Według statystyk, jedna na trzy czeskie kobiety spotyka się z przemocą, a wiele innych jest poniżanych lub obrażanych. Nic dziwnego, że takie zachowanie przenosi się do przestrzeni online, gdzie cyberprzemoc wobec dziennikarek i aktywistek stała się niemal normą. Niektórym z nich grożono nawet morderstwem lub gwałtem - zazwyczaj tylko za to, że publicznie i posłusznie milczą.
Dzieci powinny być widziane, ale nie słyszane - prawie każdy zna to angielskie powiedzenie z XV wieku. Mniej znany jest fakt, że stara wersja odnosiła się nie do dzieci, ale do "młodych dziewcząt" lub, w niektórych odmianach, do "ładnych kobiet". Co ciekawe, podczas gdy nowsza wersja dotycząca dzieci jest obecnie uważana za dawno przestarzałą, oryginalne powiedzenie wciąż rezonuje z częścią społeczeństwa.
Tak więc kobiety na stanowiskach publicznych są nadal raczej rzadkie w Czechach, podobnie jak w czasach koronawirusa najwyższej klasy respiratorów. Jedyna różnica polega na tym, że w przypadku nierówności płci ludzie nie wzywają masowo rządu do jej skorygowania, ani nie okazują wzruszającej fali solidarności, jak w przypadku braku sprzętu ochronnego. Wręcz przeciwnie, niektórym odpowiada status quo, nawet do tego stopnia, że grożą i nękają kobiety, które zdecydują się dać dojść do głosu, przynajmniej na odległość.
Dla kobiet ataki mają charakter osobisty; dla mężczyzn są one skierowane intelektualnie
Internetowe ataki są najsilniejsze w przypadku tematów takich jak feminizm czy kryzys migracyjny. Po raz kolejny ujawnia się paradoks tych, którzy rzekomo chcą chronić kobiety przed przemocą ze strony muzułmanów grożących im przemocą. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, UNESCO czy organizacji pozarządowych zajmujących się ochroną dziennikarzy, większość aktywnych publicznie kobiet, niezależnie od ich doświadczenia zawodowego, spotyka się z atakami online.
W 2016 roku brytyjska gazeta The Guardian postanowiła przeanalizować 70 milionów komentarzy, które pojawiły się pod jej artykułami. Wykazało to, że spośród dziesięciu dziennikarzy, którzy byli najbardziej agresywnie atakowani, osiem to kobiety. Dzieje się tak pomimo faktu, że liczba kobiet dziennikarzy jest znacznie niższa. Oczywiście nie można powiedzieć, że mężczyźni również nie spotykają się z nękaniem lub groźbami w Internecie. Zazwyczaj przybierają one jednak inną, mniej osobistą i poniżającą formę. Nieobecne są również groźby przemocy seksualnej.
Formy cyberprzemocy
Według Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn nie ma jednej definicji na poziomie UE, która dokładnie określałaby, czym jest cyberprzemoc. Eksperci twierdzą, że może ona przybierać różne formy. Obejmuje ona na przykład prześladowanie w Internecie, pornografię zamieszczaną bez zgody danej osoby, wyzywanie i nękanie ze względu na płeć, potępianie kobiet za wyrażanie swojej seksualności, niechcianą pornografię w formie wysyłania intymnych zdjęć, formy szantażu "sekstoringu", gwałty i groźby śmierci, pozyskiwanie danych osobowych przez Internet i handel elektroniczny.
"Kiedy ktoś nie zgadza się z artykułem autora płci męskiej, zaczyna atakować idee przedstawione w tekście. Jeśli jest to artykuł napisany przez kobietę, ataki mają charakter personalny i dotyczą na przykład jej wyglądu i ubioru" - mówi Suzanne Franks, profesor dziennikarstwa na City University London, w swojej książce Women in Journalism. Takie upokarzanie ze względu na płeć jest oczywiście ściśle związane z utrzymującymi się stereotypami i konstrukcjami społeczno-kulturowymi, które nadają i odbierają wartość kobietom tylko poprzez ich wygląd i zainteresowanie seksualne mężczyzn.
W parze z tym idą groźby przemocy seksualnej, które są postrzegane jako jedna z najpotężniejszych broni do uciszania kobiet, ustanawiania dominacji i "pokazywania im ich miejsca". Takie zastraszanie jest tak powszechne i tak niewyobrażalne, że stworzono nawet generator gróźb gwałtu w ramach kampanii uświadamiającej opartej na prawdziwych postach online.
Grożono mi gwałtem i wyzywano mnie za to, że jestem Żydówką - mówi szefowa organizacji non-profit
Według ekspertów cyberprzemoc wobec publicznie znanych kobiet jest zjawiskiem ogólnoświatowym, które oczywiście występuje również w Czechach, które nie są oazą feminizmu. Dziennikarki, politycy i aktywistki spotykają się tutaj z atakami online. "Mnie samą uderzyła ilość seksualnych insynuacji i gróźb gwałtu. Odnoszą się one do mojego rzekomego niezadowolenia seksualnego w sensie: Nikt jej nie chce, więc ma nadzieję, że zabawi się z uchodźcą. Analizują mój stan psychiczny z niebywałym chamstwem, mówiąc, że rzekomo jestem zakompleksiony, nie potrafię niczego zrobić porządnie, więc szkodzę narodowi. Od czasu do czasu dyskutują też o moim żydowskim pochodzeniu" - mówi Zuzana Schreiberová, szefowa Centrum Wielokulturowego w Pradze, opisując otrzymywane wiadomości.
Według niej, ludzie próbują ją w ten sposób zastraszyć i upokorzyć. "Kiedy czytasz o tym, jak banda czarnuchów ma się na ciebie rzucić, co mają ci zrobić i gdzie mają co umieścić, naprawdę czujesz się upokorzona i zniesławiona. Albo ataki, że jesteś po prostu tak obrzydliwy, że nikt cię nie chce. Widzę też gdzieś poziom wyrażania siebie jako kobiety, co gorsza - samotnej i bezdzietnej. To tak, jakbym w jakiś sposób narażała na szwank moją rolę jako kobiety w ich oczach" - mówi Schreiber, dodając, że jej koledzy również spotykają się z atakami online. Zazwyczaj przybierają one jednak bardziej merytoryczną formę i rzadko dotyczą jej wyglądu.
Wstyd i strach przed reakcją otoczenia
Nawet najbardziej odporna na siebie osoba może znieść długotrwałe upokorzenia, a czasami kobiety wstydzą się zwierzyć swojemu otoczeniu. "To straszne czuć się tak naruszonym przez te ataki, że prawie boi się poprosić o pomoc. Albo boi się, czy bliscy uwierzą w paskudne rzeczy, które są o tobie pisane, czy w jakiś sposób upadniesz w ich oczach. Najczęstsza rada, jaką mi dają, to nie czytać tego i nie brać tego na poważnie. Ale w środku ataku trolli telefon dzwoni co minutę" - wyjaśnia aktywistka, która nie chce zostać uciszona.
Nie jest łatwo pogodzić się z czymś takim lub odrzucić to, jak wyobrażają sobie niektórzy ludzie, którzy nigdy tego nie doświadczyli. "Nawet jeśli sto razy powtarzasz sobie, że to tylko mocne słowa, nie możesz po prostu machnąć na to ręką. Intensywność jest przerażająca, ponieważ ataki są zwykle skoordynowane" - mówi Schreiber. Mówi, że sama ma kilku cyberstalkerów, którzy ją prześladują - i to nie tylko mężczyźni. "Jest pewna starsza pani z Pragi, która jest w moim żołądku w taki sposób, że kiedy ją zablokowałam, utworzyła inny profil i obrażała mnie i poniżała z niego" - wspomina Schreiber.
Przejawy nienawiści w Czechach
Według najnowszego raportu na temat ekstremizmu, przygotowanego przez czeskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w Czechach nadal nasila się mowa nienawiści i groźby w Internecie. Rozszerzył się również zakres odbiorców tych gróźb. Atakowane są również osoby, które nie należą do żadnej mniejszości narodowej, etnicznej lub religijnej. Typowymi przykładami są działacze na rzecz praw człowieka, pracownicy organizacji pozarządowych i niektórzy politycy. Niepokojące, zdaniem ekspertów, "są również ukierunkowane groźby wobec niektórych dziennikarzy, którzy zajmują się rasistowskimi i ksenofobicznymi tematami, mediów szerzących nienawistne uprzedzenia lub samozwańczych grup nienawiści".
Wybuchy w Internecie czasami przenoszą się na przestrzeń fizyczną, ale na szczęście do tej pory nie doszło do poważnych napaści. "W Centrum Wielokulturowym Praga wiosną 2016 roku ktoś powiesił na naszych drzwiach kukłę powieszonego mężczyzny. Czasami dzwonią do centrum i albo natychmiast się rozłączają, besztają nas na całe gardło, albo zadają śmieszne pytania. Doświadczyłam fizycznych ataków, takich jak plucie i niszczenie stoiska, kiedy byłam wolontariuszką Inicjatywy Hlavák na Dworcu Głównym. Większość wolontariuszy to również kobiety" - mówi.
Policja zmiecie to ze stołu
Oczywiście próbowała również rozwiązać problem z policją, ale podobnie jak wiele innych osób, nie odniosła sukcesu. "Kiedy strona White Media wciąż działała, ze swoją listą "dziwaków multikulti", a ja po raz pierwszy pojawiłam się tam, mówiąc, że pracuję w wydziale z "lewicowymi muzułmanami" i prowadzę żydowski koszerny blog kulinarny, poszłam na policję. Ale powiedzieli mi, że to w porządku, że opublikowali mój adres i numer telefonu, ponieważ były to publicznie dostępne informacje. I że powinnam się tego spodziewać, gdy jestem osobą publiczną" - mówi Schreiber.
Powiedziała, że istnieje ogólne przekonanie, że dopóki nie dojdzie do fizycznego ataku, to naprawdę nic wielkiego. "Śmieję się, gdy celebryci składają pozwy, ponieważ jakaś głupia uwaga w tabloidzie wywarła na nich wpływ psychologiczny, ale nikt nie myśli o strachu, jakiego regularnie doświadczają dziennikarze, aktywiści i inne osoby publiczne, które bronią praw człowieka" - podsumowuje.
Nadal akceptujemy przemoc seksualną wobec kobiet
Antropolog i dziennikarka Marie Heřmanová również ma doświadczenie z atakami online. Spotyka się z nimi, odkąd w jakiś sposób zaangażowała się w debatę publiczną, czy to na temat kryzysu uchodźczego, płci czy sprawy #MeToo. Dla niej również najczęstsze odniesienia dotyczą wyglądu i seksualności. "To niekoniecznie groźba, ale kiedy ludzie ciągle piszą do ciebie, że prawdopodobnie jesteś okropnie brzydka i gruba, bo inaczej nie byłabyś w stanie pisać tego, co piszesz, to nie jest to zbyt przyjemne. Kiedyś zdarzało mi się bardzo często - na szczęście nie zdarza się to już tak często - że ktoś pisał do mnie, że bronię praw uchodźców, ponieważ "chcę uprawiać seks z muzułmanami", a potem oczywiście czasami ktoś dodawał, że chciałby, aby ktoś mnie zgwałcił" - mówi felietonistka.
Ona również uważa, że osobiste ataki są skierowane głównie przeciwko kobietom. "Mężczyźni też są wyzywani, ale brakuje podtekstu seksualnego. Niewielu życzy im gwałtu, niewielu sprowadza ich do roli seksualnych niewolników swoich instynktów. Różnica jest przerażająca. Pokazuje, że przemoc seksualna wobec kobiet jest nadal postrzegana jako coś akceptowalnego. Jeśli jest to kobieta, to jest to pierwsza rzecz, która przychodzi na myśl hejterom, insynuacje na temat wyglądu, gadanie w stylu "nikt nie chce cię pieprzyć" lub jawna groźba lub życzenie gwałtu" - wyjaśnia badacz.
Nawet kobiety mogą życzyć sobie gwałtu
Mówi, że kobieta mająca własne zdanie przeszkadza wielu ludziom. Mężczyźni czują się przez to zagrożeni, czują, że narusza ona pewne normy, że wychodzi z miejsca, które przypisało jej społeczeństwo - czyli opiekować się dziećmi, siedzieć cicho i nie wtrącać się w sprawy mężczyzn. "Patriarchat wciąż żyje. To jeden z jego przejawów i jeden ze sposobów, w jaki ci, którzy z niego korzystają, walczą z nim zębami i paznokciami. Ale wydaje mi się uczciwe, aby w tym momencie powiedzieć, że ataki nie pochodzą tylko od mężczyzn - kobiety również życzyły mi gwałtu. Tłumaczyły to tym, że jeśli ktoś mnie zgwałci, zmienię zdanie, a wtedy nie będą zagrożone gwałtem" - wspomina Heřmanová.
W ramach swojej pracy naukowej natknęła się na interesujące zjawisko mamablogerów i ich działań. "To niesamowite, jak bardzo kobiety potrafią się poniżać i obrzucać wyzwiskami, gdy niektóre matki przekraczają powszechnie akceptowane granice macierzyństwa. Myślę, że w tym kontekście ważne jest, aby powiedzieć, że nie chodzi tylko o mężczyzn wyzywających kobiety i grożących im - chodzi o ludzi w ogóle, którzy automatycznie czują się zagrożeni, jeśli ktoś głośno wypowiada inną opinię niż ich własna" - wyjaśnia Heřmanová.
Nigdy nie zwróciła się o pomoc do policji, choć w niektórych momentach się bała. Widziała kilka zniechęcających przykładów kolegów i przyjaciół, którzy nie byli traktowani poważnie przez policję i powiedziała im, że "nie mogą się dziwić, jeśli bronią uchodźców". Spotkała się również z trywializującą reakcją otoczenia. "Muszę powiedzieć, że nie znoszę tego zbyt dobrze - uważam to za niezrozumiałe, gdy ktoś reaguje w sensie 'po prostu się zamknij'. To tak, jakby powiedzieć ci, że to twoja wina. A to jest bardzo zbliżone do tego, co piszą do ciebie hejterzy - że to twoja wina, że nie jesteś grzeczną dziewczynką" - powiedział Heřman.
To nie jest sprawa chłopaków
Według niej rozwiązanie tego problemu jest skomplikowane. Po pierwsze i najważniejsze, trzeba mówić o tym publicznie i jasno powiedzieć, że tak się dzieje i że nie jest to w żaden sposób w porządku. "Następny krok to kwestia decyzji politycznych. Nie mamy przepisów, które mogłyby to usankcjonować. Policja nie wie, co robić, więc się tym nie zajmuje. Osobiście uważam również, że musimy wywierać presję na operatorów sieci społecznościowych, którzy dają mowie nienawiści ogromną przestrzeń" - podsumowuje publicysta, dodając, że musimy przeprowadzić debatę na temat tego, czy i jak regulować mowę nienawiści w sieciach społecznościowych.
Ale to wszystko jest muzyką przyszłości. W międzyczasie obelgi i groźby są często postrzegane jako kolejna z wielu dzielących "chłopięcych rzeczy", z którymi kobiety po prostu muszą sobie radzić. A być może, jeśli nie podoba im się groźba gwałtu lub morderstwa, zawsze mogą wrócić do ciepłej kuchni, gdzie będą całkowicie bezpieczne przed gwałcicielami wśród garnków i patelni. Przynajmniej do czasu powrotu męża z pracy.
(Zdjęcie: Shutterstock)
Wszystkie artykuły autorki/autora