Minął kolejny dzień, w głowie mi wiruje. Mam zamiar w końcu odłożyć dziecko, a potem wezmę wąchanie, dwójkę lub dwie. Szczerze? Cały dzień nie mogę się tego doczekać. Kuszący głos przebija się przez balast codziennych obowiązków, łagodzi ukryty niepokój. Ale gdzieś z tyłu przykuca mały, ale wyraźny wykrzyknik: "Czy ten przynoszący ulgę wieczór nie staje się rutyną: kieliszek wina, Netflix, dziecko wzdychające w swoim pokoju?".
Po upadku reżimu w 89 roku Republika Czeska otworzyła się na świat, a świat na Republikę Czeską. Turyści przyjeżdżali i korzystali ze stosunkowo niskich cen w restauracjach i barach. Spożycie alkoholu gwałtownie wzrosło. Dziś przeciętny Czech pije prawie 4 razy więcej czystego alkoholu niż, powiedzmy, w 1948 roku. Wcześniej ludzie pili głównie w pubach. Była to aktywność społeczna, towarzyska. Jednak w ostatnich latach picie przeniosło się do naszych domów. W Republice Czeskiej picie jest postrzegane jako normalne, a nie niepicie. (A gdy ktoś wspomni swojej rodzinie, że powstrzymuje się od picia, dociekliwe pytania i pieprzne uwagi nie czekają długo). Prawie 9% dorosłych spożywa napoje alkoholowe codziennie. Picie jest normą w Czechach.
Jedną z najbardziej narażonych na alkohol grup są matki na urlopie macierzyńskim. Jedna piąta matek uzależnionych od alkoholu sięga po niego, gdy zostają same w domu z dziećmi. Ich dni są wypełnione wyczerpującym stereotypem opieki. Chcąc nie chcąc, wpadają w spiralę precyzyjnych zadań, których kolejność i wykonanie pozostają niezmienne dla spokoju ducha i domu. Wczesne lata często oznaczają mocne uderzenie: izolację, utratę starego i znajomego oraz niemożność pogodzenia się z nowym. Następnie, gdy dziecko śpi na kanapie podczas południowego posiłku, dociera do niego, że minione życie bezpowrotnie minęło i że musi jakoś odnaleźć się w teraźniejszości. A to powoduje niepokój. A to z kolei powoduje chęć pójścia do lodówki i... Nietrudno się domyślić.
Sam lubię wieczory, kiedy wszystko się uspokaja. Kiedy dziecko śpi, a zgiełk dnia zanika, wszystko staje się łagodniejsze i wydaje się bardziej znośne. Odbywam ślepą pielgrzymkę po kuchni, wyciągając błyszczącą szklankę z szafki po prawej stronie i automatycznie sięgając po niedokończoną butelkę po lewej stronie, obserwując z fascynacją, jak czerwonawy płyn podąża za cienkim szkłem. Kojący gest, który mógłby mnie uśpić. Ale to zbyt proste.
W normalnym ruchu ulicznym łatwiej stracić świadomość tego, ile tak naprawdę pijemy. W czasach pandemii, gdy wszyscy jesteśmy uwięzieni w naszych salonach i okryci płaszczem monotonnych dni, wewnętrzny niepokój paraliżuje nas jeszcze bardziej. Niemożność rozproszenia uwagi czymkolwiek sprawia, że zaczynam liczyć. Ile wypijam dziennie? Ile "ciężkich" nocy miałem w zeszłym tygodniu, w zeszłym miesiącu? Pandemia potęguje presję, panikę, strach i niepewność. Czy nie byłoby najłatwiej po prostu zatopić się w miękkim, ciepłym kocu i pozwolić temu wszystkiemu odejść? Tak by było. Ale nawet sztuczna mgła nie jest w stanie przykryć donośnego głosu dziecka, które zawsze czegoś się domaga i nie da się go uciszyć. W rezultacie mój niepokój tylko się pogorszy.
1 stycznia.
Budzę się w nowym roku bez kaca (!). I chociaż z zasady nie robię postanowień, żeby się nie rozczarować, to i tak odhaczam kolejne pozycje na niewidzialnej liście. Odchudzanie, lepszy styl życia, powrót do dobrej literatury, sport, codzienny makijaż są na niej na pewno, nawet jeśli będę tylko rywalizować ze sobą o najoryginalniejszy strój legginsowy w domowym biurze... Zobowiązanie do spędzania mniejszej liczby wieczorów z kieliszkiem alkoholu w ręku również niejasno wślizgnie się na listę.
Szczerą refleksję pierwszego dnia roku przerywają jednak słowa, które (jak zwykle) sprowadzają mnie z powrotem na ziemię. "Mamo, kupa!"
Po drinku stres związany z pracą znika. Nie obwiniam się już nawet za to, że nakrzyczałam na moje dziecko, gdy rano postanowiło wbiec po ruchomych schodach.
10 stycznia
Liczba dni, w których ćwiczyłam: 8 na 10. Liczba połączeń telefonicznych z makijażem: 5 na 7. Liczba nocy bez wspierającej kuli? Hm... Muszę trochę pomyśleć. Wczoraj! Według butelek na ladzie wczoraj na pewno nic nie piłam. W zeszły weekend też nie. To 7 na 10 nocy, zwykle tylko jeden drink. Ale regularność jest przerażająca i łatwo się do niej przyzwyczaić.
Z lodówką i butelką wina mamy niemal intymną relację. To jak powrót do ulubionego miejsca, gdzie mnie znają i gdzie barman wita mnie od drzwi z uśmiechem i od razu robi mi ulubionego drinka bez słowa. 7 nocy na 10 nie sprawia, że czuję się lepiej. Nie jest to dobry wynik. I oczywiście pojawiają się wyrzuty sumienia. A także niejasne poczucie porażki. Gdzie podziała się moja niezależność, którą tak cenię, gdy jej najbardziej potrzebuję? I czy to odkrycie jest na krawędzi?
15 stycznia
W zeszłym roku ustaliliśmy z mężem, że będzie to "suchy luty". Tak po prostu. Bez żadnego powodu. On to wymyślił, a mi było głupio do niego nie dołączyć, bo we dwójkę idzie lepiej i można się wzajemnie motywować, gdy przychodzi kryzys w postaci rodzinnej uroczystości, gdzie butelka wita powoli przed teściami. Tak to już jest w Czechach.
Przed lustrem kilka razy próbowaliśmy stanowczego "Nie!", po którym zawsze następowało obowiązkowe "Nie jestem w ciąży!". Jest to praktycznie jedyny "akceptowalny" powód, dla którego nie picie w społeczeństwie może ujść na sucho bez żadnych innych nieprzyjemnych zachęt i uwag. W przeciwnym razie jesteś uważany za tego, który psuje dobrą zabawę. Nie będę kłamać, to było długie 28 dni. Ale wytrzymaliśmy. Prawdopodobnie z wizją kolejnych podróży i doświadczeń czekających na nas gdzieś w przyszłości. Nadzieja jest potężnym motywatorem.
Mój mąż przyszedł do mnie z sugestią, abyśmy zrobili to jeszcze raz w tym roku. Pandemia rozwaliła nasze plany w drobny mak i coraz częściej zdarza nam się oglądać Netflixa z dobrym jedzeniem na stole i kieliszkiem wina w ręku, zamiast wspólnie rozmawiać. Bo to takie wygodne. Kojące.
18 stycznia 2021 r.
Nie mam na to ochoty. Przytulność wieczoru jest miła. Stres związany z pracą rozpływa się po drinku, nie obwiniam się za to, że krzyczałam na moje dziecko jak wariatka, gdy rano postanowiło samo wbiec po ruchomych schodach, zostawiając moje przerażone krzyki daleko w tyle. Bronię się, że tak naprawdę nie mam powodu, bo nawet nie mam problemu. Po co się spinać masową akcją? Po co się do czegoś zobowiązywać? Jak stresujący jest fakt, że wtedy ludzie wokół ciebie wiedzą, że trzymasz suszę, a oni jakby cię obserwują i pytają: I co z tego? I czym to się różni od 2020 roku? Czy skończyły ci się obiecujące perspektywy?
Jest też drugi głos, ten, który chce wycisnąć ze mnie jak najwięcej. No dalej, możesz to zrobić, musisz, no dalej! Ten drugi głos jest równie silny. Surowy i prawdziwy. Mały czerwony wykrzyknik gdzieś w mojej głowie, migający jak sygnalizacja świetlna. To wyzwanie. I w zależności od tego, jak to się potoczy, w pewnym sensie ilustruje to, gdzie naprawdę jestem.
23 stycznia
Przeglądam stronę dryejunor.cz. Milion osób, które przekroczyły granicę ryzykownego picia, nie daje mi spokoju. Naprawdę aż tylu? W mojej głowie rodzi się pytanie: Jak trudno jest znaleźć się pomiędzy tymi sześcioma zerami? I gdzie jest granica, po przekroczeniu której jest już tylko gorzej?
Prawda jest taka, że liczba godzin, które odliczyłem, znacznie spadła. Szminka wymownie toczy się pod lustrem. No i jeszcze ten niepokojący temat legginsów. Stare akademiki mrugają do mnie wymownie. A elan początku roku udaje, że jest niewidzialny.
Zatrzaskuję laptopa, zdeterminowana, by ten luty był krystalicznie czysty. Wyobrażam go sobie jako spacer po świeżo spadłym śniegu, stąpając ostrożnie. Nie chcesz zakłócić jego prostej doskonałości, którą trudno przywrócić. I to będzie cholernie trudne.
Heroine jest partnerem medialnym kampanii Dry February
Suchy Luty stał się kampanią na rzecz "czystego życia", co dla wielu uczestników oznacza nie tylko miesięczny detoks od alkoholu, ale całkowite oczyszczenie połączone ze zdrowym stylem życia i chęcią zrobienia czegoś znaczącego dla siebie. A także zainspirować innych. O tym, że ludzie cieszą się trzeźwością, świadczy 53% uczestników, którzy w ankiecie przeprowadzonej po czterech miesiącach potwierdzają długoterminowe spowolnienie spożycia alkoholu. Często dlatego, że Dry otworzył im oczy i pomógł w przyjemnej autorefleksji.
Ale ta pozytywna kampania jest również odpowiedzią na prawdziwy problem. Alkohol jest codziennym towarzyszem naszego życia, mocnym napojem pełnym radości i narkotykiem, w którym rozpuściła się niejedna dobra dusza. To właśnie dzięki kampanii "Suchy Luty" w społeczeństwie coraz częściej pojawia się pytanie: Dlaczego pijemy? Sześć na dziesięć osób ma kogoś bliskiego, kto zmaga się z alkoholem. Wyzbywając się alkoholu, mówimy do siebie, ale także do ludzi wokół nas.
"Czy to my kontrolujemy alkohol, czy alkohol kontroluje nas?
Suchy Luty nie chce prohibicji, ani nie walczy z alkoholem jako takim. Jest to kampania uświadamiająca na rzecz zdrowszego i bardziej świadomego życia, które obejmuje (zazwyczaj) umiarkowane spożycie. Opiera się na prawdziwym problemie, z jakim mamy do czynienia w Czechach. Jest nim nieproporcjonalnie wysokie spożycie alkoholu i związane z nim negatywne konsekwencje. Ta książka jest pełna liczb, więc zacznijmy przynajmniej od tych czterech ważnych dla Republiki Czeskiej:
- 6% wszystkich zgonów w Czechach przypisuje się alkoholowi
- Według czeskich danych, w Republice Czeskiej jest ponad 1 milion osób, które piją ryzykownie.
- Według WHO wypijamy 14,4 litra czystego alkoholu na osobę rocznie - po odliczeniu spożycia turystów
- 56 miliardów to koszt społeczny nadmiernego spożycia alkoholu.
Nie chodzi tylko o nas i SHD
Suchy Luty nie ma na celu uczynienia nas abstynentami - nie wolno nam spożywać ani kropli alkoholu przez całe trzy lata. Wiemy jednak, że wokół nas jest wiele osób, które mają prawdziwy problem z alkoholem i dobrze jest poruszyć ten temat. W pracy, w domu, wśród przyjaciół, w szkole. Jesteśmy również przekonani, że pozytywna kampania, która bawi i motywuje ludzi, jest skuteczniejsza niż jakiekolwiek regulacje czy represje. Dlatego zachęcamy każdego z Was do przyłączenia się do kampanii i rozpowszechniania tego przesłania. Alkohol to nie tylko my, ale także ludzie wokół nas, którzy czynią z nas coś w rodzaju "biernych palaczy", czyli konsumentów alkoholu. Nazywa się to SHD - piciem z drugiej ręki. Na przykład, gdy nasz rodzic pije i ma to na nas negatywny wpływ. Albo gdy pije przyjaciel, kolega lub pracownik. Krótko mówiąc, wierzymy, że miesięczna abstynencja będzie dla Ciebie przydatnym doświadczeniem życiowym, po którym będziesz wiedział, że nawet jeśli spędziłeś przyjemny wieczór z kilkoma dobrymi winami, będziesz wiedział, że mogłeś zrobić to z herbatą ziołową.
Więcej informacji można znaleźć na stronie suchejunor.cz.
Wszystkie artykuły autorki/autora