Gdyby na podstawie romansowej afery w Ordo Iuris nakręcono serial, Netfliksowi zawiesiłby się serwer od nadmiaru widzów. I dobrze, hipokryzja ludzi, którzy próbują meblować życie innych powinna być piętnowana. Ale język, w jakim liberalni komentatorzy opisują sytuację, to najgorszy seksistowski ściek.
Jeśli kogokolwiek ominęła prawicowa drama, która miała miejsce w Ordo Iuris, to poniżej szybki skrót. Tymoteusz Zych, wiceprezes stowarzyszenia, który wsławił się m.in. tym, że chciał zakazać rozwodów, podobno miał romans z inną działaczką tego konserwatywnego ugrupowania Karoliną Pawłowską. Ona z kolei, w zastępstwie legalnej aborcji proponowała kobietom, które straciły dzieci m.in. wskutek nieodwracalnych zmian płodu, pokoje do wypłakiwania się.
Jednak im bardziej afera się rozkręcała, tym szybciej uśmiech politowania schodził mi z twarzy. Bo o ile Zych był przedstawiany jako nielojalny kumpel, to obelgi dotyczące Karoliny Pawłowskiej już po kilku pierwszych memach zaczęły pukać w dno od dołu.
Zarówno Zych, jak i Pawłowska są (jeszcze) w związkach małżeńskich i mają dzieci. Ba, Zych był nawet świadkiem na ślubie Pawłowskiej. Komizmu całej sytuacji dodają nagrania wspomnianych wyżej dwojga, jak rozwodzą się (nomen omen) nad tym, w jaki sposób należy panować nad swoimi żądzami oraz wywiady w prasie katolickiej, w których deklarują przywiązanie do konserwatywnych wartości. Ani jedno, ani drugie nie potwierdza plotek o romansie, ale do prasy wyciekły opowieści świadków, jakoby rozłam w Ordo Iuris miał nastąpić gwałtownie, po tym jak mąż Pawłowskiej wpadł do siedziby organizacji, by sprawić bęcki nielojalnemu przyjacielowi Zychowi.
Piętnujmy hipokryzję, nie ludzi
Nie mam nic przeciwko medialnej wrzawie, która wybuchła po ujawnieniu tych informacji. Sama odpaliłam popcorn i z przyjemnym rozbawieniem czytałam o dramie i towarzyszących jej okolicznościach. Moim ulubionym wątkiem jest wywiad z Karoliną Pawłowską, który przeprowadziła matka Tymoteusza Zycha. Wypowiedzi Pawłowskiej o szczęściu rodzinnym powinny być pokazywane jako wzorzec z Cevres prawicowej hipokryzji.
Bardzo nie współgra mi to przywiązanie komentatorów do liberalnych wartości, z językiem, który osadza Pawłowską w roli „żony, którą wyruchał kumpel kolegi”. Bo po pierwsze nie jest ona bezwolną istotą.
Jednak im bardziej afera się rozkręcała, tym szybciej uśmiech politowania schodził mi z twarzy. Bo o ile Zych był przedstawiany jako nielojalny kumpel, to obelgi dotyczące Karoliny Pawłowskiej już po kilku pierwszych memach zaczęły pukać w dno od dołu. Oto stała się „żoną, którą ktoś wyruchał”. Jej twarz wklejano w logo popularnych serwisów porno z hasłem o gorących mężatkach, a pytania o ściąganie przed kimś majtek i jeszcze bardziej intymne tajemnice alkowy okazały się najszerzej roztrząsanym wątkiem. I choć ręka świerzbi, by przytoczyć komentarze lewicowych rycerzy, od których mam ochotę wlać sobie rozpuszczalnik do oczu, powstrzymam się, by nie rozchlapywać jeszcze bardziej tego błota.
W imię liberalnych wartości, sponiewierajmy niewierną żonę
Bardzo nie współgra mi to przywiązanie komentatorów do liberalnych wartości, z językiem, który osadza Pawłowską w roli „żony, którą wyruchał kumpel kolegi”. Bo po pierwsze nie jest ona bezwolną istotą, po drugie, rozwód rzecz ludzka. Zdarza się, że powodowany jest niewiernością, każdy osądza to w ramach własnego sumienia, ale nie jest to w żadnej mierze powód, by deptać godność żadnej osoby. Nawet takiej, z której przekonaniami fundamentalnie się nie zgadzamy.
I tak oto cała liberalna brać, która czuje moralną wyższość nad dwojgiem naszych bohaterów, jota w jotę powtarza najgorsze konserwatywne schematy, czyli ocenić i zaszczuć.
Dyskusja nie powinna się bowiem dotyczyć tego, jak to nieładnie jest zdradzać, tylko tego, jak nieładnie jest meblować i oceniać cudze życie – bo karma jest pamiętliwa.
Niestety przykład pary z Ordo Iuris pokazuje dziaderski liberalizm dużej części komentujących – w imię naszych wartości, przejedziemy się po was walcem, używając seksistowskiego języka. A Pawłowskiej jako kobiecie dostanie się pięć razy bardziej, bo przecież w masowej wyobraźni żona i matka, która zdradza jest na skali potępienia zdecydowanie wyżej niż niewierny mąż.
O ile jestem świadoma hipokryzji prawicowców, którzy z zapamiętałością neofity chcą oceniać wybory innych, a za zamkniętymi drzwiami biją żonę i zdradzają na potęgę, o tyle afera Zych/Pawłowska pokazała mi w pełnej krasie oblicze liberalnego dziaderstwa. W imię równościowych wartości niewierną żonę sprowadzą do roli aktorki porno. Okazuje się, że zarówno z lewa, jak i z prawa koniec końców to kobieta staje się najlepszym chłopcem (sic!) do bicia.
Wszystkie artykuły autorki/autora