Jakie jest stanowisko Republiki Czeskiej w sprawie równości płci w polityce? Czy można ją oddzielić od żądań równości w społeczeństwie? Wiemy już na pewno, że akcje afirmatywne działają za granicą. W naszym kraju wywołują one mieszane uczucia. Ale uczucia nie gwarantują nikomu równości.
Według badań i analiz, Republika Czeska nie radzi sobie z równouprawnieniem płci na wielu poziomach. Obszar polityki zagranicznej nie jest wyjątkiem, co nie jest tak zaskakujące w globalnym kontekście zaledwie 25% kobiet zasiadających w światowych parlamentach. W każdym razie, zgodnie z indeksem równości płci opublikowanym przez agencję EIGE, Republika Czeska jest jednym z najgorszych krajów w Unii Europejskiej pod względem równości płci w kierownictwie politycznym. Pokazują to również dane oceniające rozkład czeskich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. W latach 2004-2019 mieliśmy od czterech do pięciu czeskich posłanek do PE w każdym okresie. Obecnie mamy siedem reprezentantek na ogólną liczbę dwudziestu jeden.
Patrząc na najwyższe stanowiska w polityce zagranicznej, Republika Czeska nigdy nie miała kobiety na stanowisku prezydenta, premiera ani ministra spraw zagranicznych. To również wiele mówi o tym, jak Republika Czeska podchodzi do zarządzania władzą. Wygląda to tak, jakby nie było systematycznego planu usuwania nierówności w naszej praktyce demokratycznej. Rzeczywiście, w krajach sąsiednich, takich jak Szwecja, Dania, Francja, Finlandia i Holandia, którym udało się zmienić liczby, a tym samym zmniejszyć różnicę między płciami, taka zmiana zawsze wymagała wprowadzenia akcji afirmatywnej.
Gdzie znikają kobiety?
W naszym kraju tym obszarem, zwłaszcza szerzeniem świadomości i proponowaniem zmian, zajmują się głównie organizacje pozarządowe, organizacje badawcze, stowarzyszenia obywatelskie lub aktywne jednostki. Na poziomie rządowym, Rządowa Rada ds. Równości Płci, która istnieje od dwudziestu lat, stara się wprowadzić systemowe zmiany w zakresie równości płci. Rada publikuje roczny plan działania na rzecz osiągnięcia celów w zakresie równości. Najnowszy plan działania na lata 2019-2020 obejmuje między innymi "przyjęcie i wdrożenie pozytywnych środków na rzecz bardziej zrównoważonej reprezentacji kobiet i mężczyzn na stanowiskach decyzyjnych w sferze publicznej i prywatnej". Niektórzy z naszych przywódców politycznych są zatem świadomi naszego długoterminowego niedoceniania kwestii równości poniżej średniej europejskiej. W praktyce jednak wysiłki te niestety nie przynoszą rezultatów.
Akcja afirmatywna
Po wyborach w 2017 r. w niższej izbie czeskiego parlamentu reprezentowanych jest 22% kobiet. Odsetek kobiet w Senacie wynosi zaledwie 16%, a reprezentacja kobiet w rządzie pod koniec ubiegłego roku wynosiła 27%. Łączna liczba kobiet w rządzie od 1992 r. do chwili obecnej wynosi 35 ministrów w porównaniu do 260 ministrów. Co więcej, od czasu ustanowienia niepodległego państwa w 1993 r. żadna kobieta nie przewodniczyła parlamentarnej komisji spraw zagranicznych. Przez cały ten czas Republika Czeska miała tylko jedną przewodniczącą Komisji Spraw Europejskich. Możemy pocieszać się polityką miejską. Zgodnie z najnowszym planem działania Rządowej Rady ds. Równości Płci, jest to jedyny poziom podejmowania decyzji politycznych, na którym istnieje liniowe nadrabianie zaległości.
Rzeczywistość nie jest różowa, ale wydaje się, że istnieje rodzaj ogólnej świadomości nieoptymalnego stanu równości płci (nie tylko) na stanowiskach decyzyjnych. Funkcjonują zorganizowane inicjatywy i tworzone są narzędzia mające na celu wyeliminowanie luk. Jednak zgodnie z aktualnym indeksem SHEcurity, Republika Czeska, wraz z Belgią, znajduje się na dole europejskiego rankingu z 10% kobiet ambasadorów. Mimo że coraz więcej kobiet studiuje i zdobywa wiedzę specjalistyczną w różnych dyscyplinach.
Jednak jeśli chodzi o zatrudnienie kobiet w ich dziedzinach, nie jest ono proporcjonalne do ich reprezentacji w szkołach. Wygląda to tak, jakby znikały ze sfery publicznej po ukończeniu studiów. Jednak ponad 60% absolwentów czeskich uniwersytetów to kobiety, a 45% przyszłych profesjonalistów studiuje na studiach doktoranckich. Dlaczego więc ich udział w podejmowaniu decyzji jest mniejszy niż mężczyzn? Czy faktycznie wszyscy mamy takie same szanse? A może wciąż uderzamy w wyimaginowany szklany sufit?
Kto boi się parytetów?
Kwestia parytetów zyskała miano kontrowersyjnej agitki politycznej nie tylko w czeskim środowisku. Jednym z oczywistych powodów może być poczucie zagrożenia ze strony dominującej grupy, a drugim poczucie dewaluacji własnych cech przez samych potencjalnych przedstawicieli. Często spotykamy się z argumentami takimi jak "jeśli kobiety nie mogą tego zrobić, to nie mają po co tam być", "kwoty są tylko demonstracją kobiecej niekompetencji" lub "kwoty są pogardliwe dla kobiet, które osiągnęły coś samodzielnie".
Dlatego też akcja afirmatywna jest często postrzegana z mieszanymi uczuciami. Jednak w tym przypadku nie można polegać na uczuciach, zwłaszcza jeśli system nie robi nic, aby zaradzić ukrytej dyskryminacji. To właśnie one wpływają na rzeczywiste możliwości kariery dla kobiet i mężczyzn. Mówimy tu o szeregu oczekiwań uwarunkowanych wypełnianiem ról społecznych. Kiedy kobieta nadal jest gospodynią domową, traci znaczną część swoich możliwości ekonomicznych, społecznych i związanych z karierą.
Oczekujemy solidnych wyników od naszych przedstawicieli politycznych i nieco więcej od naszych przedstawicielek. Wiemy, że kobiety są w stanie dobrze wypełniać swoje role, ale pozwolimy im na to tylko wtedy, gdy nie stracimy komfortu i ciepła domowego ogniska. W ten sposób tworzymy bardzo paradoksalne i cykliczne wzorce, które utrwalają nierówności. Jeśli nasze społeczeństwo nadal wymaga, aby praca domowa i opieka nad dziećmi, chorymi i bliskimi były wyłączną odpowiedzialnością kobiet, ogranicza to nie tylko ich inwestycje w czas pracy, ale także, w rezultacie, ich potencjał zawodowy i rozwój. Praca domowa i opieka powinny być zatem w idealnym przypadku świadczone w równym stopniu przez partnerów, a państwo powinno zapewnić im optymalne warunki do realizacji tego ideału. Tylko wtedy możemy mówić o równych szansach dla wszystkich. Drugiej fali feminizmu w latach 70. w USA towarzyszył slogan "To, co osobiste, jest polityczne". Życie prywatne i zawodowe jednostki nie może być oddzielone. Jest to podstawa równej pracy i równych szans społecznych oraz sukcesu dla nas wszystkich.
Szwedzka sprawiedliwość
Jeśli coraz więcej dziewcząt staje się wykształconymi, zdolnymi i ambitnymi kobietami, ale nie widzimy ich w polityce i na najwyższych stanowiskach, to gdzieś jest problem. Moglibyśmy zainspirować się wspomnianą Szwecją, która bierze pod uwagę nierówności płci. Jednak szwedzka polityka zagraniczna jest wynikiem stworzenia zasad pierwszego na świecie feministycznego rządu. Od 2014 roku wszystkie decyzje legislacyjne są tu poddawane analizie pod kątem płci, tak aby nie dyskryminowały nikogo w swoich konsekwencjach. Działają z bardzo prostym pryzmatem - to znaczy, że kobiety i mężczyźni powinni mieć równe szanse na kierowanie społeczeństwem. Co więcej, postrzegają tę równość szans jako jedną z podstawowych zasad demokracji i sprawiedliwości. Szwecja pokazuje, że akcje afirmatywne mają długoterminowy pozytywny wpływ na społeczeństwo jako całość. W praktyce tworzą one przestrzeń dla uczciwego dialogu, w którym głos każdego jest słyszalny.
Kwestia równości płci i parytetów jest znacznie bardziej złożona niż same kompetencje kandydatów. Są one oczywiście niezbędne do pełnienia każdej funkcji i powinny być sprawiedliwie oceniane. Zadawanie pytań wyłącznie kobietom, takich jak "jak łączą pracę z opieką nad domem i rodziną", wyraźnie przeczy temu założeniu. Pytajmy wszystkich bez wyjątku. Mamy jednak wiele przykładów kobiet dobrze radzących sobie w polityce. Przykładem mogą być dyplomatki i posłanki do Parlamentu Europejskiego, takie jak Eva Filipi, Jana Hybášková, Ruth Bízková, Věra Jourová, Dita Charanzová, Vlasta Parkanová i Olga Sehnalová.
Kompetencje i podwójne standardy
O tym, że kandydatki i reprezentantki są często oceniane w sposób powierzchowny i skrótowy, świadczy niedawna wypowiedź znanego muzyka jazzowego Laco Deczi dla MF Dnes. Wyjaśniając swoją decyzję o oddaniu głosu na Donalda Trumpa w wyborach w 2016 roku, Deczi mówi, że był to głos przeciwko "opiekunce do dzieci z botoksem Clinton, która musi być okropna, aby mieć ją w domu". Jej kompetencje jako potencjalnego prezydenta najwyraźniej nie mają tu nic do rzeczy. W naszym kraju, na przykład, Alena Schillerová lub Jana Maláčová regularnie spotykają się z uprzedmiotawiającym atakiem. Porozmawiajmy raczej o systemowych możliwościach osiągnięcia poziomu decyzyjnego, o treści i kompetencjach. W przeciwnym razie jest to demonstracja podwójnych standardów, według których społeczeństwo często ocenia swoich przedstawicieli. W rzeczywistości jest to również kwestia szacunku.
Wszystkie artykuły autorki/autora