W Walentynki Heroine świętuje przyjaźń! Jeśli już coś świętować musi. Bardzo często to ona prowadzi nas przez większość życia „póki śmierć nas nie rozłączy”. Swoją niesamowitą historię opowiedziały dwie bestie - znana komiczka Ola Petrus i jej przyjaciółka Ewelina.
Przyjaźń od pieluchy
Ola: Nasza historia zaczęła się zanim jeszcze pojawiłyśmy się na świecie.
Nasi ojcowie byli najlepszymi kumplami z liceum. Chwilę po maturze ożenili się,i ich żony również się zaprzyjaźniły, a cała czwórka była dla siebie jak rodzina. Ja przyszłam na świat pierwsza. Dokładnie 31 grudnia 1986 roku. Ciocia Dorota została moją chrzestną. Niedługo później sama zaszła w ciążę i prawie równo rok po mnie (29 grudnia 1987) przyszła na świat Ewelina.
Jak się później okazało była najlepszym prezentem urodzinowym jaki mogłam sobie wymarzyć. Na pierwsze urodziny dostałam najlepszą przyjaciółkę.
Ewelina: Ponieważ nasi rodzice byli tak blisko, ja i Ola poznałyśmy się, gdy miałam tylko kilka dni. Nie wiedziałam wtedy, że moja pierwsza przyjaciółka zostanie moją najlepszą przyjaciółką. Jest częścią tak wielu moich wspomnień z dzieciństwa, jest prawie na każdym zdjęciu. To ten rodzaj dziewczęcej więzi która jest nie do rozerwania, nawet w pieluchach. Nasze mamy były najlepszymi przyjaciółkami, a my przez pierwsze kilka lat byłyśmy wręcz przekonane, że jesteśmy spokrewnione i mówiłyśmy wszystkim, że jesteśmy kuzynkami.
Pierwsza kłótnia i rozgrzeszenie przy spowiedzi
Nasi rodzice byli nierozłączni, więc również my, siłą rzeczy, spędzałyśmy większość czasu razem. Naszym ukochanym miejscem na ziemi był ośrodek akademii medycznej w Barlinku. Tam obie nauczyłyśmy się pływać, tam też powoli kształtowały się nasze charaktery. Ewelina była niezależną duszą, ustalającą swoje zasady, czasem krnąbrną, ale niesamowicie odważną. Potrafiła postawić na swoim nawet jeśli chodziło o rzeczy tak szalone dla kilkulatki jak wychodzenie z samochodu przez okno czy samodzielne obcinanie grzywki.
Ja – odwrotnie. Oaza spokoju i grzeczności. Tak mamusiu, dobrze mamusiu. Ta różnica temperamentów często kończyła się kłótniami między nami. Te jednak trwały wyjątkowo krótko. Babcia Eweliny kiedyś nam powiedziała, że gdy my się kłócimy, pan bóg się gniewa. Wtedy jako religijne dziewczynki mówiące paciorek przed snem, za żadne skarby świata nie chciałyśmy się narazić temu tam na górze.
Z czasem nasze rodziny zamieniły Barlinek na Międzyzdroje, gdzie po pierwszy pokazałam swoją mroczną stronę, bo podczas kłótni o kredki ugryzłam Ewelinę w rękę. Tak do krwi. Wyrzuty sumienia zżerały wyrzuty sumienia przez wiele lat. W zasadzie do pierwszej spowiedzi kiedy pozbyłam się tego paskudnego „grzechu”. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Mimo konfliktów nasza przyjaźń trwała i nic nie było jej w stanie zepsuć. Nawet pójście do osobnych przedszkoli i szkół. Bo w końcu zawsze miałyśmy weekendy, wspólne nocowania i knedle ze śliwkami jej babci.
Jeden z ostatnich filmów z dzieciństwa jaki mamy to Sylwester. Nasze mamy tańczące w pokoju z zimnymi ogniami w dłoniach. My pod nimi tańczące i śmiejące się. W tle leciało „Time after time” Cyndi Lauper. I to zostało naszą piosenką już na zawsze. Nawet gdy wszystko się posypało.
Ewelina: Gdy byłyśmy małe, mocno się kłóciłyśmy. Krzyczałyśmy, wrzeszczałyśmy, czasem nawet gryzłyśmy się. Ale co ważniejsze, kochałyśmy się jeszcze bardziej. Rozłąka po dniu wspólnej zabawy to była tortura. Całą drogę do domu płakałam, bo nie chciałam aby nasze małe weekendowe wakacje się kończyły. Za każdym razem miałam wrażenie, że minęła wieczność zanim znowu się widziałyśmy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że niedługo miało być jeszcze gorzej.
Przyjaźń międzykontynentalna
Ojciec Eweliny wyjeżdżał często do Kanady jeździć na tirach. Po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że nie chce żyć na odległość ze swoją rodziną, więc postanowił sprowadzić ją do Toronto.
Dla nas świat się skończył.
Miałyśmy 6 i 7 lat. Dopiero zaczynałyśmy szkolne życie, nie musiałyśmy cały czas być pod skrzydłami mam. I nagle ktoś miał nas rozdzielić. Nie było smutku i płaczu. To była czysta rozpacz. Dla Eweliny podwójna, bo zostawiała w Polsce całą rodzinę, dziadków, ciocie, kuzynostwo i mnie. Pamiętam nasze pożegnanie w jej mieszkaniu. Jak nie chciałyśmy wcale mówić do widzenia. Jak łzy ciekły nam ciurkiem. Wydawało nam się, że to koniec wszystkiego.
Ewelina: Bardzo trudnym jest dla mnie mówienie o mojej emigracji z Polski. To coś, co boli moje serce po dziś dzień. Byłam wtedy bardzo młoda i wszystko co znałam i kochałam zostało mi zabrane. Nie rozumiałam dlaczego muszę wyjechać, to nie miało sensu. Płakałam przez kolejne lata. Pamiętam pożegnanie z każdym członkiem mojej rodziny i oczywiście z Olą. Wypłakałyśmy wtedy morze łez.
Pierwsze lata były trudne. Jedyna komunikacja jaką miałyśmy to listy. Na szczęście nasze mamy bardzo pilnowały, żebyśmy pisały je regularnie. Wysyłałyśmy sobie prezenty na urodziny, zdjęcia z wakacji, naklejki i wszystko co w danym momencie było dla nas ważne. Na święta zdarzał się telefon. Taki na minutę, by złożyć sobie życzenia. Po każdym takim telefonie następowała fala płaczu. Za każdym razem gdy słyszałam jej głos i musiałam się pożegnać do słuchawki, miałam wrażenie jakbym kolejny raz przeżywała jej stratę. Pamiętam, że gdy w szkole mieliśmy za zadanie pisać list albo opowiadanie, zawsze adresowałam go do niej lub o niej. Mimo, że zupełnie nie wiedziałam jak jej życie wyglądało w tym czasie, bo ile można się dowiedzieć z kilku zdjęć i paru zdań napisanych przez ośmiolatkę. Ewelina co kilka lat przylatywała do Polski. Były to krótkie wizyty i zawsze wtedy priorytetem była rodzina. My widziałyśmy się przez dzień, max dwa. I wtedy czas się zatrzymywał i byłyśmy tymi samymi dziewczynkami co kilka lat wcześniej. I tak samo przeżywałyśmy kolejne rozstanie.
Ewelina: Tęskniłam za moim życiem w Polsce bardziej niż da się to określić słowami. A sprawy w Kanadzie wcale nie były tak kolorowe jak się wszystkim mogło wydawać. Było wiele trudów i traum, których doświadczyłam jako rezultat tego co się działo w naszym nowym domu. Moja najbliższa rodzina była znowu razem, ale nie było to szczęśliwe, a częściej przerażające. Desperacko chciałam wrócić do Polski przez ponad dekadę. Tęskniłam za tymi szczęśliwymi, niewinnymi dniami, kiedy bawiłam się w Barlinku z moją najlepszą przyjaciółką, bez żadnych trosk. Krótkie telefony i okazjonalne listy nie były w stanie zaspokoić mojej tęsknoty za domem. Za każdym razem gdy odwiedzaliśmy Polskę próbowałam przekonać moich dziadków by pozwolili mi zostać. Lub specjalnie spóźnić się na lot z powrotem. Nigdy nie chciałam wracać do Kanady.
W końcu przyszła era internetu, a my weszłyśmy w wiek nastoletni. I tak jak za dzieciaka, byłyśmy na dwóch przeciwległych biegunach. Ewelina fanka koloru różowego, gwiazdek popu typu Britney i jazdy konnej. Ja założyłam glany, na plecy zarzuciłam kostkę, włosy pofarbowałam na czarno i słuchałam Iron Maiden. I wciąż mówiłam, że moja najlepsza przyjaciółka mieszka w Kanadzie. Gdy ponownie przyjechała do Polski, udało nam się spędzić kilka dni razem. Pokazała mi co robi w sieci u siebie, nauczyła obsługiwać MSN, korzystać z czata i pisać bloga na livejournal. Nagle pojawiła się dla nas nowa droga komunikacji i możliwość kontaktowania się na bieżąco każdego dnia. Oczywiście ograniczały nas rachunki za telefon (ach złota era modemów!), ale nagle nasze życia znowu zrobiły się bardziej równoległe. I tylko czekałyśmy na kolejne spotkania.
Wreszcie przyleciała. Ja miałam 20 lat i samochód, ona 19 i była bardziej niezależna. Miałyśmy najbardziej epic wakacje w naszej historii. Jeździłyśmy po całym województwie odwiedzając nasze ulubione miejscówki. Wykąpałyśmy się w tym samym jeziorze w Barlinku gdzie nauczyłyśmy się pływać. Bawiłyśmy się na tym samy placu zabaw w Międzyzdrojach. Odwiedziłyśmy nawet blok w którym mieszkała. Poznała moich przyjaciół. Poznała mój świat. Śpiewałyśmy (po zbyt dużej ilości drinków) na cały regulator piosenki Hillary Duff idąc środkiem Pobierowa nad morzem. Jadłyśmy kanapki z Nutellą na Jasnych Błoniach w Szczecinie. Obiecałyśmy sobie, że już nigdy więcej nie będziemy miały takiej przerwy. Że od kiedy możemy same ustalać zasady, dopilnujemy, aby nikt nas nie rozłączał.
Ewelina: Ta wizyta w Polsce była fantastyczna. Miałyśmy ogromny ubaw. Dosłownie przejechałyśmy trasą naszych wspomnień i odwiedziłyśmy wszystkie stare miejsca. Tylko tym razem z perspektywy młodych dorosłych. Nie byłam w Polsce przez kilka dobrych lat przed tą wizytą w 2006 roku i wszystko wydawało się inne, a jednocześnie dokładnie takie samo. Zaskoczyło mnie jak wszystkie wspomnienia nagle wracały, kiedy odwiedziłyśmy ośrodek w Barlinku. Nawet właścicielka nas rozpoznała gdy zobaczyła nas spacerujące po terenie. Tym razem nie byłam już dzieckiem i widziałam rzeczy z innej perspektywy. Zanurzyłam się w życiu i znajomych Oli i te kilka tygodni pokazało mi jak moje życie mogło wyglądać gdybym się nie przeprowadziła. Oczywiście to były wakacje, więc czas road tripów, imprez, żadnych obowiązków i co dla mnie najważniejsze, to była szansa na ucieczkę. To był raj.
Rok później ja wylądowałam w Kanadzie na trzy miesiące. Wspólne mieszkanie w jednym domu przez tyle czasu przypominało jeszcze bardziej nasze dzieciństwo, bo tak jak się kochałyśmy, tak potrafiłyśmy się kłócić. Ale na koniec dnia zawsze wracałyśmy do pierwotnego stanu. Nawet jeśli nasze różnice były wciąż widoczne.
Ona poszła na koncert Timberlake’a. Ja poszłam z ciocią na The Police. Ona miała super chłopaka od którego trudno ją było odlepić, ja go nie trawiłam całym sercem (no bo halo, zabierał mi przyjaciółkę). W końcu zaczęłyśmy się docierać. Pokazywała mi swój świat. Chodziłyśmy na mecze baseball’a w którym się zakochałam, oglądałyśmy nałogowo seriale MTV, pracowałyśmy w kwiaciarni mojej cioci i śpiewałyśmy „Hey there Delilah” w aucie. Dzień powrotu po 3 miesiącach był kolejnym koszmarem.
Obiecałyśmy sobie, że choćby się waliło i paliło, za rok znowu razem gdzieś się zobaczymy. I słowa dotrzymałyśmy.
Ewelina: Było cudownie w końcu pokazać Oli po raz pierwszy moje życie tutaj. Byłam w trakcie studiów na uniwersytecie, pracowałam i zaczynałam ustalać swoją własną ścieżkę w życiu. Bardzo chciałam podzielić się z nią wszystkim co było dla mnie ważne i doświadczać tego razem. Zawsze miałyśmy różne zainteresowania, ale to nigdy nie miało znaczenia. Siedziałyśmy do późnych godzin prawie każdej nocy rozmawiając, wspominając i śmiejąc się. Czułam jakbym miała siostrę przez 3 miesiące, a dla dziewczyny która dorastała jako jedynaczka to była wielka sprawa.
Podrzuciłyśmy naszym rodzinom pomysł by polecieć razem na wakacje. Wybrałyśmy punkt najbardziej pośrodku drogi między nami, czyli Dominikanę. To był czas, gdy mogłyśmy się w końcu wyszaleć. Po przylocie wsiadłyśmy do samochodu podstawionego przez hotel i poprosiliśmy kierowcę, żeby puścił reggaeton. Na miejscu od razu pognałyśmy na dyskotekę hotelową. Kilka drinków i byłyśmy na plaży. Po chwili wylądowałyśmy w morzu, bez ubrań i wróciłyśmy do pokoju mokre, zapiaszczone i szczęśliwe. Kolejne dwa tygodnie wyglądały podobnie. Bawiłyśmy się z animatorami (głównie ja), tańczyłyśmy, korzystałyśmy z życia. To zleciało zdecydowanie za szybko. Ale to był kolejny przykład, że czas nie ma dla nas znaczenia.
Chociaż powoli trzeba było dorosnąć.
Ewelina: Świetnie się bawiłyśmy na tych wakacjach. Odpoczywałyśmy na plaży, uczyłyśmy się tańczyć merengue i szalałyśmy na dyskotece każdego wieczoru. Znowu to było jak ucieczka z siostrą przy boku. Za każdym razem gdy się widziałyśmy, byłyśmy odrobinę starsze i trochę inne od naszych poprzednich wersji. Dorastałyśmy razem mimo, że byłyśmy na dwóch różnych kontynentach.
No i przyszła dorosłość
Jeszcze będąc w Kanadzie poznałam jednego z jej kolegów – Mike’a. Wydawał mi się o wiele lepszym partnerem dla niej niż ówczesny wybranek. Okazało się, że po moim wyjeździe ona też dostrzegła jego zalety i w końcu stworzyli cudowną parę. Ja sama wtedy poznałam kogoś. W końcu odwiedzili nas we dwoje w Polsce i tym razem pokazywałyśmy naszym wybrankom naszą przeszłość. Już dorosłe i patrzące na życie trochę poważniej. I trochę mniej uzależnione od tej przyjaźni. Chociaż nadal bliskie.
W końcu przyszedł moment nasze historie potoczyły się zupełnie inaczej.
Ona wyszła za mąż, ja się z hukiem rozstałam.
Ona zaczęła budować własny dom i rodzinę. Ja przeszłam kompletną odmianę, wyszłam na scenę, zaczęłam jeździć w trasy, bawić się relacjami, przeżywać chyba po raz pierwszy okres buntu.
Ona wybierała beżowe tapety do domu, ja farbowałam włosy na niebiesko.
Nie ukrywam, że bolało mnie to jak się od siebie odsuwałyśmy. Miałam wrażenie, że moje życie nagle było jedną wielką falą trzęsień ziemi, nie zawsze tych dobrych, a ona już się ustatkowała, wyszalała i nie potrzebowała tych gwałtownych emocji.
W końcu przyszła najcudowniejsza wiadomość, była w ciąży. Nie posiadałam się ze szczęścia. W głowie miałam scenariusz powtórki z historii naszych rodziców. Że teraz czas też na mnie, że nasze dzieci się poznają. Jednak nic takiego na moim horyzoncie się nie kroiło. Gdy jej córeczka miała niemal roczek, Ewelina i Mike zdecydowali się przylecieć na święta i Sylwestra do Polski. Bardzo potrzebowałam wtedy ją zobaczyć. I okazywałam to w najbardziej zaborczy i niefajny sposób jak się dało. Ona była już w zupełnie innym miejscu mentalnie, skupiała się na rodzinie, a ja wpychałam się trochę na siłę żyjąc przeszłością. I w ten sposób odsunęłam ją bardziej. Nie spotkałyśmy się, a ja wracałam do Warszawy na chwilę przed północą w Sylwestra zalana łzami. To był pierwszy raz od jej wyjazdu, kiedy będąc obie w Polsce nie spotkałyśmy się.
I miałam poczucie jakby to był koniec.
Ewelina: Zabranie mojej nowej rodziny do Polski wiele dla mnie znaczyło. Byłam podekscytowana by pokazać mojej córce moje dziedzictwo. Miała wtedy 6 miesięcy i oczywiście była bardzo absorbująca. Nie mogłam spędzić takich wakacji w Polsce jak robiłam to w przeszłości. Byłam wtedy przede wszystkim matką z obowiązkami. Myślę, że wtedy wraz z Olą miałyśmy zupełnie inne oczekiwania co do naszego ponownego spotkania. I to niestety spowodowało, że wcale się nie zobaczyłyśmy. Serce mi pękało. Tęskniłam za nią okrutnie i bardzo chciałam, żeby poznała moją córkę, swoją nową siostrzenicę.
Minęło pół roku zanim znowu porozmawiałyśmy. Napisałam jej maila przepraszając za wszystko, za moją niedojrzałość i nachalność. Za egoizm i histerię. Napisałam, że tęsknię. Odpisała spokojnie, wyważonym tonem. Przyznała, że obie jesteśmy na trochę innych torach już i to nie jest to nastoletnie BFF, bo po prostu nie mamy już obie tyle czasu, co kiedyś. I miała rację. Ale kontakt wrócił. Powoli, na nowych zasadach, jakbyśmy musiały złożyć tę relację na nowo. Nie tak często ale zawsze z radością, jakby tych przerw nie było. Od tamtej pory ich rodzina powiększyła się o synka. Jeszcze nie miałam okazji ich poznać, ale na pewno gdy będzie ku temu okazja rozpieszczę oboje jak rasowa ciocia z zagranicy.
Ewelina: Bardzo się cieszę, że znalazłyśmy drogę z powrotem do siebie. Nasze osobowości z dzieciństwa kompletnie się odwróciły. Ona jest bardziej głośna i niesforna, a ja spokojna i ustatkowana. Pomimo tego, że nasze życia poszły zupełnie innymi ścieżkami, mamy więcej wspólnego niż tego co nas różni. Mamy te same wartości, podobne wychowanie i poczucie humoru co zbudowało bardzo silną więź. Komunikujemy się minimum raz w tygodni, a czasem i codziennie. Jestem wdzięczna za rozwój technologii dzięki któremu nie musimy wysyłać listów i czekać miesiącami na odpowiedź. Możemy teraz łączyć się na video i dzielić się zdjęciami jednym kliknięciem.
Ola to moja najstarsza i najbliższa przyjaciółka. Jestem przeszczęśliwa widząc jej sukcesy. Zawsze była utalentowana i odważna, a teraz zamieniła to w karierę. Jest komiczką, pisarką, artystką i aktywistką. Jestem dumna mogąc nazywać ją najbliższą przyjaciółką. Ma wiele do zaoferowania i wiem, że w jej przyszłości są wielkie rzeczy.
Nadal dzielę się z nią ważnymi przeżyciami, nadal piszę jej, jak ważna jest dla mnie i jak tęsknię. Są rzeczy o których tylko ona wie i tylko z nią nie boję się rozmawiać. Bo takiej więzi nie da się zerwać. Może się zmienić. Ale będzie z nami już do końca.
W końcu jest najlepszym prezentem jaki mogłam sobie wymarzyć.
Na pierwsze urodziny dostałam prawdziwą przyjaciółkę.
Opowiedz o swojej przyjaźni i wygraj Apple Watch 6
Opowiedz Heroine o swojej przyjaźni. Opisz, jak Twoja bestie lub Twój bestie wsparł_a Cię w trudnym momencie! Tekst musi mieć min. 700 znaków. Wpisz go w poniższym formularzu.
Masz czas tylko do 18.02.2022 do 22:22.
Spośród wszystkich historii wybierzemy te najciekawsze i opublikujemy je na heroine.pl pod koniec walentynkowego wydania specjalnego. Redakcja heroine.pl wybierze najciekawszą historię, a uczestnik_czka otrzyma Apple Watch 6. Formularz znajdziesz TUTAJ
Wszystkie artykuły autorki/autora