Film biograficzny o legendarnej Marilyn Monroe, który Netflix udostępnił w zeszłym tygodniu, był natychmiastowym hitem publiczności. Jednak opinia publiczna i wielu krytyków było oburzonych brutalnością i okrucieństwem filmu. Reżyser Andrew Dominik nie nakręcił filmu, który wpłynął na całe życie aktorki, ale postanowił wykorzystać jej nieuchwytność jako klucz do opowiedzenia historii traumy. W tym sensie jest to jedno z najważniejszych dzieł tego roku i nie tylko.
Blonde miała swoją premierę na Festiwalu Filmowym w Wenecji przy 14-minutowym aplauzie. Sukces ten został jednak szybko odwrócony i zaczęły pojawiać się negatywne reakcje, a film został opisany jako "okrutny, seksistowski i jeden z najbardziej obrzydliwych filmów, jakie kiedykolwiek widziano". Marilyn Monroe to bez wątpienia ikona popkultury, do dziś kochana i podziwiana na całym świecie. Jej tragiczny los i śmierć w wieku zaledwie 36 lat z powodu przedawkowania przepisanych przez lekarza barbituranów (tj. prawdopodobne samobójstwo) tylko przypieczętowały jej kultowy status wrażliwej celebrytki, jak to ma miejsce w przypadku gwiazd, które umierają w młodości.
Zobacz zdjęcia z filmu Blonde:
Nowozelandzki reżyser Andrew Dominik w ciągu swoich pięćdziesięciu czterech lat nie nakręcił zbyt wielu filmów, ale te kilka dzieł, które stworzył, to filmy wyraźnie autorskie, atrakcyjne wizualnie i treściowo, a ci, którzy je znają, raczej nie będą oczekiwać klasycznej biografii. Dominik jest zafascynowany ludźmi, którzy są tak zwani "więksi niż życie", takimi jak stoicki przestępca Jesse James czy przyjaciel reżysera i główny bohater dwóch jego filmów dokumentalnych, australijski muzyk Nick Cave. Wraz z Warrenem Ellisem skomponował także piękną i eteryczną muzykę do filmu Blonde. Celem Dominika nie jest gloryfikacja tych wybitnych osobowości, ale poszukiwanie w ich życiu tego, co w gruncie rzeczy ludzkie: smutku, samotności, tęsknoty za miłością i akceptacją oraz ciężaru przeszłości, który noszą w sobie.
Jest to ważny element filmu Blonde, który buduje portret Marilyn na traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa i bolesnych relacjach z nieczułymi mężczyznami. Po części wspiera to jej mit jako świętej: jako cierpiącej, ale utalentowanej kobiety, która wiele osiągnęła, podczas gdy jej serce nieustannie pękało. Film oparty jest na ponad siedmiusetstronicowej książce o tym samym tytule autorstwa słynnej amerykańskiej pisarki Joyce Carol Oates, która co prawda pracuje z fikcją i przedstawia własną autorską wizję smutnego życia Marilyn. Film jest więc logicznie z samej swojej natury nie do końca prawdziwy, choćby dlatego, że opiera się na książce, która do tego nie pretenduje. Sama autorka mówi zresztą w wywiadzie dla magazynu New Yorker, że film jest w gruncie rzeczy subtelny, że w prawdziwym życiu Marilyn przydarzyły się znacznie gorsze rzeczy.
Cięcie jako broń
"W filmach tną cię na kawałki", mówi postać Marilyn ustami urodzonej na Kubie aktorki Any de Armas, która daje występ życia. Jest to jej główna motywacja do przejścia na stałe do teatru, co ostatecznie jej się nie udaje. The Blonde to perfekcyjny pokaz magii montażu, w którym rzeczywistość staje się swoistym utworem muzycznym, zmysłowo przechodzącym od jednego wydarzenia z życia aktorki do kolejnego.
Zaczynamy od dzieciństwa Monroe, a następnie Normy Jean, które jest ponure, choć w surrealistycznej wizji operatora Chayse Irvina pozostaje miejsce na magię, choć niemal horror. Norma Jean jako mała dziewczynka mieszka ze swoją uzależnioną od alkoholu i chorą psychicznie samotną matką, która w dniu jej siódmych urodzin wyjawia, że jej prawdziwym ojcem jest słynny hollywoodzki aktor. Nie może jednak podać jego imienia, ponieważ w młodości przysięgali sobie zachować swoją miłość w tajemnicy. Wkrótce jednak zaczyna on oskarżać córkę o to, że została porzucona przez swojego partnera dla niej, a następnie próbuje nawet utopić ją w wannie.
Kolejnym ważnym aspektem filmu jest jego oprawa wizualna, z ciągłą mieszanką różnych formatów obrazu, od akademickiego, przez kwadratowy, po szerokoekranowy, i naprzemiennie między kolorowymi i czarno-białymi scenami. Wszystko to ma jednak sens i w żaden sposób nie odwraca uwagi od wrażeń płynących z oglądania. Starannie dobrana forma opiera się na najsłynniejszych fotografiach Marilyn Monroe, które wryły się w naszą zbiorową pamięć. Następnie Dominic i operator Irvin skomponowali ujęcie w oparciu o to, jak wygląda zdjęcie z epoki.
Na przykład słynne zdjęcie Marilyn w oknie ze swoim mężem, dramaturgiem Arthurem Millerem (fantastycznie zagranym w filmie przez Adriena Brody'ego), na pierwszy rzut oka wygląda idyllicznie. Jest niemal dokładnie powtórzone w filmie, ale niesie ze sobą smutek, który towarzyszy uchwyceniu jednej chwili i kolejnych cywilnie zwyczajnych chwil, które mają złożoność zwykłego życia. Widzimy również, jak rozwijał się ten pozornie idealny związek.
Koszmar zmieniający się w rzeczywistość
Widzimy kultową fotografię Marilyn, jej spódnicę uniesioną przez prąd powietrza, w zwolnionym tempie pełnym błysków fotoreporterów. A potem jest to, co nastąpiło później, co doprowadziło do przemocy i rozwodu z jej zazdrosnym mężem, słynnym baseballistą Joe DiMaggio (dobrze obsadzony Bobby Canavale). Dominic po raz kolejny sięga więc do zbiorowej pamięci, pokazując Marilyn Monroe jako ideał i marzenie o nieskazitelności, by wciągnąć nas wraz z nią w bolesną rzeczywistość.
Film może nie odpowiadać naszemu obecnemu wyobrażeniu o idealnym filmie emancypacyjnym, ale nie zapominajmy, że cichy opór był jedną z niewielu opcji walki.
Pod pewnymi względami Blonde jest więc niemal trzygodzinnym koszmarem Marilyn Monroe, rozgrywającym się w jej głowie, co ma tym większy sens, gdy weźmie się pod uwagę, że David Lynch chciał nakręcić go w latach 80. ubiegłego wieku. Temat ten dał następnie początek podobnie surrealistycznemu efektowi, Mulholland Drive, który miał szczęście, że nie musiał zmagać się z oburzonymi fanami prequela aktorki. Jest to jednak koszmar, w którym Marilyn na naszych oczach zrzuca kajdany "idealnej kobiety" lub "ikony kina" i przechodzi do znacznie bardziej naturalnej pozycji bycia wrażliwą istotą ludzką, taką jak reszta z nas.
To emocjonalnie niesamowicie mocny film, w którym widzimy niezaprzeczalnie silną kobietę przez niewygodny obiektyw potężnych hollywoodzkich mężczyzn, którzy chcieli ją wykorzystać. Zabieg ten może nie odpowiadać naszemu obecnemu wyobrażeniu o idealnym filmie emancypacyjnym, ale nie zapominajmy, że cichy opór był jedną z niewielu opcji walki. Nawet najsilniejsze jednostki mogą w końcu ulec przeciwnościom losu.
Blondynka jest antytezą obecnego kultu sukcesu za wszelką cenę. To halucynogenny, traumatyczny sen, który zadaje więcej pytań niż daje odpowiedzi. Ale takie było życie Marilyn i jeśli film nie zawsze przedstawia je zgodnie z prawdą, nie ma to większego znaczenia. Nie stara się i prawdopodobnie nie może. To przede wszystkim kinowe doświadczenie, o którym trudno zapomnieć. Pozwala nam ponownie zastanowić się nad tym, co oznacza idealne życie.
Wszystkie artykuły autorki/autora