Pisarze są zaniepokojeni światem i społeczeństwem. Jak inaczej wytłumaczyć rosnący trend literatury postapokaliptycznej czy dystopijnej na rodzimej scenie literackiej? "Kiedy zstąpił na Ziemię...", to pierwsze zdanie prozatorskiego debiutu komentatorki Cracked, Kláry Vlasákovej, które jednak przeczy temu trendowi. Według autorki już teraz żyjemy mroczną wizją przyszłości.
Ostrzeganie przed społeczeństwem, które zmierza ku zagładzie i nie jest w stanie dostrzec krawędzi przepaści ze względu na swoje codzienne życie, jest odwiecznym zadaniem intelektualistów. Ignorowanie ich i oskarżanie w najlepszym wypadku o pesymizm, a w najgorszym o chorobę, jest równie stare. Być może dlatego felietonistka Klára Vlasáková postanowiła napisać o narastającym zagrożeniu w inny sposób, wciąż jednak sięgając po popularny gatunek literacki, jakim jest postapokaliptyczne science fiction.
Już od pierwszego zdania czytelnik zostaje wrzucony w wir historii. Pewnego dnia na Ziemi pojawia się biała kula o średnicy trzech metrów, lewituje spokojnie i - nic. Nic widocznego się nie zmienia, tylko ludzie zatrzymują się, czekają, a w końcu, być może z tego powodu, odczuwają potrzebę jakiejś bliżej nieokreślonej zmiany. Instytucje działają przewidywalnie - zamykają przestrzeń wokół obiektu i zaczynają go badać. Gdy nic nie znajdują, a presja społeczna narasta, usuwają bariery, a miejsce z kulą staje się klasycznym miejscem pielgrzymek. Pielgrzymki w sensie duchowym, a przede wszystkim pielgrzymki, która przyciąga wszystkich, niezależnie od wykształcenia czy statusu.
Nie wymyślili żadnej nowej i lepszej koncepcji wiary w życie i jego sens, ale po prostu rzucili się w całkowitą opozycję do niej - chcą się zabić.
Ale oczekiwania, które wzbudziła piłka, nie mogą być tak łatwo wciśnięte w fotel. To sprawiło, że ludzie zatrzymali się i mieli czas, by przez chwilę pomyśleć nieszablonowo. Być może nie wymyślili nowej i lepszej koncepcji wiary w życie i jego sens, ale właśnie rzucili się w całkowitą opozycję do niej - chcą się zabić. Nie w żaden manieryczny czy przekonujący sposób, ale jakoś cicho i naturalnie, jak wtedy, gdy mała Christine wyskakuje z samochodu i wchodzi prosto w samochody na autostradzie, albo gdy Oldřiška przerzuca nogę przez parapet. "Pamiętam moment przed skokiem, mówi. Oskar nie jest pewien, czy naprawdę chce to usłyszeć, ale zanim zdąży w jakikolwiek sposób zareagować, Oldřiška kontynuuje. "Nagle wydało mi się to całkiem jasne. Nie było nic innego do zrobienia".
Główną pułapką postapokaliptycznych historii jest zazwyczaj przekonująco i oryginalnie przedstawiona sceneria, czego Vlasáková sprytnie uniknęła, przedstawiając teraźniejszość w Cracks. Dla niektórych może to być przesadzone, ale dla niej, jako lewicowej dziennikarki, jest to tylko mocno skoncentrowane. Czytelnik z łatwością rozpoznaje ją po fundamentalnych problemach teraźniejszości, od tych krajowych, jak foreclosures czy nisko płatna praca, po globalne, jak kryzys klimatyczny czy stale rosnąca konsumpcja leków depresyjnych. Niestety, często nie funkcjonują one jako organiczne części fabuły czy charakterystyki poszczególnych postaci, ale jako obowiązkowe dodatki do literatury zaangażowanej.
Wręcz przeciwnie, tym, co autorowi udaje się przekazać w niemal namacalny sposób (nawet jeśli nie do końca ułatwia to lekturę), jest swego rodzaju samość, normalizacja bohaterów. Jeden z czytelników skomentował w krótkiej recenzji w mediach społecznościowych, że książki będą wyglądać jak Cracks, gdy będą pisane przez roboty. Prawdopodobnie nie miał na myśli tego jako komplementu, ale jeśli zaakceptujemy sposób narracji, który jest wspomagany przez wybór wszechwiedzącego narratora, który jest zasadniczo boski, jako intencję, to otwiera drzwi do innego wymiaru alienacji. Nie jest to dalekie od uniwersum Kafki i, szczególnie w pierwszej połowie książki, wywołuje ciarki na plecach. Niezdolność do intymności między partnerami, przyjaciółmi, rodzicami i dziećmi, ogólnie jej całkowity zaściankowość i ograniczenia, na które natrafia, ponieważ ona również straciła swoje miejsce w świecie, w którym każdy powinien być w stanie sobie pomóc.
W parze z poziomem narracji idzie również język, który pozbawiony jest eksperymentów, operując głównie prostymi zdaniami, co sprawia, że mimo ogólnej ciężkości, Cracks czyta się szybko. To właśnie w zachowaniu grzeczności i dystansu Vlasáková najbardziej przypomina styl Bianki Bell w ich ostatnich prozatorskich dziełach Lake i Mona. Z kolei w sposobie, w jaki jej bohaterowie buntują się przeciwko systemowi, Oto wydaje się być krewnym opętanej zielarki z Into Darkness Anny Bolavy. Kompozycyjnie wpisuje się w silny współczesny nurt prozy, która nie jest już powieścią, nowelą czy opowiadaniem. Bohaterowie są ze sobą powiązani losami, ale w żaden pozapointylistyczny sposób, a niektóre z rozdziałów spokojnie mogłyby funkcjonować jako samodzielne jednostki.
Zachęcając nas do wyrwania się z systemu, nawet jeśli jest to tylko rodzaj wyrwania się ze stawów, "zejścia z wyznaczonych ścieżek", to autor wręcz zaleca to w imię zachowania w nas człowieczeństwa. Może to niejasna konkluzja dla tak wyrafinowanej sztuki, ale Vlasáková w swoim debiucie uchwyciła dany podgatunek science fiction bardziej wyrafinowanie niż większość bardziej doświadczonych rodzimych autorów.
Klára Vlasáková: Cracks, 232 strony, Euromedia Group a.s. (2020)
Wszystkie artykuły autorki/autora