Tár: Dziwak czy geniusz? Kobieta sukcesu z destrukcyjnym ego. Film rzuca wyzwanie wyjątkowości za wszelką cenę

anulować kulturę
Film
genialita
Końcówka filmuMuzykaPremiera filmu
Jan Jindřich Karásek
| 27.2.2024
Tár: Dziwak czy geniusz? Kobieta sukcesu z destrukcyjnym ego. Film rzuca wyzwanie wyjątkowości za wszelką cenę
CinemArt

Tár - jeden z tegorocznych nominowanych do Oscara przynosi współczesne tematy przedstawione w ponadczasowy sposób. Czy w sztuce możemy obejść się bez ludzi, którzy patologicznie chcą być najlepsi za wszelką cenę? I dlaczego taki styl życia wciąż przedstawiany jest nam w społeczeństwie jako synonim sukcesu? Skomplikowane życie fikcyjnej muzyk Lydii Tarr, granej przez Cate Blanchett, rzuca wyzwanie kultowi geniuszu.

Na pierwszy rzut oka Tár wydaje się biografią słynnej dyrygentki i kompozytorki, Lydii Tár, jakby była prawdziwą postacią historyczną. Jest to jednak fikcyjna postać grana przez niesamowitą Cate Blanchett. Ta celowa dwuznaczność od początku była przedmiotem wielu żartów i fałszywych artykułów, na przykład recenzujących jej autobiograficzną książkę lub jej ostatni nagrany album. Rzeczywiście, sam film rozpoczyna się od wywiadu przeprowadzonego przez znanego krytyka magazynu New Yorker, Adama Gopnika, od samego początku zacierając granicę między faktem a fikcją. Gopnik, który gra samego siebie, szczegółowo opisuje dotychczasowe osiągnięcia Lydii Tarr i podsumowuje w zasadzie całą jej niesamowitą karierę, która - granicząc z karykaturą - wydaje się być stałą krzywą wznoszącą bez jednego wyboju: doktorat z Harvardu i wszystkie najważniejsze nagrody, od Grammy, Emmy, Tony po Oscara. Tár stała się jednym z wyjątkowych muzyków, którzy mogą pochwalić się tym kwartetem nagród, zwanym EGOT.

Niezdrowa żądza władzy i miłość w orkiestrze. Galeria z filmu Tár:

Fikcyjnej Lydii Tarr udało się to, co udało się niewielu kobietom w prawdziwym świecie muzyki klasycznej. Weszła na wielkie światowe sceny jako dyrygentka i kompozytorka i prowadzi Filharmonię Berlińską, jedną z najbardziej prestiżowych orkiestr na świecie. Dla porównania, na przykład w Ameryce tylko jedna kobieta dyryguje jedną z dwudziestu pięciu największych orkiestr: Nathalie Stutzmann z Atlanta Symphony Orchestra.

Odurzająca moc władzy

Lydia Tarr, grana przez niesamowitą Cate Blanchett, jest u szczytu swojej kariery. Pracuje nad nową kompozycją, która powinna być jej opus magnum, prowadzi berlińską orkiestrę, a wkrótce ukaże się jej autobiografia, która ugruntuje jej miejsce we współczesnej muzyce klasycznej. Jest pełna niesamowitej charyzmy i niekwestionowanej pewności siebie. Ilekroć wchodzi do pokoju, automatycznie staje się autorytetem. Mieszka w pięknym domu i jeździ Teslą. Ma adoptowaną córkę Petrę (Mila Bogejovic) ze swoją wieloletnią partnerką Sharon (Nina Hoss), którą bardzo kocha. Jej życie jest pozornie idealne. Z czasem jednak ta iluzja zostaje zburzona, na przykład gdy Sharon mówi jej, że jej relacja z córką jest jedyną w życiu Tary, która nie jest transakcyjna. Lydia traktuje każdy kontakt międzyludzki jako okazję do zyskania czegoś lub zaoferowania czegoś w zamian.

Czy sztuka poradzi sobie bez geniuszu?

"Schopenhauer oceniał inteligencję człowieka na podstawie jego wrażliwości na hałas" - mówi Lydii jej mentor, gdy ta opisuje dziwne dźwięki, które budzą ją w domu.

"Czy on też kiedyś nie zrzucił kobiety ze schodów?" pyta go.

"Tak. Do dziś wśród ekspertów nie jest jasne, czy jego osobiste wady mają znaczenie dla jego pracy".

Z niektórych scen wyrwanych z kontekstu konserwatywni widzowie wywnioskowali, że Tarto film o kulturze anulowania i fakcie, że nie możemy już głośno mówić tego, co naprawdę myślimy. Tytułowa bohaterka jest na swój sposób urocza i charyzmatyczna i ma raczej staroświecki pogląd na świat, którym w jednej scenie atakuje bardziej podatne na wpływy młodsze pokolenie. Ale nie jest tu przedstawiona tylko jako bohaterka. Tym, co kieruje nią w filmie, nie są jej poglądy, ale jej przeszłość. A także wieloletnie wzorce zachowań, które przewijały się przez nią tak długo, że nabrała przekonania, że ma prawo niszczyć ludzkie życie.

Czy fragment informacji wystarczy, by ocenić całe ludzkie życie?

Na szczęście Fields nigdy nie mówi nam zbyt wiele. Film zadaje też pytanie, czy kultura coś traci, stopniowo próbując pozbyć się swoich skomplikowanych i często potwornych geniuszy w ich życiu osobistym. Czy przypadkiem ich patologiczna natura nie jest tym, co doprowadziło ich do tak wielkich artystycznych wyczynów. A jeśli tak, to czy to ich usprawiedliwia? Jednocześnie jednak film Tár ma być ściśle obiektywny, więc nigdy nie przechyla się ani w jedną, ani w drugą stronę. Kamera śledzi upadek kompozytora od szczytu do dna tak rzeczowo i bez żadnej emocjonalnej manipulacji, że jest to niepokojąco wiarygodne. To tak, jakby to naprawdę była żywa osoba, z którą przeżyliśmy część jej życia, a teraz widzimy, jak traci wszystko w czasie rzeczywistym. I nie jesteśmy pewni, czy na to zasłużyła, czy mamy jej współczuć.

Geniusz czy drapieżnik?

Możemy sympatyzować z Lydią Tarr przez cały film nie dlatego, że Fields ją gloryfikuje, ale dlatego, że jej portret jest tak ambiwalentny, że jest po prostu ludzki. Często jest sympatyczna, zabawna i okazuje miłość swojemu dziecku lub partnerowi. Ale innym razem jest bezinteresownie okrutna, podstępna i kpi z otaczających ją osób. Blanchett, w swoim fantastycznym występie, radzi sobie ze wszystkimi tymi pozycjami i pozostawia nam, widzom, zdanie na temat jej postaci.

Czy Tarr jest drapieżnikiem, geniuszem, egoistycznym potworem, obsesyjnym artystą, ofiarą współczesnego dyskursu, czy może wszystkim powyższym?

Fields i Blanchett ostrożnie interpretują każde z tych pytań w różny sposób i nie udzielają konkretnych odpowiedzi. To nie jest film bez opinii, ale raczej bardzo złożona łamigłówka, w której poszukiwanie jednoznacznej opinii oznacza niezrozumienie intencji dzieła. Interesujemy się Lydią Tár nie dlatego, że jest nosicielką jakiejś idei, ale dlatego, że zmusza nas do zakwestionowania wszystkich wyobrażeń, jakie mamy na jej temat w trakcie całej historii. Interesujemy się nią, ponieważ jest kimś, kto osiągnął wyimaginowany szczyt, musiał wiele poświęcić i zdeptać wielu ludzi. Czy było warto, to się dopiero okaże. Bo problemem nie jest Lydia Tarr jako jednostka, ale system, który nauczył ją, że to jedyna możliwa droga. A następnie nauczył nas podziwiać ten rodzaj etyki pracy.

Potencjalny sukces tego filmu na Oscarach może utorować drogę innym podobnie odważnym filmom. Niepewność i skomplikowane kwestie okazują się doskonałą podstawą dla filmów, które chcą mówić o teraźniejszości bez tendencyjności.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz