Nie chcę dzieci. Ostatnie tabu generacji Y

generacja Y
macierzyństworodzinatabu
Marie Heřmanová
| 26.11.2021
Nie chcę dzieci. Ostatnie tabu generacji Y
Zdroj: Shutterstock

Mam 34 lata. Jestem kobietą – zdrową, płodną i bezdzietną. Jeśli czytasz ten artykuł i możesz opisać siebie w podobny sposób, na pewno odnajdziesz się w jednej z poniższych historii. Bardzo prawdopodobnie, że masz też jakąś swoją.

Całkiem niedawno w dyskusji ktoś zwrócił się do mnie jako do osoby, która jest specjalistką od zasad wypłacania zasiłku w czasie urlopu rodzicielskiego. Moja wiedza w tym temacie sprowadza się jednak do tego, że gdybym miała dziecko, pewnie byłabym bardzo biedna. Nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby cokolwiek na ten temat sprawdzać. Nie miałam powodu. 

Ale jestem już w „pewnym wieku“ i nie mam dziecka, więc oczywiste jest, że go chcę, myślę o tym, przygotowuję się do tego. Albo nie? Mój, póki co nieistniejący i w tej chwili wyimaginowany, potomek ma w piwnicy u moich rodziców schowaną całą wyprawkę. Moja mama ciągle wzbrania się przed wyrzuceniem czy podarowaniem komuś śpioszków czy bucików w różnych rozmiarów po dzieciach mojego rodzeństwa, bo przeraża ją chociażby myśl, że nigdy nie będę mieć dzieci. 

Gdzieś pomiędzy realizowaniem kolejnych pozycji z mojej życiowej listy życzeń (na której poród jest ciągle podejrzanie nieobecny), z której wykreślam poszczególne, dla mnie teraz aktualniejsze i ważniejsze sprawy, cała ta presja zaczyna mnie trochę stresować i jednocześnie denerwować. Sama przed sobą i przed innymi spróbuję odpowiedzialnie poradzić sobie ze wszystkimi argumentami, zarzutami i radami pełnymi dobrych intencji, które spadają mi na głowę.

Bezdzietne kobiety, takie jak ja, muszą radzić sobie z krytyką z każdej możliwej strony – od konserwatystów i obrońców tradycyjnej rodziny (cokolwiek to znaczy), od premiera, który chce poprzez zwiększenie płodności ocalić system emerytalny (zamiast zająć się stworzeniem dobrze funkcjonującej polityki prorodzinnej), od przypadkowych facebookowych komentujących, a także niestety także ze strony mojego najbliższego otoczenia. 

To twój obowiązek

Krytyka płynąca ze strony środowisk konserwatywnych opiera się na jednej podstawowej przesłance, którą na pierwszy rzut oka trudno zakwestionować: że posiadanie dzieci jest dla kobiety czymś naturalnym. Opinia większości jest taka, że przecież wszystkie chcemy tego tak czy inaczej, a jeśli nie, wynika to z niezdrowej presji nowoczesnego społeczeństwa/wybujałej ambicji i przesadzonych marzeń o karierze/ niebezpiecznej genderowej ideologii / traumy z dzieciństwa (niepotrzebne skreślić). 

Rozwinięciem argumentu o „naturze” jest argument o obowiązku – fakt, że posiadanie dzieci jest dla kobiety czymś naturalnym, oznacza, że jest to jej przeznaczenie, jej los i w zasadzie pewien obowiązek. 

Łatwo jest odpowiedzieć na argument o obowiązku. Opiera się on bowiem na przekonaniu, że do przetrwania ludzkości konieczne jest płodzenie potomstwa. Było to z pewnością prawdą przez większą część naszej historii, ale zdezaktualizowało się w XXI w. Coraz więcej badań, analiz i prognoz potwierdza, że, jeśli chodzi o przetrwanie człowieka na planecie Ziemia, nieposiadanie dzieci jest być może najbardziej odpowiedzialnym wyborem ze wszystkich. Nie ma jednak sensu wmawianie sobie, że to główna motywacja kobiet, które decydują się na bezdzietność. Dla wielu motywacją może być to, że mogą robić ze swoim życiem, co chcą, na przykład podróżować (jak ja), a tym samym produkować ślad węglowy tylko trochę mniej destrukcyjny dla planety, niż płodzenie większej liczby jej małych mieszkańców. 

Ale nawet z racjonalnego punktu widzenia argument, że kobieta ma obowiązek rodzić dzieci, nie ma racji bytu. Podkreślanie tego obowiązku to nic innego, jak relikt dawnych czasów, w których rola kobiety w społeczeństwie była jasno określona i miała konkretny cel. Właśnie rozluźnienie tych zasad, które pierwszy raz umożliwiło całej generacji kobiet wzięcie głębokiego oddechu i spróbowanie wszystkiego, co oferuje życie w nowoczesnym społeczeństwie, to powod, dla którego tak wiele kobiet nie decyduje się dziś na macierzyństwo – mają w swoich rękach to, czego długo im odmawiano. Wolność wyboru. 

To wbrew przyrodzie

Trochę trudniej jest reagować na argument o „prawie natury”. Można wdać się w dyskusję na temat tego, czym właściwie jest wspomniana naturalność (przecież twierdzenie, że Afroamerykanie nie są tak do końca ludźmi i dlatego naturalne jest ich posiadanie jako niewolników, też było kiedyś uznawane za niekwestionowaną prawdę). Podejście do tego co jest, a co nie jest naturalne dla człowieka zmienia się, bo samo wyobrażenie naturalności to konstrukcja kulturowa. 

Z drugiej strony, nie tak łatwo po prostu odrzucić temat posiadania dzieci. Nawet ja sama, niezdecydowana, bezdzietna konstruktywistka społeczna, nie mogę tego tak uprościć. Rodzenie dzieci przez kobiety to fakt biologiczny, nikt inny nie może tego robić i tak, mamy do tego naturalne predyspozycje. Ale może właśnie nie chodzi nawet o to? Posiadanie dzieci może być tak naturalne jak seks, apetyt i potrzeba okazjonalnego plotkowania o teściowej czy sąsiadce. Pytanie czy równie naturalne jest pragnienie podjęcia się tego zadania?

Trend w liczbach

Francuski Narodowy Instytut Studiów Demograficznych w badaniu z 2017 r. podaje, że aż 25% kobiet z Europy Południowej jest bezdzietnych, w porównaniu z 18% w Europie Zachodniej i 15% w Europie Północnej.

 

Czy dla mnie, jako kobiety, naturalne jest nie tylko bycie matką, ale także pragnienie bycia matką? A co oznaczy, że niektóre kobiety po prostu nie mają tej potrzeby - że są „wbrew naturze"? Albo że to normalne i naturalne, że niektóre kobiety nie chcą mieć dzieci – zawsze tak było, ale ze względu na role genderowe i oczekiwania społeczne nie wolno było o tym głośno mówić, więc w gruncie rzeczy przestało to być normalne? 

Wszyscy mają pewność

Nikogo nie zaskakuje, że z krytykowaniem kobiet, które nie chcą mieć dzieci, często wiąże się ogólne konserwatywne podejście do kwestii gender oraz stereotypy związane z tym, co czyni kobietę kobietą oraz jaka jest jej rola w społeczeństwie. 

Co jednak ciekawe, o ile duża część tej problematyki jest obecnie przedmiotem wielu dyskusji, a debata o miejscu i możliwościach kobiet w polityce, biznesie i życiu zawodowym, czy też w rodzinie jako takiej, jest prowadzona na wielu poziomach, temat świadomej bezdzietności jest ciągle dużym tabu. Nie mamy w zwyczaju o tym rozmawiać, a jeśli ktoś próbuje, bardzo rzadko spotyka się ze zrozumieniem. 

I tu być może dochodzimy do sedna sprawy. Nawet jeśli doskonale poradzimy sobie się z wyżej wymienionymi argumentami i pokażemy, że chęć posiadania dzieci nie jest ani obowiązkiem, ani czymś wrodzonym, to i tak nie wystarczy. Uniesione brwi, zdziwione spojrzenia i jawne potępienie są nieuniknione. 

Decyzja o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci jest najbardziej osobistą i intymną decyzją, jaką kobieta może podjąć w swoim życiu, a także jedną z tych najtrudniejszych. A jednak wydaje się, że społeczeństwo już zdecydowało za każdą z nas.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz