Malarstwo klasyczne, a do tego pejzażowe, nie jest szczególnie poszukiwanym stylem na scenie artystycznej początku XXI wieku. Młody malarz Adam Kašpar uchwycił go w sposób, który niesie ze sobą echa starych mistrzów i brawurę nowego talentu, który podąża własną, unikalną, zdeterminowaną ścieżką niezależnie od mody.
Jadę zobaczyć się z Adamem Kasparem w Svitavach. Wyprowadził się z Pragi i nie zamierza wracać. Mimo młodego wieku, 25-letni artysta roztacza wokół siebie aurę klasyka. Nie dość, że jego domeną jest realistyczne malarstwo pejzażowe, to jeszcze wygląda jak rozdarty artysta z farbą na paznokciach.
Daleko mu jednak do pozera. W pracowni w starej, zapuszczonej willi pośrodku niezbyt zachęcających peryferii, Kašpar tworzy wielkie płótna pełne skał, kamieni, załamań terenu i lasów, a z faktu, że spędził dziesiątki godzin na świeżym powietrzu, obmyślając każdy widok, można wyciągnąć truciznę. I to nie tylko w Jesionikach czy Highlands, ale także na Islandii czy w Szkocji.
Jaki rodzaj współpracy?
Będzie to ilustracja naukowa. Od dawna interesuje mnie łączenie sztuki i nauki. Kiedyś te dwie dziedziny były ze sobą ściślej powiązane. I obie na tym skorzystały. Weźmy na przykład Turnera. Pracował z naukowcami w Royal Academy i mógł uczestniczyć w wykładach Williama Herschela, wielkiego brytyjskiego astronoma. Sposób, w jaki Turner maluje światło i słońce, mógł być pod wpływem tego, co usłyszał na ten temat.
Cały gatunek ilustracji naukowej, ta wysoka, piękna dziedzina, nie istnieje dziś w takim bogactwie, jak w XIX wieku. Poziomu, na jakim ilustrowane są książki z tamtego okresu, nie osiąga dziś prawie nikt, nawet w Akademii.
Od dzieciństwa pociągał cię krajobraz i natura. Czy była to samotna ścieżka, czy też wędrowałeś, odkrywając naturę w kolektywie?
Chodziłem ze strażnikami i na obozy, ale poza tym zawsze byłem samotnikiem. Hobby, które pozostało mi z dzieciństwa, nadal sprawia mi frajdę. Nie muszę szukać ludzi o takich samych zainteresowaniach, to mi w zupełności wystarcza i daje spełnienie.
Kiedy po raz pierwszy odkryłeś, że jesteś dobry w wyrażaniu siebie poprzez rysowanie?
To było zawsze, ale może w szkole podstawowej wciąż myślałam, że będę zajmować się naukami ścisłymi. Na przykład jeździłem na wieś z ornitologami. Stopniowo zdałem sobie sprawę, że cokolwiek mnie interesuje na zewnątrz, to to narysuję. I że rysowałem to dobrze. I że może właśnie to sprawia mi największą przyjemność. Potem poszedłem do liceum graficznego w Jihlavie, namalowałem swój pierwszy olej i to się przebiło.
Czy kiedykolwiek miałeś przerwę, jak portret?
Martin Mainer powtarzał mi: "Zrób sobie przerwę". Widział, że podążam własną drogą w całkowicie świadomy siebie sposób. "To jak szermierka. Zrób ruch, to zmyli przeciwnika". A ja nigdy tego nie robiłem, bo nie wiem, gdzie bym poszedł. To dla niego naturalne - co dwa lub trzy lata całkowicie zmienia kierunek i zaczyna coś nowego. Ale myślę, że to prawda, że czyjaś słabość jest również jego siłą. Fakt, że jestem tak uparty i uparty, pozwala mi robić rzeczy w taki sposób, w jaki je robię. Bez tego nie zaszedłbym tak daleko.
Nawet jeśli jesteś realistą, czasami malujesz to, co nie jest. Góra z miejsca, którego tak naprawdę nie widać, skała Barrandov bez mostu Barrandov. Co się za tym kryje?
Dla mnie malowanie jest procesem studiowania rzeczy, którą przedstawiam, i to jest jeden z powodów, dla których lubię spędzać wiele godzin na malowaniu wychodni skalnych - ponieważ po tym czasie zaczynam rozumieć rzeczy, których nie rozumiałem lub nawet nie widziałem za pierwszym razem.
Kiedy stanąłem przed tą skałą Barrandov - która, nawiasem mówiąc, jest ogołocona, a więc również stworzona przez człowieka - nie namalowałem tam mostu autostradowego po prostu dlatego, że mnie nie interesował. Nie miałem powodu, aby poświęcać mu czas i energię, ponieważ nie chciałem go studiować i uczyć się o nim. Generalnie staram się uchwycić to, co jest "wieczne" w krajobrazie. Lubię zdjęcia, na których nie widać, czy jest to krajobraz dzisiejszy, czy sprzed dziesięciu tysięcy lat.
Twoje obrazy z fotorealistycznym przedstawieniem topniejącego lasu są bardzo dobrze znane. Nie zdziwiłbym się, gdybyś wielokrotnie słyszał, że jesteś nowym Juliusem Mařákiem. Dlaczego akurat las? I dlaczego umierający, rozpadający się, nie-narodowy?
Myślę, że umierający las jest bardzo majestatyczny. Ale zacznę od Ponurego Żniwiarza. Jest dla mnie osobiście bardzo ważny - jego Szumawski las w czasie burzy to jeden z najważniejszych obrazów, jakie w życiu widziałem. Oczywiście ludzie myślą o Mařáku. Bardziej wtajemniczeni wciąż wymieniają rosyjskiego malarza Szyszkina. Ponieważ nie było wielu innych dobrych malarzy w pełni poświęconych samemu lasowi.
W sztuce jest zaskakująco mało przedstawień wnętrz leśnych. Interesuję się lasami naturalnymi, zarówno kwitnącymi, jak i rosnącymi. To smutne, że większość ludzi w naszym kraju nie wie, jak wyglądałaby przyroda, gdybyśmy w nią nie ingerowali. Kiedyś spotkałem w terenie ludzi, którzy wracali z beskidzkiego lasu i byli rozczarowani, że nie znaleźli tam lian.
Powiedziałeś: "Kiedy krajobraz jest sam, jest tylko woda, wiatr, cisza. Jak tylko ktoś się tam znajdzie, już tam jest, gada, goni myśli. Nie chcę tego w moich obrazach". Twoje obrazy mają jednak pewną osiadłą jakość, jest się bardzo świadomym obserwatora, czyli ciebie. Czy świadomie umieszczasz tam siebie?
To się po prostu dzieje, czy tego chcemy, czy nie. Każde pociągnięcie pędzla jest wytworem mojej świadomości, a obraz lasu nie jest tak naprawdę reprezentacją jakiejś absolutnej rzeczywistości - to obraz mojego snu o lesie. Ludzki obserwator jest zawsze obecny.
Zawsze mówiłem, że nie chcę historii w moich obrazach. Było to prawdą, dopóki nie zacząłem zajmować się geologią. Bo tam są historie, ale inne. O zmarszczkach, żyłach, pęknięciach i górach.
Uważam, że to interesujące, jak patrzysz w głąb. Właściwie to nie jest jak malarstwo pejzażowe, to bardziej jak malarstwo głębi.
To jak malarstwo immersyjne, prawda? Zacząłem od klasycznego malarstwa pejzażowego, pod wpływem XIX-wiecznego romantyzmu i renesansu. W międzyczasie, pod wpływem okoliczności wewnętrznych i zewnętrznych, zainteresowałem się geologią. Powiedziałem sobie - wciąż ślizgam się po powierzchni tego krajobrazu i nie wiem, co jest pod spodem. Co to wszystko buduje? Co to wszystko buduje?
Jestem skłonny postrzegać ziemię jako żywą istotę, która ma ciało, kształt i anatomię, i to właśnie bada geologia. Opowiada epopeję stworzenia świata i jest monumentalna, poetycka i piękna. Kiedy czytam w skałach i geomorfologii krajobrazu, myślę o wszystkim, przez co przeszedł ten kawałek ziemi. Często są to rzeczy zupełnie niewiarygodne. W Szkocji chodziłem po klifach i podnosiłem skały, które trzykrotnie zostały obalone przez Highlands. To wszystko jest tam w formie struktur, których szukam i które maluję.
Nie wystarczy więc go zobaczyć, trzeba go zrozumieć.
To jak bycie malarzem figuratywnym i malowanie ludzkiego ciała. W momencie, gdy go nie rozumiem, nawet nie zauważam, że namalowałem coś źle. Ale kiedy znam anatomię, nie muszę malować ręki tak, jak ją widzę. Znając ścięgna i mięśnie, mam swobodę malowania zgodnie z prawdą i tak, jak chcę.
Nad czym teraz pracujesz?
Kończę dwie wystawy. Pierwsza odbędzie się w Tišnovie niedaleko Brna i będzie nosić nazwę Klenbou - Brázdou, po dwóch dużych strukturach geologicznych, które się tam spotykają. Na drugiej wystawie, w Ołomuńcu, pokażę okres, w którym zrobiłem sobie przerwę od geologii i wykonałem serię śniegów na Szumawie. Na chwilę wróciłem do prostej radości koloru, radości malowania. Właściwie wróciłem do początku.
Ten wywiad został po raz pierwszy opublikowany w bieżącym numerze magazynu Finmag.
Wszystkie artykuły autorki/autora