Czy zbliża się czas, w którym obrońcy tradycyjnych wartości zaczną domagać się parytetów dla białych aktorów w hollywoodzkich hitach?
Był rok 2000 i słynne Royal Shakespeare Company obsadziło w roli Henryka VI. Davida Oyelowo. Nikogo w Czechach nie interesował fakt, że czarnoskóry mężczyzna gra króla Anglii. Gdyby ktokolwiek zwrócił na to uwagę, w tamtym czasie wydawałoby się to w najgorszym razie ciekawostką lub reżyserską prowokacją. Tak jakby Hamleta ubrać w kurtkę motocyklisty.
Dyskurs zmienił się od tamtego czasu. Dziś ten sam news wywołałby zapewne poruszenie, czytalibyśmy teksty o czarnoskórych narzucanych nam w imię politycznej poprawności, a nawet ci, którzy ostatni raz słyszeli o Szekspirze w szkole, nie zawahaliby się wyrazić swojego oburzenia.
Gdyby jednak trzymali się teatru...
Dyktat poprawności
Kiedy Mirka Spácilová pisała w 2015 roku o nowych Gwiezdnych wojnach: Przebudzeniu Mocy, wspomniała o "aktualnym dyktacie hollywoodzkiej poprawności", który wysłał na pierwszy plan "kobietę z Afroamerykaninem" - jaką kobietę, księżniczka Leia też kiedyś była na pierwszym planie, ale dać główną rolę czarnoskóremu aktorowi? To zbyt wiele...
Od tego czasu mieliśmy kilka podobnie skandalicznych przejawów wielokulturowego dyktatu: Numa Dumezweni, czarnoskóra kobieta grająca Hermionę w Harrym Potterze i Przeklętym Dziecku. Halle Bailey, czarnoskóra kobieta, którą Disney planuje obsadzić w roli małej syrenki Andersena, Ariel. Pomysł ten został "zgnieciony" przez publicystę Jana Paličkę żelaznym argumentem, że w pierwszej połowie XIX wieku w Danii nie było czarnoskórych ludzi (ale syreny najwyraźniej były; jeśli oczywiście była to Dania i pierwsza połowa XIX wieku). Lashana Lynch, która ma wcielić się w agenta 007 w kolejnym filmie o Bondzie, nie pocieszyła się również faktem, że wielu nieuważnych czytelników (a studio z pewnością liczyło na tę nieuwagę i wynikającą z niej wrzawę) zinterpretowało to w ten sposób, że czarnoskóra kobieta będzie wprost ikoną Jamesa Bonda. Prawdopodobnie pomogło to, że o czarnoskórym Bondzie spekulowano od kilku lat, a Idris Elba był faworytem bukmacherów przez długi czas. Chociaż Elba powiedział w marcu tego roku, że nigdy nie chce być Bondem, ponieważ ktokolwiek go zagra, jest skazany na bycie Bondem do końca życia, od czasu do czasu sam podsyca trollowate spekulacje na Twitterze. Po jednym z takich tweetów znów mogliśmy przeczytać "argumenty" w dyskusjach, że Nelsona Mandeli nie mógłby zagrać biały mężczyzna.
W tamtym czasie zakładano, że jeśli alfons jest biały, widzowie postrzegają go jako okropną osobę, której ohyda nie ma nic wspólnego z kolorem skóry. Z czarnoskórym mężczyzną w takiej roli widzowie mogliby jednak rzutować paskudność konkretnej osoby na całą rasę (zwłaszcza gdy robi to również główny bohater). Podobnie ci, którzy narzekają na dyktat politycznej poprawności, patrzą na osoby nie-białe w podobny sposób - zawsze widzą najpierw osobę czarnoskórą, a nie osobę o określonych cechach i talentach, która ma określony kolor skóry. W przeciwnym razie Mirka Spácilová nie mogłaby napisać, bez żadnych dowodów, że czarnoskóry prezenter Oscarów został "wyróżniony przez poprawność polityczną" za swoją pracę. Jeśli czarnoskóry prezenter dostaje pracę w jej świecie, z pewnością jest tam tylko ze względu na kolor skóry, a nie talent.
Pomimo wyraźnej tendencji statystycznej, istnieją jednak przypadki, w których ktoś stara się o prawdziwą integrację dla samego siebie. Lena Dunham, reżyserka i główna aktorka serialu Girls (również nagrodzonego wieloma nagrodami Emmy), w pierwszym sezonie odpowiedziała na krytykę, że jest zbyt biała jak na osadzenie akcji w wielokulturowym Nowym Jorku, każąc swojej bohaterce zacząć spotykać się w kolejnym sezonie z młodym czarnoskórym konserwatystą. Dunham, która była jedną z bardziej skrupulatnych w kwestii rasizmu - na przykład zasugerowała kiedyś, że oferowanie sushi w amerykańskich stołówkach uniwersyteckich jest brakiem szacunku dla kultury japońskiej - tak naprawdę włączyła czarną postać do serialu tylko z poczucia, że jej praca była nieodpowiednio "zbyt biała"; aktor przeprosił za tę motywację wiele lat później.
Co więcej, dodanie nowej postaci raczej zaszkodziło serii - postać nowego chłopaka głównej bohaterki jest nijaka i płaska, oboje praktycznie tylko radzą sobie z faktem, że biała kobieta spotyka się z czarnoskórym mężczyzną. Tak naprawdę fani różnorodności za wszelką cenę są podobni do tych, którzy płaczą za Reflexes - sprowadzają postać, która nie jest biała, do jej przynależności etnicznej.
Wybielanie
Słowo whitewashing w języku angielskim pierwotnie oznaczało po prostu wybielanie prania, ale ma dwa bardziej przenośne znaczenia. Może być używane, gdy mówimy o upiększaniu lub ukrywaniu niezbyt pięknych faktów. Nowszym znaczeniem jest obsadzanie białych aktorów w rolach pierwotnie nie-białych postaci (niezależnie od tego, czy są to postacie z prawdziwymi, czy literackimi przodkami). Istnieją niezliczone przykłady wybielania, a w Hollywood powszechną praktyką było obsadzanie białych aktorów w nie-białych rolach - na przykład w Śniadaniu u Tiffany' ego (1961) biały aktor Mickey Rooney (na zrzucie ekranu) gra Japończyka. Bardziej współczesnym przykładem jest film World Trade Center (2006), w którym prawdziwa historyczna postać czarnoskórego sierżanta Jasona Thomasa została zagrana przez białego aktora. Biali widzowie mogą więc "cieszyć się" egzotycznymi kulisami lub odważnymi działaniami prawdziwych bohaterów i bohaterek, ale nie muszą oglądać nie-białych aktorów.
Czarny facet był?
To, w jakim stopniu pochodzenie etniczne aktora jest ważne, jest złożonym pytaniem, na które w zasadzie nie ma ogólnej odpowiedzi. Ma ono różne znaczenie w różnych okolicznościach. Czarnoskóry Judasz w musicalu Jesus Christ Superstar w Czechach prawdopodobnie nie wzbudziłby nawet zainteresowania monsignora Duki, ale czarny Hitler lub biały Mandela byliby prawdopodobnie postrzegani - o ile nie byłaby to jakaś znacząca moda gatunkowa - dość dziwnie.
Ale czy nie byłoby tak samo z Jamesem Bondem? Jestem pewien, że w następnym "sequelu" nie będzie czarnoskórego mężczyzny, ale co by było, gdyby twórcy zdecydowali się na to następnym razem, a Idris Elba miałby coś do powiedzenia? Jest jedna różnica: James Bond to postać fikcyjna, która przez lata ewoluowała i dostosowywała się do czasów. Jeśli przyjmiemy, że James Bond jest agentem Jej Królewskiej Mości w naszych czasach, to równie dobrze mógłby być czarnoskóry - nazwisko nie jest wyłącznie białe, a osoba o dowolnym kolorze skóry może pracować jako tajny agent w Wielkiej Brytanii. Czymś innym byłaby pewnie próba zainscenizowania jednej z oryginalnych rzeczywistości Iana Fleminga z czarnoskórym Bondem. A może Herkules Poirot w międzywojennej Anglii.
Ale tak zwany color-blind casting może dać nam takie dziwne doświadczenia. W zeszłym roku BBC zremasterowało sześcioodcinkowy serial oparty na Les Misérables Victora Hugo. Komisarza Javerta, nemezis głównego bohatera Jeana Valjeana, zagrał David Oyelowo. Pamiętacie? Czarny Król Henryk. On sam stara się znaleźć jakieś historyczne uzasadnienie dla swojego castingu, jakby rozumiał, że widzowie wyczują w nim jakąś niestosowność. Szuka więc (i znajduje) wolnego czarnoskórego mężczyznę w XIX-wiecznej Francji w literaturze. Ale fakt, że wyjątki istniały (i wciąż może niektórych zaskakiwać ich istnienie) nie oznacza, że czarnoskóry komisarz nie będzie przynajmniej dla niektórych ciekawostką.
Nawiasem mówiąc, przypomina to tegoroczną aferę, kiedy niejaka Karla Marie Sweet z Wielkiej Brytanii stała się sławna z dnia na dzień, pytając, dlaczego w serialu o Czarnobylu nie było czarnych ludzi. Wypiła kool-aid, zebrała mnóstwo rasistowskich i mizoginistycznych wyzwisk - a potem okazało się, że jeden z żołnierzy, którzy sprzątali bezpośrednie następstwa katastrofy, był przypadkiem czarnoskórym mężczyzną. Dla Sweet to odkrycie musiało być jak wygrana na loterii, ale w pewnym sensie podważa jej pierwotną tezę: serial to nie rzeczywistość. Jeśli postacie w serialowej Rosji mogą mówić po angielsku, dlaczego niektóre z nich nie mogą być, powiedzmy, czarnoskóre? Co jest dość odważnym argumentem nawet jak na dzieło czysto fikcyjne, a tym bardziej jak na dzieło, które chce opierać się na prawdziwych wydarzeniach.
Biznes jak zwykle
Oczywiście to, że twórcy HBO nie umieścili w serialu czarnoskórego towarzysza, nie oznacza, że są rasistami. Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie mieli o nim pojęcia. Ale nawet jeśli wiedzieli o nim i nie uwzględnili go po prostu ze względu na jego niskie prawdopodobieństwo, ponieważ nie chcieli, aby widzowie zostali wytrąceni z napięcia i zaczęli szukać WTF czarnoskórego mężczyzny na sowieckiej Ukrainie w środku odcinka, byłoby to zrozumiałe. Ale było to humorystyczne przypomnienie, jak często wyobrażamy sobie, że nasza historia lub nasze otoczenie są bielsze niż w rzeczywistości. A jeśli ktoś odbierze nam tę iluzję, możemy dziś szukać wskazówek w dyktacie politycznej poprawności. To tak, jakby zachodni twórcy filmowi musieli zatwierdzać swoje tematy przez jakiś komitet, który upewnia się, że filmy spełniają parametry jakiejś sztucznej i nierealistycznej różnorodności. Tak nie jest. Filmy - zwłaszcza te hollywoodzkie - powstają dla pieniędzy. Niektórzy filmowcy do dziś polegają na wybielaniu, wierząc, że biały aktor przyniesie im więcej pieniędzy. Ale to samo dotyczy różnorodności - poczucie, że amerykańskie filmy głównego nurtu są tworzone dla mniejszości i lekceważą życzenia i gusta większości, jest całkowicie błędne. Tworzenie takich filmów byłoby komercyjnym samobójstwem. Może po prostu ci, którzy domagają się Gwiezdnych Wojen co najwyżej z Chewbaccą, ale na pewno bez czarnoskórego faceta, i chcą oglądać wyłącznie białych prezenterów na Oscarach, tak jak robili to w młodości, nie zdawali sobie sprawy, że są w mniejszości ze swoimi pragnieniami i preferencjami. I nie wiedząc, co się dzieje, szukają wyjaśnień w dyktatach lub spiskach.
Kiedy dwie osoby robią to samo
Wikipedia oferuje dwie interesujące listy. Jedną z nich jest Color-blind casting, a drugą Whistewashing w filmie. Na pierwszej z nich znajdziemy przypadki przesunięć rasowych lub etnicznych między tematem a obsadą: najczęściej takie, w których tradycyjnie lub historycznie biała postać jest grana przez czarnoskórego lub Azjatę, ale także inne przesunięcia, takie jak żydowski aktor grający Persa. Brakuje tylko jednego typu: gdy biała osoba gra osobę kolorową. Takie przypadki znajdują się na drugiej liście. Interesującym pytaniem jest to, jak długo każdy przypadek białego aktora obsadzającego nie-białą rolę będzie automatycznie uznawany za wybielanie, które niewątpliwie ma rasistowskie korzenie, lub czy któryś z nich pojawi się w najbliższym czasie na liście "ślepej na kolor" selekcji aktorów, gdzie sam talent ma decydować, tak jakby kolor skóry nie istniał.
Wszystkie artykuły autorki/autora