prezesa AgroUnii. Mai oberwało się np. za to, że deklaruje bycie wege, a Kołodziejczak przecież zabija zwierzęta dla protestu. Maja deklaruje wpuszczenie osób uchodźczych, pomoc, ba, sama działała na granicy, zaś Kołodziejczak jest raczej przeciwko temu. Maja popiera Strajk Kobiet, Kołodziejczak nie. W związku z tym powstawały posty o Mai, w których rozbite zostały poglądy Mai Staśko i zestawiane z deklaracjami prezesa AgroUnii po czym sugerowano, jeżeli nie spluwano, że jest hipokrytką. Pod moim postem, w którym podniosłam głos w obronie Mai Staśko, czy w ogóle kobiet na lewicy, Maja napisała mi w komentarzu „Myślałam, że ze mną coś jest nie tak. (...)”. Nie, to nie z Tobą jest coś nie tak.

Z nami jest coś nie tak. Hipokrytkami, i hipokrytami jesteśmy my – widzowie inb z popcornem na biureczku, ale w szczególności osoby, które podniosły głos albo dodały coś od siebie do gotującego się kotła ze Staśko. Jesteśmy hipokrytkami i hipokrytami na lewicy, bo nie widziałam dociekliwych tekstów, z listą działań czy wypowiedzi Ikonowicza czy Śpiewaka, przypominam, obecnych również na konwencji. I czy to było okej, że oni też tam są? Nie widziałam, żeby ktoś z taką uwagą analizował poglądy lewicowych facetów o uchodźczyniach i uchodźcach na granicy. Nie widziałam żeby porównywane były ich poglądy o prawach kobiet do tych prezesa AgroUnii. I co jest najważniejsze, kiedy miał miejsce ten cały wjazd na Maję Staśko, panowie lewicy nie odnosili się do tego co się dzieje i mieli to wszystko w sumie gdzieś.

Tak, są to zarzuty – zarzuty o podwójne standardy wobec kobiet lewicy, a mężczyzn. O to, że kobietom zawsze przyglądamy się z każdej możliwej strony, rozliczamy za wszystko, w oczekiwaniu na to, kiedy ich wypowiedzi będzie można zwrócić przeciwko nim.

Jednak wystarczy jeden nieidealny i niehiperpoprawny krok, a praca, którą wykonują codziennie przez lata znika albo zostaje unieważniona.

Przypominam, że lewicowe babeczki bardzo często na co dzień dzielą się swoją wiedzą. Za darmo, mamy do ich wiedzy dostęp, możemy na nich zbijać i zbijamy kapitał intelektualny. Pomagają ofiarom przemocy, wspierają grupy marginalizowane jak społeczność osób LGBTQIAP+ jak i osób pracujących seksualnie, promują ciałopozytywność, dissują głupoli z prawicy. Są nieformalnymi rzeczniczkami ruchów feministycznych. Oddają przestrzeń i swoje wielotysięczne zasięgi na rzecz inicjatyw społecznych. Dorzucają się do tych inicjatyw – zapraszają swoje społeczności do wsparcia. Organizują własne wydarzenia pomocowe i szerokie akcje w tematach społecznych. Sieciują nas i stwarzają nam bezpieczne przestrzenie do mówienia o swoich trudnych doświadczeniach. Lista jest dłuższa, ale dla mnie wystarczająca aby już tu się zatrzymać, bo tak, to dla mnie jest wystarczająca ilość rzeczy, które dają ludziom.

Jednak wystarczy jeden nieidealny i niehiperpoprawny krok, a praca, którą wykonują codziennie przez lata znika albo zostaje unieważniona.

Niekonsekwencja lewicy

Kiedy lewicowa działaczka popełni jakąś współpracę, która nie jest zgodna z lewicowym dyskursem wszystko co wcześniej zrobiła nagle znika. Mam wrażenie, że taka rzecz zadziała się w przypadku Kasi Babis, która pod koniec 2021 r. nawiązała współpracę z marką Zalando. Fala krytyki nie miała końca, brzemię fastfashion i wyzysk pracowniczy i całe zło, które dotyczy marki zrzucono na Kasię. Kasia „kłóci się” się swoim wcześniejszym wizerunkiem, mimo, że wcześniej podejmowała inne współprace. „Kłóci się”, chociaż moim zdaniem została skłócona ze swoim „wcześniejszym” wizerunkiem.

Wiadomo, że nie może być, że twórczyni o lewicowych poglądach korzysta z dóbr kapitalizmu jakie przynoszą duże zasięgi. Lewaczki muszą przetrwać w świecie późnego kapitalizmu jakbyśmy żyły w socjalistycznej utopii. Wszystko ma być słusznie, pod linijkę lewicowych oczekiwań. A jeżeli tak nie robią, wszystko o czym wcześniej mówiły, co robiły zostaje scancelowane, unieważnianie, bo ta jedna współpraca stanie się kulą u nogi, która będzie ciągnęła w dół.

Kiedy patrzę na filmy Kasi Babis widzę dużo pracy wykonanej na rzecz lewicy – oddaje platformę aktywistce transpłciowej, zrobiła doskonały wywiad z pracownicami seksualnymi, co oznacza, że dba o sprawy grup marginalizowanych. Punktuje seksistowskie dziaderskie lektury, tworzy społeczność za pomocą której wspiera sprawę zwierząt – sama wpłacała na nie środki. To jednak za mało dla lewicujących obserwujących, ten niesmak po Zalando pozostanie. Wszystko zostaje unieważniane pod wpływem tej jednej, słownie jednej reklamy, będzie kojarzona teraz z niekonsekwencją. Jakby nasze całe życia (lewicujących obserwujących) były konsekwentne z ideą socjalizmu w świecie późnego kapitalizmu (sic!) Szkoda jest zrobiona przez Kasię, babkę lewicową i to jej będzie zapamiętane na wieki wieków. Z kolei niejednokrotnie widziałam, że lewicowa działacz zrobił coś nie tak, ale powiedziano „no nie fajnie, że tak zrobił, ale robi dużo innych dobrych rzeczy”. No właśnie. Jemu można, ale ona będzie ponosiła odpowiedzialność latami. Nierówności nie mają końca, nawet tu, w lewicowej bańce.

A i właśnie jeśli już plujemy się o kapitalizm. Czy te inby nie odbywają się czasem na Instagramie i Facebooku, platformach w 1312 proc. kapitalistycznych, których celem jest zarabianie na nas? Na platformach, które każdą inbą się karmią? Czy to znaczy, że teraz mamy haka na każdego, kto kiedykolwiek wziął udział w inbie?

Ciasne gorsety, wolne kaszkiety

Więc tak, lewaczka nie może sprzedawać rzeczy, dostawać rzeczy, nie może funkcjonować w kapitalizmie na zasadach kapitalistycznych, ponieważ taki mamy klimat i takie zasady gry. Mamy udawać, że kapitalizm nas nie dotyczy, jest ponad nami. Tworzyć rzeczy takie, które będą feministyczne, równościowe, antysystemowe, wszystko musi być biodegradowalne, transparentne, ofiarowane na rzecz wszystkich, a za to będą nas karmić uśmiechy i dobre słowa współtowarzyszek i współtowarzyszy. Jako dobrym matkom, kobietom powinno nam to wystarczyć. Kształcimy się, co zawdzięczamy babkom sufrażystkom, ale nie po to, żeby z tego korzystać, ale po to, żeby tylko obdarowywać lud. Dawanie, ofiara, to nasz cel, jak się okazuje, na lewicy także. Oczekuje się od nas, że będziemy posłusznie maszerować, no nie podejmuj samodzielnych decyzji! Maja Staśko nie może rozmawiać, zakładać sojuszy z panem od rolników, za jego grzechy poniesie odpowiedzialność ona, niczym matka narodu. Lewaczki muszą na lewackich zasadach uprawiać lewicowe rzeczy każdą swoją komórką. Jak tylko odskoczy na jakiś bok to jej życie już nie jest lewicowe jak moje. Jeżeli ja nie mam współpracy, bo z niej rezygnuję dla planety, ty też tego nie rób działaczko, mimo, że jesteśmy na planecie, gdzie miliony mężczyzn je mają. Ale jak tylko zrobisz jakiś ruch, spróbujesz, znajdziesz się pod policyjną lupą ds. lewackich wartości. Jest pełny i ciasny gorset oczekiwań wobec kobiet, zero oczekiwań wobec głowy w kaszkiecie.

Wiem wiem, na jakich poziomach problematyczne są konteksty, które zdarza się zrobić naszym lewicowym koleżankom. Tylko napiszę Wam tak szczerze, od serduszka: czasem pier***ę tę problematykę. Tak, pod lupą w 2021 r. były akcje, do których możemy podyskutować i wytykać kilku lewaczkom rzeczy, ale ja tak nie chcę, bo ogarniam całokształt, widzę ważność tych wyborów, i jest mi z tym lepiej, lepiej, bo wtedy nie wyświadczam przysługi patriarchatowi i nie dyscyplinuję na każdym kroku kolejnej kobiety.

Mamy wiele do skrytykowania, nierówność płac, uniewidacznianie naszej pracy emocjonalnej i opiekuńczej, płacimy pink taxes (produkty kierowane stricte do kobiet są droższe). W pracy spotyka nas kara za macierzyństwo – samo to, że urodziłyśmy się kobietami jest pretekstem do tego, żeby nie awansować nas w pracy, bo szef zakłada, że w każdym momencie możemy przejść na urlop macierzyński, niezależnie od tego czy planujemy zostać rodzicami czy nie. A kiedy już decydujemy się na zostanie rodzicami, w szpitalach może czekać na nas śmierć, ponieważ nie respektuje się naszych podstawowych praw reprodukcyjnych. Nasze zdrowie seksualne w ogóle jest pod stałym nadzorem, bo i antykoncepcja jest albo stygmatyzowana albo dostęp do niej ograniczony. Z własnych pieniędzy staramy się zwalczać ubóstwo menstruacyjne w Polsce. Na ulicach spotykamy się z catcallingiem, a jeżeli się na to nie zgadzamy spotyka nas slutshaming, bo kultura gwałtu ma się dobrze. Grupy marginalizowane spotykają się z przemocą systemową. I wiele, wiele więcej spraw, które nam się palą pod stosem. Powiem Wam, że robiąc na co dzień partyzantkę, w której walczę o prawa osób queerowych, kobiet, o prawa pracownicze, nie ma we mnie siły, żeby karać za „fakap” koleżanki, które też w sumie robią to co ja, tylko trochę inaczej czy głośniej. I zdarzy im się zbić kapitał na naszych hasłach, no trudno.

Żyję ostatnio w oblężonej twierdzy, bo już nie wiem co jest okej, a co nie, ta obawa czasem mnie paraliżuje. Bo może zrobię jakiś „fakap”, nie ominie on sprawnego oka lewicowej publiczności, może nie da rady przeprosić, bo będzie na mnie czekać szuflada z rachunkami sumienia.

Wolę popruć się za zawłaszczenie Kotwicy Powstańców przez narodowców, którą drukują sobie na majtkach. Oczywiście, że też biorę udział w inbach, kiedy widzę przekroczenie subtelnej granicy, kiedy ktoś wyjeżdża z nie-poglądami typu klasizm, rasizm, islamofobia, antysemityzm, trans-, enbyfobia, swfobia (- od sex work), czy ktosia zaniedbuje temat aborcji. To oczywiste, że nie ma na to zgody. Ale są takie sprawy, na które serio możemy odpuścić, wymierzyć rzeczywistość naszą wzdłuż i wszerz, w której żyjemy (kapitalizm – it is what it is) i zachowujmy balans, aby umieć dać spokój osobom, bo nie ma sensu, żeby robić JEJ dramę.

Wolnych gorsetów

W książce „Pionierki Internetu” Claire L. Evans autorka napisała: „Obecnie bycie kobietą w Internecie wiąże się z takimi samymi obawami, jakie od zawsze towarzyszyły kobietom i grupom marginalizowanym, a strach przed uciszaniem, wykluczeniem i zastraszaniem pozostaje w obszarze cyfrowym równie realny, co w świecie rzeczywistym.” I dalej podaje, że spotyka nas w sieci doxing, cyberstalking, trollowanie, pornozemsta. Wydawałoby się, że lewica w sieci rozpoznaje te problemy lecz jak się okazuje, niekoniecznie, bo wybierając sobie na widelec kolejne „nietransparentne” działanie feministek pokazuje, że projektujemy tę samą opresję, która dzieje się z winy potężnego patriarchatu.

Mam prośbę: uwolnijmy gorsety, ponieważ czasem samej mi tchu brakuje i zaczynam się zastanawiać, kto mi zrobi inbę za chwilę za „cokolwiek” i czuję na karku zimny oddech opresji. Żyję w oblężonej twierdzy, bo już nie wiem co jest „okej” w ramach lewicowego towarzystwa, a co nie, bo może zrobię jakiś „fakap”, nie ominie on sprawnego oka lewicowej publiczności, może nie da rady przeprosić, bo będzie na mnie czekać szuflada z rachunkami sumienia, czeka mnie cancel na grupie, i brak powietrza na zmiany poglądu czy weryfikowania tego co robię.. Chcemy robić rzeczy w sieci jak każdy – czyli facet, działacz, aktywista – i same docierać, czy nam jest z tym dobrze i czy ma to sens. Feministki, działaczki, aktywistki też potrafią wyceniać i mierzyć swoje działania. I nawet jeżeli jest tego jakiś koszt, to może on być niewspółmierny do tego, co osoba może zrobić dalej. Tak bywało zawsze, nie rozumiem, dlaczego teraz tego nie widzimy.

Obecnie bycie kobietą w Internecie wiąże się z takimi samymi obawami, jakie od zawsze towarzyszyły kobietom i grupom marginalizowanym, a strach przed uciszaniem, wykluczeniem i zastraszaniem pozostaje w obszarze cyfrowym równie realny, co w świecie rzeczywistym.

Nie piszę uniwersalnych prawd, o wszystkich i zawsze.

Ten tekst to przypomnienie, że cały czas atakują osoby, te same, które z lewicowymi standardami ścigają się, kto jest lepszy i bardziej święty od Papieża (choć na lewej stronie ten związek frazeologiczny brzmi zabawnie), ale jeżeli tylko w progu staje jakaś laska, zostanie ona od razu prześwietlona, a jej temat rzucony ludziom na pożarcie z dissami, że hipokrytki, że kapitalistki, neoliberalizm odmieniony przez wszystkie przypadki, że tu mam na nią kwitki i zaczyna się akcja ważenia i mierzenia ich intencji. Próby dyscyplinowania za podjęte (o zgrozo) samodzielnie decyzje niekoniecznie zawsze z duchem lewicy zostają skonsumowane niczym zbrodnia przeciwko całej świętej partii. I to wszystko dzieje się w lewicowym cyberświecie, do którego przeniosłyśmy się bardziej z działaniami w czasie pandemii, a parafrazując recenzetkę gier, Katherine Cross, działania w kulturze internetowej stają się pełnoprawne kiedy jest to wygodne i niepełnoprawne, kiedy przestaje być to wygodne: wystarczająco pełnoprawne, żeby krzywdzić ludzi i wystarczająco niepełnoprawne, żeby to usprawiedliwić.*

Kontrola, dyscyplina, a na końcu kara – to nas czeka – jeżeli któraś z „naszych” kobiet nie podda się i zrobi coś po swojemu.

Z polską lewicą jest coś nie tak, skoro doszliśmy do punktu, w którym nie widzimy jak łatwo jest nam wjechać na pełnej w feministki, aktywistki, działaczki, odmierzać każdy jej gest i zapomnieć wszystko to, co stworzyły dla nas dzisiaj. Platforma aktywistek i feministek poszerza się nie sama z siebie – przypominam – tylko z ich pracy. Uznanie działań kobiet na lewicy jest dla nas dzisiaj bardzo ważne, wzmacniamy je, nie osłabiajmy.

Osłabianie naszych działaczek, to umacnianie tego, z czym na codzień walczymy – tym okropnym patriarchatem. No skończymy już z nim, bo jest męczący. Nie dyscyplinuj, nie kontroluj, nie karaj.

 

*”kultura internetowa „staje się rzeczywista kiedy jest to wygodne i nierzeczywista, kiedy przestaje być to wygodne: wystarczająco rzeczywista, żeby krzywdzić ludzi i wystarczająco nierzeczywista, żeby to usprawiedliwić.” (Pionierki Internetu, Claire L. Evans str. 289)

 

Dyskusja dot. artykułu

W sumie 2 komentarze

Zostaw komentarz

Komentarz, który podoba się wam najbardziej

ABC | 20.2.2022 19:37

Te wszystkie dramy mnie wykańczały tak bardzo, że już od miesięcy nie loguję się na instagram. Bardzo dobry artykuł.

+1
Zareaguj