Rozdanie nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, które zostało wyemitowane w nocy z niedzieli na poniedziałek, miało w tym roku kilka premier. Co zaskakujące, nie tyle ze względu na środki antypandemiczne, które sprawiły, że transmisja wyglądała zupełnie inaczej niż w poprzednich latach, ale głównie ze względu na nagradzane filmy i twórców. Bardziej niż kiedykolwiek nagrody odzwierciedlają fakt, że Hollywood nie jest już głównie białe i męskie.
Gala rozdania Oscarów odbyła się w tym roku dwa miesiące później niż zwykle. Tradycyjny Dolby Theatre został zastąpiony przez dworzec kolejowy w Los Angeles, gdzie transmisja tymczasowo przesiedliła bezdomnych, a Steven Soderbergh wyreżyserował wieczór. Nominowani w różny sposób starali się nadać wydarzeniu imprezowy charakter, pomimo panującej sytuacji: Glenn Close twerkowała, Daniel Kaluuya wyszedł na scenę, by okazać wdzięczność swoim rodzicom za uprawianie seksu, a być może najbardziej współczujące podejście przyjął zwycięzca w kategorii męski aktor pierwszoplanowy, Anthony Hopkins: Został w domu, bez nikogo, kto przyjąłby nagrodę za niego, pozostawiając tylko statyczne czarno-białe zdjęcie Hopkinsa wpatrujące się w publiczność z ekranu za prezenterem Joaquinem Phoenixem.
Ale ten rok był niewątpliwie znaczący: przede wszystkim ze względu na jego inkluzywność, która była już widoczna w samych nominacjach. Był to rok wielu nowości. Po raz pierwszy dwie kobiety zostały nominowane za reżyserię. Po raz pierwszy dwóch Azjatów pojawiło się w kategoriach aktorskich. Po raz pierwszy nominowano zespół produkcyjny złożony w całości z Afroamerykanów.
Wreszcie, reżyserka Chloé Zhao, której elegijny Nomad Land, który zagłębia się w życie starzejącej się kobiety zmuszonej do podróżowania po amerykańskim Środkowym Zachodzie w poszukiwaniu pracy, wygrała zarówno w kategorii najlepszego filmu, jak i reżyserii, potwierdziła swój roczny szał zdobywania jednej nagrody za drugą. Podobnie jak na Złotych Globach, Zhao stała się dopiero drugą kobietą uhonorowaną w ten sposób w historii nagród.
Pionierką, która jako pierwsza przerwała passę 80 (!) kolejnych męskich zwycięstw, była Kathryn Bigelow w 2010 roku z filmem Death Awaits Everywhere. Poza nią tylko cztery kobiety zdobyły nominacje: Lina Wertmüller (1977 za Daisy Pasqualino), Jane Campion (1994 za Fortepian), Sofia Coppola (2004 za Lost in Translation) i Greta Gerwig (2018 za Lady Bird). A teraz, po raz pierwszy, wygrała kobieta pochodzenia azjatyckiego. Pokonała uznane nazwiska, takie jak David Fincher (Mank) i Thomas Vinterberg(Booze), nowicjusza Lee Isaaca Chunga(Minari) oraz drugą kobietę w kategorii i debiutantkę reżyserską Emerald Fennell(A Hopeful Young Woman).
Seksizm, polityka, pilna potrzeba
Fakt, że w ciągu 90 lat istnienia Oscara, aż do tego roku, nie było dwóch kobiet w kategorii reżyserskiej, jest smutnym faktem, który ilustruje, jak powoli systemowy seksizm przełamuje się nawet w stosunkowo postępowym środowisku. Fakt, że Emerald Fennell została w końcu uhonorowana również za swój oryginalny scenariusz do wariacji na temat gatunku zemsty za gwałt, A Hopeful Young Woman, nie jest ukłonem w stronę nowych zasad (które i tak nie będą obowiązywać do 2024 roku i mają zastosowanie tylko w kategorii Najlepszy Film) ani nowych trendów, ale czymś, co już dawno nie powinno nas w ogóle zaskoczyć.
Nie ma postępowej rewolucji
Jesienią ubiegłego roku Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła rozszerzenie zasad, które już wcześniej obejmowały 38 stron warunków. Począwszy od 2024 roku, będą one kwalifikować filmy ubiegające się o Oscara za najlepszy film (więc w ogóle nie mają zastosowania do pozostałych 23 kategorii), z deklarowanym celem większej reprezentacji niedostatecznie reprezentowanych grup na ekranie i w ekipie.
Jednak po bliższym przyjrzeniu się, nowe zasady są tak niejasne, że nawet Przeminęło z wiatrem, na przykład, przeszłoby przez muster. W rzeczywistości tylko dwa z wielu podpunktów zasad muszą zostać spełnione. Co więcej, niedostatecznie reprezentowane grupy nie muszą dotyczyć obsady lub tematyki, ale także płatnych staży lub zespołu dystrybutorów. W rzeczywistości możliwe jest zgłoszenie do konkursu seksistowskiego, homofobicznego filmu, który jest obsadzony wyłącznie białymi mężczyznami i celebruje rasizm - wystarczy, że mniej niż jedna trzecia ekipy to kobiety, a jeden członek mniejszości etnicznej pojawi się na płatnym stażu.
Nie żeby tegoroczne nominacje nie były również polityczną deklaracją. W roku rozgrywającym się w czasie utrzymującej się pandemii, w następstwie masowych amerykańskich protestów po zabójstwie George'a Floyda, dramatycznej zmiany prezydenta, ataku na Kapitol w Waszyngtonie i wzrostu nienawiści wobec społeczności azjatycko-amerykańskiej, być może nie można oczekiwać niczego innego.
Dlatego też wśród głównych kategorii znalazły się w tym roku takie tematy jak kryzys tożsamości (Land of the Nomads, Sound of Metal, The Father), utrata pracy i ogólnego stylu życia(Land of the Nomads, Sound of Metal, Minari), historia amerykańskiego anty-establishmentu(Judas and the Black Messiah, Chicago Tribunal) czy kultura gwałtu(Hopeful Young Woman).
Czarno-biały film biograficzny Davida Finchera Mank wydaje się nieco anachroniczny, nie tylko dlatego, że celowo wykorzystuje środki stylistyczne z lat 40. ubiegłego wieku, ale ogólnie wydaje się poruszać w pewnego rodzaju próżni i brakuje mu pilności pozostałych nominowanych, pochylając się nad drażliwymi kwestiami tamtych czasów. Oscar za zdjęcia i scenografię powędrował zatem do Manko, o scenarzyście H. J. Mankiewiczu w czasie, gdy pisał Obywatela Kane'a, wydaje się logiczne - można docenić uparty, pod pewnymi względami oszałamiający, ale jednak powierzchowny wysiłek, by ponownie powrócić do przeszłości tylko w "powierzchownych" kategoriach.
Rola główna czy drugoplanowa?
Nie tak dawno temu świat obiegł hashtag #OscarsSoWhite, gdy w nominacjach zabrakło czarnoskórych reprezentantów. Stało się jasne, że skład Akademii jest rażąco niezrównoważony rasowo: 90% białych. Od tego czasu liczby nieco się poprawiły, a w tym roku nominowano historyczną liczbę Afroamerykanów. Mimo to doszło do dziwnej sytuacji, gdy dwa silne męskie występy zostały sklasyfikowane jako role drugoplanowe zamiast głównych. Tymczasem Daniel Kaluuya i Lakeith Stanfeld, obaj czarnoskórzy, w niezaprzeczalny sposób sportretowali główne postacie w dramacie Judas And The Black Messiah, który opowiada historię dwóch członków organizacji politycznej Czarne Pantery.
Daniel Kaluuya zdobył nagrodę za rolę lidera Czarnych Panter Freda Hamptona, który został zamordowany przez FBI we własnym mieszkaniu w 1969 roku, a którego postać pojawia się również w szalonym dramacie sądowym Aarona Sorkina The Chicago Tribunal. Z niczym odeszli Leslie Odom Jr, nominowany za drugoplanową rolę w dramacie konwersacyjnym Reginy King One Night in Miami, a wśród aktorek Viola Davis, nominowana za dramat muzyczny Ma Rainey - Mother of the Blues, będący adaptacją sztuki o bluesowej muzyczce, oraz Andra Day, która wcieliła się w jazzową piosenkarkę Billie Holiday w filmie The United States vs. Billie Holiday.
O ile jednak wygrana Frances McDormand za film Land of the Nomads była mniej lub bardziej spodziewana, o tyle niespodzianka przyszła w kategorii pierwszoplanowych ról męskich, gdzie prawdopodobnie - także ze względu na nietypową dramaturgię wieczoru, w której nagrody dla aktora pierwszoplanowego przyznano po ogłoszeniu najlepszego filmu - spodziewano się, że Chadwick Boseman zwycięży w kategorii in memoriam za rolę trębacza w filmie Ma Rainey - Mother of the Blues. Ostatecznie statuetka trafiła jednak do Anthony'ego Hopkinsa za druzgocący portret rozkładu ludzkiej pamięci w filmie Ojciec, który został również nagrodzony za scenariusz adaptowany.
Doświadczenia Afroamerykanów
Doświadczenie Afroamerykanów zostało również zbadane w zwycięskim filmie krótkometrażowym Two Distant Strangers. Wykorzystuje on prosty, ale skuteczny skrót, aby pokazać różne realia, z którymi boryka się czarna społeczność w Ameryce w kontaktach z policją, i oddaje bezpośredni hołd George'owi Floydowi, który został zamordowany przez policjanta Dereka Chauvina w styczniu ubiegłego roku po tym, jak Chauvin klęczał przy jego gardle przez dziewięć i pół minuty.
Po fali przestępstw z nienawiści wobec społeczności azjatycko-amerykańskiej, która wzrosła o 150 procent podczas pandemii, Minari staje się filmem z pilnym przesłaniem, pomimo jego niekonfrontacyjnego i apolitycznego charakteru.
Biorąc pod uwagę, że ogłoszenie to nastąpiło zaledwie kilka dni po tym, jak Chauvin został uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów, zwycięstwo filmu, który dedykowany jest wszystkim Afroamerykanom niesłusznie zabitym przez policję, może być postrzegane jako symboliczny gest. Rasizm w Ameryce został skomentowany przez kolejnych filmowców na scenie, w tym Reginę King ("Gdyby sprawy potoczyły się inaczej w tym tygodniu w Minneapolis [gdzie Chauvin został skazany], nie byłoby mnie tu teraz, byłabym na protestach"), Tylera Perry'ego ("Odmawiam nienawidzenia kogoś, ponieważ jest Meksykaninem, czarnym, białym lub LGBTQ, (...) policjantem, (...) Azjatą. Mam nadzieję, że wszyscy odrzucimy nienawiść.") oraz Daniel Kaluuya, który mówił o Czarnych Panterach, jedności i potrzebie dostrzeżenia prawdy.
Nagrodzono także Soul, pierwszy film Pixara z czarnoskórym bohaterem. Oscar za najlepszą piosenkę powędrował do utworu o symptomatycznym tytule Fight For You autorstwa H.E.R.(Judas and the Black Messiah). I po raz pierwszy Afroamerykanki otrzymały Oscara za najlepszą maskę (za Ma Rainey - Mother of the Blues).
Nieco inna impreza
Oprócz kobiet i Afroamerykanów, w tym roku Akademia wyróżniła także filmowców o azjatyckich korzeniach. Po zeszłorocznej wygranej Parasite i tegorocznej nominacji dla Minari , na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że przynajmniej Korea ma już niekwestionowane miejsce na Oscarach. Jednak do tej pory Azjaci byli mniejszością, którą Hollywood z powodzeniem systematycznie ignorowało. Youn Yuh-jung, która zdobyła w tym roku statuetkę za drugoplanową rolę osobliwej babci w Minari , dramacie o koreańskiej rodzinie imigrantów w Ameryce, jest dopiero czwartą Azjatką, która wygrała w tej kategorii i pierwszą Koreanką, która kiedykolwiek wygrała w jakiejkolwiek kategorii aktorskiej. Po fali przestępstw z nienawiści przeciwko społeczności azjatycko-amerykańskiej, która wzrosła o 150 procent podczas pandemii, Minari, pomimo swojego niekonfrontacyjnego i apolitycznego charakteru, staje się filmem z pilnym przesłaniem.
To nie przypadek, że w głównej kategorii trzy z ośmiu filmów poruszają temat alternatywnych sposobów życia (oprócz Land of Nomads, Minari i Sound of Metal, sonda na temat życia perkusisty tracącego słuch). Dwa z filmów(The Father i Land of Nomads) łączy niezbyt hollywoodzki temat starzenia się. Posiadanie stabilnego domu nie jest już czymś oczywistym, a szczególnie w kontekście starości zjawisko to staje się coraz bardziej widoczne. Amerykańska Akademia Filmowa dała do zrozumienia, że nie jest ślepa na tę sytuację i wyróżniła filmy, które nie pozostają obojętne na obecny kryzys społeczny i ekonomiczny. To wciąż była elitarna impreza w Hollywood. Ale atmosfera się zmienia.
Wszystkie artykuły autorki/autora