Ridina Ahmed śpiewa jazz, improwizuje głosem i prowadzi warsztaty wokalne, podczas których uczy ludzi akceptacji własnego głosu. Jej autorski podcast dla Radio Wave, "Lard", o presji związanej z kobiecym wyglądem, to duży krok na drodze do akceptacji własnego ciała - nie tylko dla słuchaczy, ale i dla niej samej.
Jakie reakcje wywołuje Twój podcast Lard? Czy byłeś zaskoczony?
Wszystkie są różne, a jednak pod pewnymi względami bardzo podobne. Powraca poczucie ulgi, że ten temat zaczyna być poruszany, a wiele z nich to w rzeczywistości świadectwa męki zawstydzania ciała, przez którą przeszli autorzy, głównie napisane przez kobiety, ale czasami przez mężczyzn. I często jest to bardzo ostra lektura. Czuję się, jakbym odkorkowała dżina w butelce lub otworzyła puszkę Pandory i zaczęło się ogromne przeciążenie czymś, o czym ci ludzie nie mieli jeszcze z kim porozmawiać. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkie tabu zostało przeze mnie naruszone.
O fat shaming czy body shaming mówi się już od jakiegoś czasu, ale ty zrobiłaś to inaczej. Weszłaś z własną historią.
To nie było wykalkulowane. Jestem artystą, który przez całe życie dobrowolnie znajdował się na marginesie uwagi mediów, robiąc rzeczy, które nie są mainstreamowe, jestem przede wszystkim muzykiem i piosenkarzem. W ten sam sposób, w autorski sposób, chciałam odzwierciedlić moje własne doświadczenia jako kobiety z nadwagą. Pierwotnym zamiarem było zrobienie intymnego występu na ten temat. Ale nie chciałam, żeby to było tylko o mnie. Uznałam, że o wiele bardziej interesujące będzie oparcie go na doświadczeniach innych kobiet. A kiedy zaczęłam nagrywać z nimi wywiady, było to tak mocne, że szkoda mi było wykorzystywać tylko małe fragmenty w spektaklu. Zwróciłam się więc do Radia na Fali. Ale nie spodziewałam się, że wyniknie z tego taka burza.
Kiedy zwróciłeś się z tym pomysłem do Radio Wave, jaka była ich pierwsza reakcja?
Zastanawiałam się, czy nie jestem trochę "mięczakiem", będąc piosenkarką, która nigdy w życiu nie robiła nic innego dla radia poza muzyką. Ale od najmłodszych lat pociągało mnie kręcenie filmów dokumentalnych. Czułam, że to może być moja artystyczna ścieżka, ale potem przyciągnęło mnie śpiewanie i zaczęłam zajmować się jazzem w pełnym wymiarze godzin, tak naprawdę nie wiem jak. Dwa lata temu festiwal Tanec Praha zaproponował mi skomponowanie muzyki do międzynarodowego spektaklu o śmierci. Pomyślałem, że jest to okazja do zamanifestowania moich dokumentalnych pragnień i zasugerowałem, że spektakl mógłby opierać się, oprócz muzyki, na świadectwach ludzi wyrażających, co oznacza dla nich śmierć. Zetknąłem się więc z dokumentem audio i całkowicie się do tego zapaliłem.
Czy to wtedy po raz pierwszy spróbowałeś wywiadów audio?
Tak, to był mój pierwszy krok. Pracowałem z doświadczonym twórcą audio, Martinem Ozvoldem, który mnie wspierał i zachęcał. Bez tego doświadczenia prawdopodobnie w ogóle nie odważyłbym się przyjść do Radio Wave. Jestem bardzo wdzięczna redaktor naczelnej Iva Jonášová i dramaturżce Veronika Ruppert za wsparcie i szacunek, jaki od nich czułam. Wysłuchały kilku wywiadów, które nagrałam i zdecydowały się dać mi przestrzeń i swobodę, by uczynić je moimi własnymi. Z perspektywy czasu doceniam, że obdarzyli mnie takim zaufaniem, mimo że nie pracuję w branży.
Podobieństwo między akceptacją głosu i ciała jest dość wyraźne. W obu przypadkach chodzi o to samo - akceptację tego, kim jestem. Ze wszystkimi aspektami, które mogą nie być zgodne z moim wyobrażeniem ideału.
Prowadzisz warsztaty wokalne, podczas których uczysz śpiewać ludzi, którzy nie wierzą w siebie. W jaki sposób akceptacja własnego głosu jest podobna do akceptacji własnego ciała?
Nigdy nie miałam problemu z moim głosem, zawsze był dla mnie kanałem wolności, pasji, wyobraźni i intensywnego doświadczenia. Ludzie, którzy przychodzą na moje warsztaty często przychodzą z pewną niepewnością i świadomością, że będą wychodzić poza swoją strefę komfortu. Prowadzę ich w podróży do ich własnego głosu, ale sama nie podejmuję żadnego ryzyka w śpiewaniu. Czułem, że nadszedł czas, aby zrobić kolejny krok, który musiałem zrobić, jeśli chciałem być ze sobą szczery i spojrzeć na swoją niepewność - a jest to relacja z własnym ciałem. Podobieństwo akceptacji głosu i ciała jest dość wyraźne. Oba dotyczą tego samego - akceptacji tego, kim jestem. Ze wszystkimi aspektami, które mogą nie być zgodne z moim wyobrażeniem ideału. Fakt, że radzimy sobie z tym wszystkim, odzwierciedla otoczenie społeczne, w którym boimy się wyrażać siebie. Boimy się, że zostaniemy zranieni przez osąd, ponieważ nie jesteśmy wystarczająco doskonali.
Z Twojego doświadczenia na warsztatach głosowych czy w wywiadach - skąd bierze się porównanie do ideału i nasza niepewność?
Sama się nad tym zastanawiam. Poruszamy się w świecie, który nieco oderwał nas od bezpośredniej rzeczywistości. Postrzegamy codzienność poprzez zmodyfikowaną percepcję. Słyszymy idealnie zgraną muzykę płynącą z mediów, podczas gdy inżynierowie dźwięku w studiu opowiadają historie o tym, jak wokalista spędził cały dzień w studiu nagrywając jedną piosenkę, a potem strasznie ciężko pracował, aby edytować i poprawiać niektóre z nich do tej "idealnej" formy. Nawet nagrania koncertów na żywo są często dopracowywane. Ta perfekcja jest często iluzją. Zdjęcia robione są w photoshopie, aktorki w filmach żyją, ale często przeszły operacje plastyczne. Nie wspominając już o filtrach w mediach społecznościowych. Porównujemy się do czegoś wirtualnego i z definicji nie mamy szans się z tym równać.
W pierwszym odcinku podcastu kobiety opowiadają o swoich doświadczeniach rodzinnych. Rodzice często nie dają nam podstaw do samoakceptacji. Wręcz przeciwnie, na przykład nasza matka mówi nam, że musimy się zmienić, bo inaczej nikt nie będzie nas "chciał". Może dlatego, że sama się z tym zmagała. Czy więc nie wszystko zaczyna się w rodzinie?
Tak, ale jednocześnie nie wyjaśnia to, skąd u matki wzięło się poczucie, że nie jest wystarczająco dobra taka, jaka jest. Ona po prostu próbuje chronić swoje dzieci przed udręką, której sama doświadcza. Sama jest ofiarą uprzedzeń. To nie tak - nasz wygląd i to, jak szczęśliwi jesteśmy w życiu, mogą nie mieć ze sobą nic wspólnego. Ale pytanie brzmi, skąd się to wzięło, z pewnością jest więcej wpływów.
Być może to w naszej mocy, aby to rozplątać, popracować nad własną samoakceptacją i nie przekazywać jej już naszym dzieciom. Jeden z odcinków podcastu dotyczy macierzyństwa.
Dla mnie nagranie miało efekt aha w tym, jak odnoszę się do moich dzieci. Uświadomiło mi to, że ja też jestem w tym systemie. Rozmawiałam o tym z moimi dziećmi, myślę, że dość wrażliwie, ale niektóre rzeczy zbytnio tematyzowałam. Uczę się też być lepszym rodzicem. Nie wierzę w cuda w oczekiwaniu, nie jestem pewien, czy w naszej mocy jest rozpuszczenie wielkiego ciężaru, który ciągnie nas w dół. Ale z pewnością widzę ogromną szansę, aby to zmienić - poprzez moją świadomą pracę, empatię i gotowość do przyznania się do błędów. To uzdrawiające dla nas i dla tych, którzy nas otaczają. Ale to prawdopodobnie zadanie dla więcej niż jednego pokolenia.
Uważam, że przesłanie jest zabójcze: nikt nie będzie cię chciał. Nie zasługujesz na miłość, jeśli jesteś gruby lub grubsza.
To pojawia się wielokrotnie w odpowiedziach na podcast. To duży ból. Myślę, że podstawową negatywną afirmacją, którą otrzymują osoby z nadwagą, jest ta: jeśli masz nadwagę, nie będziesz szczęśliwa - może dlatego, że nie znajdziesz faceta, albo będzie on palantem, który nie potrafi robić nic innego, albo nie zostaniesz przyjęta do konserwatorium... To są prawdziwe cytaty, większość z nich powtarza się w odpowiedziach. Istnieje wiele powodów, dla których osoba, która nie ma odpowiedniego ciała, nie może być szczęśliwa ani odnieść sukcesu. I chcę zaznaczyć, że te słowa słyszą również kobiety, które nie mają nadwagi.
W swoich wystąpieniach medialnych zawsze powtarzasz, że nie promujesz otyłości. Wręcz przeciwnie, podkreślasz odpowiedzialność za swoje zdrowie. Jednak pierwszą reakcją na Twoje wywiady jest zawsze: "Ugh, nie promuj otyłości, otyłość jest niezdrowa". Jak to wyjaśnić?
To dla mnie najbardziej interesująca rzecz. To tak, jakby ludzie wkurzali się tylko dlatego, że gruba kobieta stoi w świetle i zaczyna mówić. To tylko moje spekulacje, mogę się całkowicie mylić, ale widzę kilka powodów. Po pierwsze, myślę, że kiedy kobieta w wieku reprodukcyjnym zaczyna publicznie mówić "Nie jestem zobowiązana do zadowalania kogokolwiek innego, moje ciało to moja sprawa, jestem za nie odpowiedzialna", rzuca wyzwanie jakiejś partriarchalnej formule władzy, w której głównym obowiązkiem kobiety jest bycie ładną - dla mężczyzn. Ludzie denerwują się, że wyrażam siebie tak swobodnie. Myślę, że to prowokuje, ponieważ jest "antysystemowe", jakkolwiek nieświadome może to być u tych, którzy się denerwują.
Dorastałem w bardziej wolnym środowisku. Potem trafiłem do totalitarnej Czechosłowacji. Bycie sobą, wyrażanie swojej opinii - to wszystko było nieco ryzykowne.
Urodziłeś się w Czechosłowacji, potem przeniosłeś się do Algierii, gdy miałeś cztery lata, a następnie wróciłeś do Czechosłowacji, gdy miałeś czternaście lat. Czy pamiętasz jakiś szok kulturowy po powrocie?
Jedynym szokiem było to, że ktoś w Pradze zwrócił uwagę na mój kolor skóry. Nie wiedziałem, że w Algierii większość ludzi była podobnie brązowa jak ja. Kiedy przyjechałem tutaj, nagle byłem "brykietem" i "czarnym Bubu". Bardzo trudno było mi zaakceptować, że to kolejna rzecz, do której nie mam "prawa". No i był totalitaryzm. Dorastałem w bardziej wolnym środowisku. Moi rodzice nauczyli mnie, że mam prawo mówić, co myślę, nawet jeśli się z tym nie zgadzają. Potem trafiłem do totalitarnej Czechosłowacji i pamiętam, że czułem się stłamszony, wszystko było szare. W liceum nauczycielka powiedziała mi: "Uważaj, Ahmedova, ludzie nie lubią mądrych dziewczyn, które mówią to, co myślą". Wszechobecny strach przed wypowiadaniem się był dziwny. Być sobą, wyrażać swoją opinię, mieć długie włosy, ubierać się inaczej niż inni - to wszystko było trochę ryzykowne.
Więc śpiewanie było dla ciebie bezpiecznym sposobem na swobodne wyrażanie siebie?
Ogólnie sztuka. Poruszam się między teatrem a muzyką, jest w tym ogromna wolność, za którą płaci się pewną egzystencjalną niepewnością. Poza tym dość wcześnie uciekłem w jazz i tam znalazłem przestrzeń dla improwizacji - mogłem się w tym rozwijać. Później zacząłem wykonywać własne utwory. Ma to swoje pułapki, jest się trochę samotnym w takiej autorskiej podróży, w końcu nikt inny nie może pomóc zdecydować, co jest dobre, co złe, co usunąć, a z czym wyjść.
Czy masz teraz jakieś plany artystyczne poza zasięgiem i podcastem? A może to jeszcze nie czas na to?
Plany artystyczne są trochę zawieszone, biorąc pod uwagę okoliczności. Chcę ponownie nagrać solową płytę po wielu latach. Jestem również częścią oktetu HLASkontraBAS, czyli grupy czterech kontrabasów i czterech głosów, która wyrosła z mojego duetu z kontrabasistą Petrem Tichym. Kiedy tylko możemy, ćwiczymy repertuar czołowych czeskich kompozytorów. Pisali dla nas między innymi znakomita kompozytorka i pianistka Beata Hlavenková, kompozytor muzyki teatralnej i filmowej Ivan Acher oraz czołowy kontrabasista jazzowy Jaromír Honzák. Jest też kilka spektakli teatralnych, w które jestem zaangażowany muzycznie.
Chciałbym móc zrobić to wszystko jeszcze raz...
Będę szczęśliwy, kiedy tak się stanie, ale jednocześnie jestem w pewien sposób wdzięczny za koronapuzę, ponieważ bez niej byłbym w stanie złożyć podcast w tej formie tylko z wyczerpaniem moich sił. Stoi za tym mnóstwo czasu i pracy. Przed koronapauzy byłam bardzo zajęta - koncerty i próby, prowadziłam warsztaty, jestem zaangażowana w projekt warsztatów ruchowo-muzycznych dla osób starszych w Teatrze Poniec, prowadzę Voicewatch, ośrodek pracy z głosem ludzkim... No i oczywiście moja rodzina! Dużo tego było. Nie mogę się doczekać, kiedy znów zacznę działać, ale traktuję to również jako prezent.
Wszystkie artykuły autorki/autora