Małe kobietki trafiły do kin w styczniu, a od grudnia tego roku są dostępne w serwisie Netflix. W swoim drugim pełnometrażowym filmie reżyserka Greta Gerwig pracuje z klasycznym materiałem w sposób, który nie pozostawia wątpliwości, że potrzebujemy kolejnej adaptacji powieści Louisy May Alcott.
Greta Gerwig należy do najmłodszego pokolenia reżyserek. Zaczynała jednak jako aktorka w przegadanych, niskobudżetowych filmach, dla których ukuto termin mumblecore. Jej reżyserski debiut , Lady Bird , został zrealizowany w bardziej wystawnych warunkach produkcyjnych, ale typ bohaterów i odwzorowanie codziennego życia młodych ludzi przypomina te filmy. Saoirse Ronan portretuje w nim ambitną dziewczynę, która tęskni za materialnym bezpieczeństwem i niezwykłym życiem pełnym przygód. Jednocześnie dobija ją przekonanie, że w jej małym rodzinnym miasteczku nie dzieje się nic ciekawego, a prawdziwe życie jej umyka.
W Lady Bird Gerwig zawarła swoje własne doświadczenia związane z dorastaniem w Ameryce lat dziewięćdziesiątych i pokazała, że w okresie po 11 września sporo się działo, na co wpływ miała wojna w Iraku, kryzys mieszkaniowy i problemy społeczne. Sympatia dla postaci zdefiniowanych przez wewnętrzny bunt, z jakim opierają się środowisku, które uniemożliwia im rozkwit, wpłynęła w szczególności na jej decyzję o adaptacji Małych kobietek. Powieść Louisy May Alcott to przełomowa narracja, która dała głos wcześniej pomijanym historiom i odbiorcom. Był to początek ewolucji, która zaowocowała takimi filmami jak Śmierć dziewicy Sofii Coppoli czy Nasza młodsza siostra Hirokazu Koreedy. Choć tym razem Gerwig postanowiła przerobić kanoniczny tekst, na którym wychowały się całe pokolenia, to w gruncie rzeczy kręci ten sam film od nowa. Małe kobietki to przede wszystkim historia kobiecej codzienności i pokaz zmarnowanego ludzkiego potencjału.
Nawet kobiety w XIX wieku miały do opowiedzenia barwne i skomplikowane historie.
Saoirse Ronan tym razem gra aspirującą pisarkę Jo, najbardziej upartą z czterech sióstr March. Są silnymi osobowościami o różnych zainteresowaniach i temperamentach, i choć potrafią rżnąć się jak konie, to szczerze się lubią. Po raz pierwszy i ostatni są też częścią społeczności, w której mogą być sobą. Ich związek ma swego rodzaju wewnętrzną dynamikę i razem udaje im się przeciwstawić realiom świata zewnętrznego. Tak więc w dzieciństwie i okresie dojrzewania obserwują ze względnie bezpiecznej odległości, jak wojna, choroby lub ubóstwo przepływają wokół nich. Kiedy jednak zbliżają się do dorosłości, muszą zapomnieć o swoich pragnieniach, opuścić rodzinny dom i zmierzyć się z rozpadem siostrzanej wspólnoty jako przestrzeni bezpieczeństwa.
Podczas gdy przed ich przyjaciółką Laurie otwiera się wiele kuszących możliwości, dla Meg, Jo, Amy i Beth ich historia życia jest ograniczona przez dwa scenariusze. Albo wyjdą za mąż, albo umrą w nędzy materialnej. Nagle są zdane na siebie, a niezbywalność ich doświadczeń staje się szczególnie widoczna, gdy Amy bezskutecznie tłumaczy Laurie, że nigdy nie zostanie malarką, ponieważ sztuka to męski świat, w którym nikt jej nie przepuści.
Zamiast chronologicznej narracji przechodzącej od dzieciństwa do dorosłości, Gerwig stawia na konfrontację perspektyw życiowych sióstr March. Osadza wydarzenia na zasadzie kontrastów i podobieństw, swobodnie lawirując między tamtym a obecnym czasem. W ten sposób podkreśla znaczenie pamięci jako uprzywilejowanego elementu w kształtowaniu rzeczywistości. Podkreśla, że pomimo patriarchalnej logiki "wyjdź za mąż lub cierp", nawet kobiety w XIX wieku żyły barwnymi i skomplikowanymi historiami, które należało opowiedzieć.
Do scen z przebłyskami reżyserskiego geniuszu zaliczyć można na przykład pierwsze spotkanie Laurie i Jo, które subtelnie przeczy konwencjom kostiumowych dramatów z epoki. Jako wydarzenie o starannie skonstruowanych zasadach, Gerwig pozwala balowi płynąć bez zwracania uwagi na drogie kostiumy czy zrytualizowane relacje. Nie martwi się o to, co musi być zrobione, ale zamiast tego skupia się na tym, co można zrobić, poświęcając całą swoją uwagę prywatnemu tańcowi Laurie i Jo, który odbywa się całkowicie poza widokiem głównego nurtu społeczeństwa.
W ten sposób przygotowuje scenę do ostatniego kroku poza historią, jaką znamy z powieści. W swojej polemice z typowo szczęśliwymi zakończeniami mówi o warunkach, w jakich kobiety nie tylko żyją, ale i tworzą. A kiedy Jo musi wybrać, czy pragmatycznie zgodzić się na zasady starych białych mężczyzn, aby jej głos został usłyszany, drzwi do lata pocieszających wspomnień z dzieciństwa, kiedy wszystko było jeszcze możliwe, zamykają się definitywnie.
Ciągłe kwestionowanie tego, przez co jesteśmy gotowi przejść, aby spełnić nasze ambicje, nie jest niczym nowym nawet w logice późnego kapitalizmu. W realiach świata jako klubu dżentelmenów Małe kobietki nie są więc prostym hołdem dla feminizmu Alcott czy atrakcyjną ilustracją, ale pełną i przemyślaną adaptacją, która jest istotna dla dzisiejszego młodego pokolenia. Bo zamiast łez sentymentu wywołują łzy złości na to, jak niewiele się zmieniło przez sto pięćdziesiąt lat.
Małe kobietki. USA 2019, reż. Greta Gerwig. W czeskich kinach od 30 stycznia 2020 r.
(zdjęcie: Wilson Webb - CTMG, Inc.)
Wszystkie artykuły autorki/autora