Land of the Nomads: portret biednej Ameryki i najbardziej poetycki film 2020 roku

FilmKulturaRecenze
Jan Jindřich Karásek
| 12.10.2023
Land of the Nomads: portret biednej Ameryki i najbardziej poetycki film 2020 roku
20th Century Studios

Jak poradzić sobie ze śmiercią męża i ostateczną utratą domu? Wielokrotnie nagradzana niezależna reżyserka Chloé Zhao szuka odpowiedzi na to pytanie w filmie Land of Nomads. Zgłębia tematy samotności, wolności i żałoby, a także z wielką empatią ukazuje los niezabezpieczonych w Stanach Zjednoczonych.

The Land of Nomads rozpoczyna się surowym opisem zamknięcia kopalni gipsu w mieście Empire w Nevadzie w styczniu 2011 roku. Empire było jednym z niewielu amerykańskich miast zbudowanych wyłącznie dla przemysłu. Ludzie, którzy przybyli tam w poszukiwaniu pracy, mieszkali tam, zakładali rodziny, planowali swoją przyszłość i snuli marzenia. Jednak wraz z zamknięciem kopalni zabrakło dla nich pracy, więc musieli się wyprowadzić. Niektórzy przeżyli tam większość swojego życia, tracąc nie tylko źródło utrzymania i bezpieczeństwo materialne, ale także miejsce, które nazywali domem.

Jedną z takich osób jest główna bohaterka, dziwaczna sześćdziesięciokilkuletnia Fern (znakomita Frances McDormand), którą obserwujemy w pierwszych szerokich ujęciach, gdy żegna się z całym swoim dobytkiem i wyrusza swoim małym vanem w podróż po Stanach Zjednoczonych. Od tego momentu jej van jest także miejscem, w którym mieszka. Jak sama mówi w filmie, nie jest bezdomna, jest tylko bezdomna. Wkrótce dowiadujemy się również, że jej ukochany mąż niedawno zachorował i zmarł, więc jej podróż jest nie tylko poszukiwaniem nowego miejsca na świecie, ale także swego rodzaju procesem akceptacji straty i pogodzenia się z żałobą.

Główna bohaterka jest silna, niezależna i nigdy nie użala się nad sobą. Pod tym względem jest taka, jak film, który opowiada jej historię.

Fern, jako główna bohaterka, jest silna, niezależna i nigdy nie poddaje się użalaniu się nad sobą, które może przytłoczyć wielu po tak tragicznych wydarzeniach. Pod tym względem jest taka, jak film, który opowiada jej historię. Pomimo wszystkich nieprzyjemnych wydarzeń, nie jest sentymentalna i nie przesadza ze swoimi emocjami. Jest to przede wszystkim zasługa stabilnej reżyserskiej ręki Chloé Zhao, chińsko-amerykańskiej twórczyni, która ma już na swoim koncie dwa filmy o podobnej tematyce, a mianowicie debiutancki Song My Brother Taught Me (2015) oraz The Rider (2017). Oba dzieła traktują o ludziach z marginesu, ale są też silnie związane z krajobrazem i środowiskiem, w którym się rozgrywają. To, co je łączy, to na wpół dokumentalne podejście, które łączy fakty z fikcyjnymi postaciami i historiami.

Samotni ludzie bez poczucia bezpieczeństwa

Dotyczy to również obecnego Nomadland, opartego na książce Nomadland: Surviving America in the Twenty-First Century autorstwa amerykańskiej dziennikarki Jessiki Bruder, która opisuje zjawisko starszych Amerykanów bez stałego domu i pracy. Twórca filmu umieszcza fikcyjną bohaterkę i jej charyzmatycznego zalotnika o imieniu Dave (David Strathairn) w rzeczywistości społecznej. Wokół odtwórców głównych ról znajdują się w większości autentyczni nie-aktorzy, prawdziwi nomadzi. Są to głównie ludzie po sześćdziesiątce i siedemdziesiątce, których przyszłość finansowa została zniszczona przez kryzys gospodarczy z 2008 roku. Często mają tak niskie emerytury, że nie są w stanie z nich wyżyć, mimo że wielu z nich ciężko pracowało przez całe życie. W rezultacie trafiają na bruk i podejmują tymczasową pracę w barach i restauracjach, a także w ogromnych magazynach Amazona. Nieludzkie warunki pracy w tych dużych magazynach od dawna są przedmiotem wielu działań prawnych.

Fern również w nich pracuje, co widzimy na imponujących wizualnie dużych jednostkach przedstawiających ogromny kompleks korporacyjny, w którym działają maleńkie, przypominające trybiki maszyny. Ale obserwujemy ją również z bliska - gdy rozmawia z kolegami w stołówce i śmieje się. Dzięki tej równowadze film nigdy nie popada w rażącą krytykę czy ckliwy, sentymentalny dramat. Życie Fern i otaczających ją nomadów pokazane jest w całej okazałości. Od samotności i problemów finansowych, przez radość i śmiech, aż po wspólnotową solidarność i wzajemną pomoc, którą osobie żyjącej tradycyjnie trudno byłoby uzyskać od sąsiada z naprzeciwka. Istnieje głęboko zakorzeniona dwoistość pełnej i radosnej wolności, a jednocześnie poczucie samotności i wykorzenienia ze społeczeństwa, w którym nie ma dla nich miejsca.

Wspaniałość krajobrazu i bliskość między ludźmi

W swoim na wpół dokumentalnym podejściu Zhao doskonale potrafi rozeznać, kiedy zbliżyć się do bohaterki, a kiedy pozwolić, by otoczenie mówiło samo za siebie. W tym aspekcie wyróżnia się jej nadworny operator Joshua James Richards, łącząc zdjęcia z dystansu, w których kamera trzyma się dużych jednostek z naciskiem na imponujący amerykański krajobraz lub wspomniane fabryki i sieci fast foodów, z niemal intymnymi ujęciami samotnego życia Fern, która przygotowuje własne jedzenie w małej furgonetce. Kamera często zagłębia się w szczegóły podczas spotkań z innymi nomadami, z którymi Fern jest blisko ze względu na ich pokrewieństwo w przeznaczeniu. Najmocniejsza scena pojawia się pod koniec, we wspaniałym dialogu między Fern i duchowym przywódcą nomadów, prawdziwym antykapitalistą, pisarzem i podróżnikiem Bobem Wellsem. On i Fern dzielą się swoim smutkiem. Ona po zmarłym mężu, on po synu, który odebrał sobie życie. W takich momentach obserwujemy ich z bliska. Widzimy szczegóły ich twarzy i gestów, jakby całkowicie otwierali się przed nami jako istoty ludzkie.

Choć jest to piękny i poetycki film, nie traci nic ze swojej ponurej autentyczności i udaje mu się przekazać niemal fizyczne poczucie wymagającego stylu życia i wyczerpania.

Większość filmu została nakręcona podczas tak zwanej złotej lub magicznej godziny, czyli pierwszej i ostatniej godziny światła słonecznego, co nadaje jego obrazom specyficzną i niemal senną jakość. Co godne podziwu, choć jest to piękny i, w prawdziwym tego słowa znaczeniu, poetycki film, nie traci nic ze swojej ponurej autentyczności i udaje mu się przekazać niemal fizyczne poczucie wymagającego stylu życia i wyczerpania ciągłą pracą. Wolność nomadów jest również atrakcyjna i początkowo wydaje się idylliczna, ale wyczuwamy niepewność, co się stanie, jeśli jeden z nich zepsuje samochód lub zostanie ranny gdzieś na pustyni bez pomocy.

Mit wędrówki

"Zgubienie się nie było kwestią geografii, ale tożsamości. Namiętne pragnienie, a może nawet ostra potrzeba, by stać się kimkolwiek i kimkolwiek. Zrzucić kajdany, które przypominają ci o tym, kim jesteś i za kogo uważają cię inni" - napisała amerykańska pisarka Rebecca Solnit w swojej eseistycznej książce A Field Guide on Getting Lost. Dotyczy to również Fern, dla której podróż jest nie tylko egzystencjalną koniecznością, do której zmusiła ją sytuacja finansowa, ale także egzystencjalną. Jest to dla niej sposób na przetworzenie żalu i zastanowienie się, kim jest, po utracie relacji i miejsca, które definiowały ją przez większość życia.

Nomad Country w przewrotny sposób czerpie z amerykańskiego mitu wędrówki po Stanach, tak obecnego w amerykańskiej literaturze i kinie. Czy to milczący kowboje na koniach łapiący przestępców uciekających przez granicę, czy pisarze tacy jak Henry David Thoreau (którego pamiętniki zostały niedawno opublikowane przez Paseka), czy beatnikowe dzienniki podróżnicze Jacka Kerouaca. Czyniąc to, odwraca męską narrację o twardych mężczyznach poszukujących siebie (często, w przypadku Kerouaca, kosztem kobiet) i dreszczyku podróży. W ich miejsce pojawia się Fern, wdowa po sześćdziesiątce, która często jest silniejsza od swoich dawnych bohaterów, tylko tego nie okazuje.

To wspaniały paradoks, że film, który jest zasadniczo krytyką amerykańskiego snu, rozgrywa się na tle, które tradycyjnie postrzegamy jako jego idealne ucieleśnienie.

Przez większość czasu wydaje się raczej wtapiać i harmonizować z krajobrazem niż go eksplorować. To wspaniały paradoks, że film, który w swej istocie krytykuje amerykański sen za pozostawienie wielu z tych, którzy w niego wierzyli, biednymi i samotnymi, rozgrywa się na tle, które tradycyjnie postrzegamy jako idealne ucieleśnienie jego wizji. Coś podobnego zrobiła inna reżyserka, Brytyjka Andrea Arnold, w American Honey. Pokazała tam stopniowe rozczarowanie i coraz bardziej destrukcyjny styl życia młodych Amerykanów. The Land of Nomads jest jednak o tyle mocniejszy, że pokazuje nam tułaczkę i niepewną przyszłość głównie starych ludzi, o których automatycznie zakłada się, że są bezpieczni i nie tęsknią już za nowymi doświadczeniami.

Niezależność do końca

Dzieło Zhao wyróżnia się także nietypowym tokiem narracji, który z powodzeniem wyłamuje się z klasycznych klisz, do jakich przyzwyczaiły nas historie o kobietach. Na przykład powoli rozwijająca się przyjaźń z sympatycznym Dave'em, który kilkukrotnie ochoczo pomaga bohaterce i wyraźnie się w niej podkochuje, sugeruje, że film pójdzie po tej linii i doprowadzi nas do ostatecznego romantycznego rozwiązania. To oczywiście w tradycyjnym scenariuszu uratowałoby Fern, która w końcu pogodziłaby się ze śmiercią męża i mogła zacząć życie od nowa z kimś nowym.

Tutaj jednak nic takiego nie ma miejsca, a Land of the Nomads pokazuje nam tym samym, że współcześni reżyserzy i scenarzyści nie tworzą w sposób pierwszorzędny. Nie dają nam jasnych odpowiedzi na problemy swoich tytułowych bohaterek; kobiety szukają rozwiązania na własnej ścieżce, która jest wymagająca, ale która jest całkowicie ich, wbrew oczekiwaniom wszystkich innych. Dave jest sympatycznym i złożonym mężczyzną. Nie jest to decyzja podyktowana jego charakterem czy złymi uczynkami, ale czystą niezależnością.

Land of the Nomads to jeden z najbardziej udanych filmów ubiegłego roku pod względem krytycznego odbioru. Zdobył Złotego Lwa w Wenecji, Nagrodę Publiczności w Toronto i nagrodę dla najlepszego filmu na tegorocznych Złotych Globach. Ponadto Chloé Zhao stała się dopiero drugą kobietą, która zdobyła nagrodę dla najlepszego reżysera. Jest więc bardzo prawdopodobne, że podobny sukces czeka film na Oscarach, które zostaną ogłoszone w tym roku 25 kwietnia. I będzie to uznanie jak najbardziej zasłużone. Trudno byłoby znaleźć w ostatnim roku dzieło, które byłoby tak subtelne i spokojne, toczące się we własnym tempie, a jednocześnie radykalnie empatyczne, podkreślające najbardziej ludzkie tematy w historii. Pozostaje mieć nadzieję, że planowana premiera Land of Nomads w czeskich kinach dojdzie do skutku.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz