Turecki prezydent publicznie upokorzył najwyższego rangą polityka w Europie sceną rodem z serialu telewizyjnego "Walka o władzę". Jednak w kraju z autokratycznym rządem sprawa "Sofagate" jest porażką, szczególnie dla najsłabszych - opozycji, mniejszości, a także kobiet.
W serialu HBO Sukcesja czworo potomków potentata medialnego Logana Roya rywalizuje o to, kto przejmie jego imperium. Trzech braci i jedna siostra na próżno próbują zdobyć zaufanie patriarchy, ale zamiast tego odkrywają własną niemoralność, niezrównoważenie lub niekompetencję. Ta okrutna telewizyjna satyra parodiuje najwyższe szczeble społeczeństwa, gdzie zwykłemu człowiekowi trudno jest z kimkolwiek sympatyzować. Zamiast biznesmenów równie dobrze moglibyśmy oglądać rodzinę królewską lub dowolną liczbę polityków. W końcu to nie przypadek, że powstał w Stanach Zjednoczonych za rządów prezydenta Donalda Trumpa, a bezpośrednią inspiracją jest wówczas rodzina Ruperta Murdocha.
Kobieta nie jest tutaj obiektem seksualnym, ale kolejnym stereotypem płci - asystentką.
Jedna scena z Succession doskonale opisuje upokorzenie, którego mężczyźni nigdy nie doświadczają. Logan Roy leży w łóżku po ataku serca i wciąż nie jest w pełni przytomny. Odwiedza go jego córka Shiv i logicznie rzecz biorąc, spodziewamy się wzruszającej sceny. Ale zamiast tego Logan zaczyna obmacywać Shiv. Rozumiemy, że zdarzyło się to po raz pierwszy i że zdezorientowany starzec był po prostu instynktownie świadomy obecności kobiety, co dla niego oznacza przede wszystkim satysfakcję seksualną. Ale pomijając szok, jaki przeżył Shiv, scena ta wymownie pokazuje, dlaczego najbardziej kompetentny z jego potomstwa nie został jego następcą. Nie wkłada się następcy ręki w spodnie.
Polityka upokorzenia
Przenieśmy się z Nowego Jorku do Ankary. Zamiast Logana Roya mamy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, z którym dwaj przewodniczący instytucji Unii Europejskiej chcą zorganizować szczyt z Turcją. Kobieta nie jest tu postrzegana jako obiekt seksualny, ale jako kolejna klisza genderowa - asystentka. Na oczach dziennikarzy Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, brukselskiej armii biurokratów, bezskutecznie zabiega o to samo miejsce negocjacyjne, które jest przygotowane dla Erdoğana i przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, który reprezentuje szefów 27 państw członkowskich. W końcu siada na kanapie naprzeciwko tureckiego ministra spraw zagranicznych, który zgodnie z protokołem dyplomatycznym znajduje się kilka kroków niżej. Erdoğan, jako zręczny manipulator i ekspert od symboli politycznych, zaakceptował Von der Leyen jako osobę notującą dla Charlesa Michela. Aferę "Sofagate" mamy już za sobą.
Zrozumiemy scenę jak z filmu Sukcesja, gdy Michel zacznie bronić się przed krytyką światowych mediów, swoich kolegów z Brukseli i organizacji feministycznych, które teraz domagają się jego zwolnienia z powodu upokorzenia, jakie spowodował Von der Leyen. Podobno obawiał się, że nie zgadzając się z nim, zrujnuje i tak już kruche negocjacje. Strona turecka ogłosiła następnie, że stworzyła agendę na jego prośbę, co jest trudne do zweryfikowania.
Smyranie psa w Turcji
Niestety, Erdoğan umiejętnie wykorzystał trwający od dziesięcioleci spór między instytucjami europejskimi walczącymi o wpływy, na przykład o to, kto będzie reprezentował UE w polityce zagranicznej. Von der Leyen zareagowała na swoją porażkę głośnym "ahem", które stało się internetowym żartem. A turecki gospodarz postawił się w roli najpotężniejszego człowieka w pokoju, który ustala zasady gry, dobrze się przy tym bawi, a mimo to udaje mu się kopnąć przeciwnika w krocze.
Prawdziwymi ofiarami Fighting for Power nie są nadęci bogacze, ale zwykli ludzie, którzy mają z nimi styczność. W najlepszym wypadku muszą oni sprzątać odchody naszych antybohaterów, w najgorszym tracą życie. Ofiarami "Sofagate" nie są też ci, którzy stoją w centrum uwagi, ani Ursula von der Leyen, ani reputacja Unii Europejskiej. Są to politycy opozycji, dziennikarze lub studenci prześladowani przez reżim Erdoğana. To coraz mniejsze prawa człowieka lub wolność słowa w kraju z autokratycznym rządem. Chodzi o ofiary przemocy domowej i mniejszości seksualne chronione Konwencją Stambulską, którą Erdoğan najwyraźniej bezprawnie wypowiedział pod koniec marca. Ofiary te są najbardziej bezbronne, a z powodu dyplomatycznych wojen żabich i tureckiego "Wag the Dog", wygodnie niewidoczne.
Wszystkie artykuły autorki/autora