Raz na jakiś czas w kinach pojawia się film, który nie tylko staje się istotny dla określonej publiczności, ale także udaje mu się przekazać swoje tematy tym, którzy wcześniej nie byli nimi zainteresowani. Jednym z takich filmów jest Portret płonącej dziewczyny francuskiej reżyserki Céline Sciammy. Historia zakazanej miłości Marianny i Heloizy pokazuje nie tylko niemożność wspólnego życia dwóch kobiet w XVIII wieku, ale przede wszystkim zamknięty świat kobiecych doświadczeń, o którym niewiele wiedziano, mówiono czy pisano.
Historia jest bardzo prosta, ale tym bardziej imponująca. Młoda Marianna przybywa na wyspę w Bretanii, by namalować portret Heloizy, która po powrocie z klasztoru ma poślubić w Mediolanie swoją siostrę, która popełniła samobójstwo. Młoda kobieta nie chce jednak zostać sportretowana - właśnie dlatego, że nie chce sprostać nieznanemu Włochowi zaaranżowanemu przez jej matkę. Film jest wymowny właśnie dlatego, że pada w nim niewiele słów, o wiele bardziej pozwalając przemówić obrazom, często skomponowanym jak sceny z płócien współczesnych artystów (i artystek, ale o których historia nam nie powiedziała).
Sceny, w których bohaterki pojawiają się nago, są oczyszczające. Inaczej niż w innych filmach, kobiety są tu podmiotami, a nie przedmiotami. Nie mamy oglądać ich nagich po to, by wzmocnić nasze uczucie przyjemności i podniecenia, ale po to, by zrozumieć, czego bohaterki doświadczają na ekranie. Tak więc, kiedy Marianne siedzi nago przed ogniem w kominku po skoku do morza i pali, rozumiemy wyzwalające uczucia, których doświadcza. Kiedy budzi się, odsłania krocze i sięga między nogi, by odkryć, że ma miesiączkę, ta scena nie ma nas podniecać ani szokować - wprowadza nas w codzienną rzeczywistość kobiety doświadczającej wszystkiego, co wiąże się z jej życiem.
Vivaldi nie będzie taki sam
W filmie pojawiają się dwa motywy - literacki i muzyczny. Pierwszy z nich to interpretacja historii miłosnej śpiewaka Orfeusza i nimfy Eurydyki. Trzy kobiety wspólnie czytają bajkę i dyskutują o jej zakończeniu, w którym Orfeusz zabiera duszę Eurydyki z podziemi i mimo zakazu szuka jej ponownie, tym razem tracąc ją na zawsze. Bohaterowie dostrzegają siłę tej historii w możliwości pożegnania się, spojrzenia wstecz na krótki, ale satysfakcjonujący czas, który spędzili razem. Podobnie jest z trzecią częścią letniej części Czterech pór roku Vivaldiego. Namiętność i wspomnienia, które budzi, pozostają na zawsze dziedzictwem "sekretnego" (tj. niewidzialnego) życia bohaterek, które stoi w opozycji do tego, co oferuje im społeczeństwo.
Jak powiedział po seansie mój znajomy, "Vivaldi już nigdy nie będzie taki sam". Bohaterki Portretu płonącej dziewczyny doświadczają podobnej epifanii. Można doświadczyć świata, który pozornie nie należy do nich i nie sprzyja im na swój sposób, choć w ubraniach, które trzeba nosić i które zupełnie nie nadają się do przygody, bo mogą zaczepić o spódnice od ogniska pod gołym niebem. Istnieje wiele sposobów na rozpalenie płomienia, a ta pozornie tandetna metafora może przekształcić się w żywą, jeśli dasz jej miejsce. Bo tam, gdzie nie ma żywego ognia namiętności, miłości, przyjaźni i odwagi, jest tylko zimno i ciemność.
Portrait de la jeune fille en feu. Reżyseria i scenariusz: Céline Sciamma. Zdjęcia: Claire Mathon. W rolach głównych Adèle Haenel, Noémie Merlant, Valeria Golino, Luàna Bajrami, Armande Boulanger.
Wszystkie artykuły autorki/autora