Baby do garów. Cyberseksizm wobec kobiet, które ośmielają się zabierać głos (cześć 1.)

cyberprzemoccyberseksizminternet
Marta Nowak
| 13.12.2021 | 2 komentarze
Baby do garów. Cyberseksizm wobec kobiet, które ośmielają się zabierać głos (cześć 1.)
Zdroj: Shutterstock

„Polecam się dokształcić, bo jak na razie nic nie rozumiesz”. „Wracaj do kuchni, gdzie twoje miejsce”. „Jebnięta feministka”, „debilka”, „zgorzkniała pizda”. Mogłabym całe dwadzieścia tysięcy znaków tego tekstu wypełnić wyłącznie tego rodzaju komentarzami i wiadomościami, które dostają kobiety w internecie. A przecież obelgi to nie wszystko – są jeszcze wysyłane na priv niechciane zdjęcia, zadawane przez obcych pytania o życie intymne albo ośmieszające grafiki. Jeśli jesteś płci żeńskiej i ośmielasz się uczestniczyć w życiu publicznym – przygotuj się na to, że nie będzie miło.

Nie chcę odstraszać żadnej kobiety od publicznych działań w jakiejkolwiek formie – czy będzie to polityka, czy aktywizm na Instagramie, czy udzielanie wywiadów w mediach. To działalność, która daje poczucie misji, sprawczości, a także wiele reakcji „love”. Ale jest też ta druga, ciemna strona medalu. Wystarczy wejść na profil dowolnej lewicowej posłanki, żeby zobaczyć, jak przeplatają się komentarze typu „jestem dumna, że na ciebie głosowałam!” i „pojebało od tego feminizmu”. Aktywistki dostają i wyrazy wsparcia, i przyjazne rady, żeby zamknąć mordę. Sama pod tekstami swojego autorstwa znajdowałam i komentarze w stylu „Marta Nowak najlepsza najmądrzejsza”, i „niedoruchana idiotka”. Mogę z dużą dozą pewności powiedzieć, że nie jestem najmądrzejsza na świecie, ale nie jestem też idiotką. Tyle że nie o to przecież chodzi.

Komentarz „ale brzydactwo” nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądasz (przykłady pojawią się za chwilę). Chodzi o jedno: masz się zamknąć i przestać zabierać – swoją obecnością, głosem, wizerunkiem – przestrzeń publiczną mężczyznom. Wracaj do kuchni warzyć rosół, babo ty jedna.

„Cyberseksizm jest manifestacją stereotypowego seksizmu ugruntowanego w głowach wielu mężczyzn i przeniesieniem go w struktury internetowe, często dające złudzenie anonimowości i bezkarności” – mówi mi Karolina Widomska, kryminolożka zajmująca się problemem przemocy wobec kobiet i dziewczyn w London Metropolitan University. Jak wyjaśnia, celem takich działań jest to, by „kobiety poczuły się niechciane, wykluczone z konwersacji, podporządkowane mężczyznom”. „Przerywanie dyskusji kobiet, seksistowskie komentarze, nękanie wiadomościami, wysyłanie zdjęć penisów, groźby gwałtu – mężczyźni robią to, aby odzyskać utraconą według nich kontrolę nad przestrzenią internetową i uciszyć kobiety, z którymi zmuszeni są tę przestrzeń dzielić. Używanie cyberseksizmu jest celowe, przemyślane, pozwala przywrócić mężczyznom pozycję, w której mają władzę, i jednocześnie podkreślić znaczenie zachowania ról płciowych” – dodaje.

Wiadomość „idiotka” nie jest merytoryczną oceną twoich kompetencji intelektualnych, tylko wyrazem frustracji autora. Komentarz „ale brzydactwo” nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądasz (przykłady pojawią się za chwilę). Chodzi o jedno: masz się zamknąć i przestać zabierać – swoją obecnością, głosem, wizerunkiem – przestrzeń publiczną mężczyznom. Wracaj do kuchni warzyć rosół, babo ty jedna.

Wielka polityka i małe kobietki

Grupą kobiet, po których bardzo wyraźnie widać, że w życiu nie chcą zajmować się wyłącznie warzeniem rosołu, są polityczki. Sprawy publiczne to jedno z pól, które w perspektywie historycznej są najmocniej zdominowane przez mężczyzn – i nie chodzi tu tylko o przeważająco męski skład Sejmu. Aktywność kobiet w polityce wiąże się z tym, że jasno, bez ogródek wygłaszają opinie, wypowiadają się o losach kraju, w studiach telewizyjnych jak równy z równym dyskutują o gospodarce czy relacjach międzynarodowych z mężczyznami – czyli, według internetowych mizoginów, bezczelnie wdzierają się na teren męskiej ekspertyzy. O tym, jaka kara w internecie może je spotkać za taką dezynwolturę, wie coś Dorota Olko, rzeczniczka partii Razem.

„Po występach w telewizji (głównie w TVP) zdarzały się nie tylko hejterskie tweety i komentarze, ale też agresywne wiadomości. Jeśli ktoś już się fatyguje, żeby wysłać wiadomość, to zwykle jest ona bardzo ostra i utrzymana w tonie »jak śmiesz pokazywać się w telewizji« – tak jakby liczył, że się przejmiesz i więcej nie pójdziesz” – mówi. W co celują hejterzy? W czułe punkty. I w wygląd, bo przecież jako kobiecie właśnie męska ocena twojej atrakcyjności powinna leżeć ci na sercu najbardziej. „Moja największa aktywność medialna przypadła na czas noszenia aparatu ortodontycznego i mocno wyeksponowanej wady zgryzu, więc dostawałam wiadomości o tym, że za późno na poprawki, o okropnej mordzie itd. Od koleżanek działaczek i polityczek, także aktualnych posłanek, wiem, że zdarza się to każdej, a czasami potrafi ocierać się o groźby karalne” – opowiada Dorota Olko. Ośmieliłaś się wkroczyć na męski teren? Dowiesz się, że jesteś brzydka. I może poczujesz się od tego tak źle, że zaczniesz odrzucać kolejne zaproszenia do telewizji, byleby tylko uniknąć obelg.

Jedną z postaci, które przychodzą na myśl jako pierwsze, kiedy myślimy o hejtowanych polityczkach w internecie, jest Sylwia Spurek, europarlamentarzystka Wiosny. Wydaje się, że jej działania w biurze RPO Adama Bodnara poszły dziś w niepamięć, przyćmione tym, jak intensywnie promuje weganizm i prawa zwierząt – jej nieuznająca kompromisów postawa w tej kwestii wywołuje w internecie taką złość, jakby Spurek własnymi rękami porywała ludziom schabowe z talerza. Uczciwie przyznajmy, że tej polityczce zdarza się powiedzieć coś, co budzi sprzeciw – na przykład wtedy, kiedy w niefortunny sposób połączyła feminizm i prawa zwierząt, porównując krowy mleczne do kobiet. Ale nieprzyjemne komentarze spotykały ją także za kompletnie niekontrowersyjne wypowiedzi. Kiedy jako świeżo upieczona europosłanka napisała, że w stołówce PE jedyna obiadowa opcja „wegetariańska” to łosoś, mężczyźni w odpowiedziach nazywali ją „lalunią” i „panienką, która odgrywa nieszczęśliwą królewną”. „Niech się pani zajmie pracą, a nie pierdoleniem”. „Kur… żałosne”. „Nie pozostaje pani nic innego, jak poddać się eutanazji”. Mocne reakcje jak na tweet o tym, że ryba nie jest wege.

Doświadczyłaś cyberseksizmu?

Nie dajmy się jednak zwieść myśli, że hejt dotyczy tylko progresywnych polityczek. Te z prawicy – mimo, że w wielu sprawach wydają się być „po stronie mężczyzn”, opowiadając się za tradycyjnymi rolami płciowymi czy konserwatywną wizją życia – także padają ofiarą cyberseksizmu w najbardziej typowej odsłonie. I tak na przykład o Krystynie Pawłowicz regularnie można wyczytać w sieci, że jest starą, obrzydliwą babą – tak jakby wiek i uroda niewystarczająca internetowym koneserom były najgorszym, co można jej zarzucić. Motywy starości i brzydoty powtarzają się zresztą dość często, jeśli chodzi o hejt skierowany w stronę polityczek PiS. Jakiś czas temu na Twitterze widziałam fotografię Anny Zalewskiej, europosłanki i byłej ministry edukacji, zestawioną ze zdjęciem modelki Anety Kręglickiej, będącej mniej więcej w tym samym co ona wieku. Przekaz – Kręglicka wygląda młodo i ładnie, Zalewska staro i brzydko. I znów: czy można by merytorycznie krytykować byłą ministrę za nieudaną reformę edukacji albo wywołanie największego w ostatnich latach strajku nauczycieli? Pewnie, że tak. Ale widocznie przyjemniej jej zarzucić, że nie wygląda tak dobrze jak miss świata.

Jeżeli pójdziemy jeszcze dalej, okaże się, że nawet zestaw „konserwatywne poglądy” plus „uroda zgodna ze współczesnymi kanonami” nie chroni przed hejterskimi komentarzami o wyglądzie. Świetnym przykładem jest Magdalena Ogórek, prezenterka TVP, osoba – delikatnie mówiąc – nieciesząca się powszechną sympatią. O niej z kolei można przeczytać w internecie, że wygląda jak „dmuchana lala dla dorosłych” czy „Barbie z małym rozumkiem”. Albo taki zestaw: „chuda pisowska brzydula”, „zbyt duża głowa i stopy”, „miss anoreksji”, „ostatnio takie zdjęcia widziałem w Muzeum Miejsce Pamięci Dachau”. To zaledwie kilka odpowiedzi na jedno i to samo zdjęcie z wakacji, które wrzuciła na Twittera Ogórek. Chyba już wystarczy, co?

Feministki, aktywistki

Choć to prawda, że z cyberseksizmem mierzą się też kobiety z prawicy, to wydaje się, że hejterów-mizoginów szczególnie boli feminizm. A do tego, by zostać wziętą przez nich na cel, nie trzeba być posłanką czy ministrą – wystarczy aktywizm. Przykłady? Pierwszy z brzegu – Marta Lempart ze Strajku Kobiet. W internecie bez przerwy pojawiają się o niej merytoryczne komentarze w stylu „gruba i brzydka” (zresztą nie tylko w internecie – wygląd fizyczny Lempart w tym guście komentował na przykład Marcin Najman zaproszony jako gość do TVP). O wylewającym się na nią hejcie mówi też feministyczna aktywistka Maja Staśko. I nie zmyśla – pisząc ten tekst, wchodzę na profil Staśko na Facebooku i klikam w pierwsze z brzegu przedstawiające ją zdjęcie. Od razu widzę komentarz „kiedyś takim jak ty golono głowy”, a pod nim „obyś ty k…o spuchła” (miłe, że pan wykropkował brzydkie słowo). Dziękuję, więcej dowodów mi nie trzeba.

I Lempart, i Staśko to osoby o relatywnie znanych nazwiskach, którym zdarzają się kontrowersyjne działania i potrafią wzbudzać niechęć w najróżniejszych częściach internetu. Ale hejt za feministyczny aktywizm spotyka też kobiety, które nie goszczą na okładkach gazet jako liderki wielkich ruchów ani nie są influencerkami z wielotysięczną widownią – a oprócz tego nie mają na koncie głośnych wpadek. Czasem do tego, by rozwiązał się worek z obelgami, wystarczy jedna akcja i parę wywiadów.

Pamiętacie, jak zaczął się Czarny Protest? Nie od Strajku Kobiet i marszu z parasolkami. Przedtem, jeszcze we wrześniu 2016 r., sukces odniosła internetowa akcja polegająca na postowaniu w swoich mediach społecznościowych zdjęć w czarnych ubraniach z hasztagiem #czarnyprotest. To od niej wziął nazwę cały ruch przeciw zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego. Pomysłodawczynią akcji była Gocha Adamczyk, feministka zawodowo zajmująca się strategią w branży reklamowej. O Czarnym Proteście opowiadała później w mediach. Co się wtedy stało, zapytacie? No, chyba już łatwo się domyślić.

„Pisano mi, że jestem anarchistyczną dziwką, żydowską kurwą, lesbą, jestem brzydka, obrzydliwa, a poza tym po co mi aborcja, bo i tak nikt nie chciałby mnie nawet zgwałcić, ani nawet dotknąć przez szmatę” – relacjonuje Adamczyk. „Zdarzyła się wiadomość anonimowa, w której po obelgach nadawca obiecał modlitwę za mnie i podejrzewał, że to wyjazd do Warszawy tak mnie zepsuł – więc to był pewnie jakiś kolega z podstawówki”. Ale jest też przykra wiadomość dla hejterów – a dla początkujących aktywistek światełko w tunelu i nadzieja w mroku. Jak mówi Gocha Adamczyk: „pod wzmianką o Czarnym Proteście w lokalnej prasie moja wychowawczyni z podstawówki napisała, że jest ze mnie dumna. I to zeruje całe wiadra gówna, które wtedy na mnie wylano”.

Druga część artykułu

W drugiej części artykułu „Piszesz? To przestań" przeczytasz o cyberseksizmie w stosunku do dziennikarek oraz o tym, że „przecież mężczyźni też doświadczają cyberprzemocy". Opisujemy też skutki cyberseksizmu oraz mikrokompendium działań obronnych.

 

Dyskusja dot. artykułu

W sumie 2 komentarze

Zostaw komentarz

Komentarz, który podoba się wam najbardziej

Kasia | 14.12.2021 18:39

Fajnie, że te głosy pojawiają się coraz częściej. Pamiętam jak parę lat temu na fb pojawił się news właśnie odnośnie Ogórek, a pod spodem masa obraźliwych komentarzy, ale skupionych na wyglądzie. Pozwoliłam sobie wtedy zwrócić uwagę obcemu typowi, przypuszczam że w wieku mojego ojca, że naprawdę jest za co krytykować tą Panią i nie koniecznie musi to być wygląd.

+1
Zareaguj

Komentarz, który podoba się wam najmniej

Anna | 14.12.2021 12:04

Pani Marto, dlaczego uważa Pani, że porównanie kobiet do krów mlecznych jest niefortunne i budzi Pani sprzeciw?

-1
Zareaguj