Setki tysięcy Polaków i Polek, którzy pod hasłem "Wypierdalać!" okupując ulice i narażając się na policyjną przemoc, pokazały to w ostatnich dniach z godnym podziwu zaangażowaniem. Siła, która powstała w Polsce, może przynieść znacznie większe zmiany, niż możemy sobie dziś wyobrazić.
W ostatnich dniach w Polsce wrze. Ludzie codziennie wychodzą na ulice, by protestować przeciwko decyzji polskiego Trybunału Konstytucyjnego. 22 października Trybunał zaostrzył prawo aborcyjne i, pod naciskiem ultrakatolickiego polskiego lobby i partii rządowych, uznał aborcję za niezgodną z konstytucją nawet w przypadkach poważnego uszkodzenia płodu. Zmieniło to i tak już dość surową ustawę z 1997 r., która została opisana przez ówczesny rząd jako "kompromis" w negocjacjach między Kościołem, lobby pro-life, obywatelami i rządem.
Obecnie nowe prawo jest rejestrowane w ustawie. W rzeczywistości jej wprowadzenie oznacza, że Polki nie mogą teraz dokonać aborcji, nawet jeśli ich dziecko cierpi na nieuleczalną chorobę lub jeśli lekarze spodziewają się, że umrze ono wkrótce po urodzeniu lub urodzi się martwe. Według dostępnych danych, kobiety w Polsce najczęściej poddawały się aborcji właśnie z tego powodu. Jednocześnie prawo penalizuje jakąkolwiek pomoc kobietom w tym zakresie: pomoc kobiecie w przerwaniu ciąży oznacza, że lekarzom lub farmaceutom grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
Patrząc na masowe fale demonstracji, w których pomimo pandemii koronawirusa biorą udział zupełnie różne grupy protestujących, wydaje się, że ultrakonserwatywna polityka osiągnęła w Polsce swoje granice. W dużych miastach i na wsiach ludzie wychodzą na ulice, aby domagać się od rządu uchylenia nowej ustawy i przywrócenia Polkom przynajmniej minimum autonomii cielesnej. "Jebać PIS" to tylko jedno z haseł, które w ostatnich dniach rozprzestrzeniły się po polskich ulicach i kościołach. Rzeczywiście, protesty są wszędzie.
Średniowiecze pełną parą
Poza Maltą, gdzie kobietom nie wolno dokonywać aborcji nawet w przypadku kazirodztwa lub gwałtu, nie ma w Europie kraju, który miałby tak surowe przepisy antyaborcyjne jak Polska. Irlandia, niegdyś bardzo represyjna, jakiś czas temu podjęła decyzję w sprawie przepisów aborcyjnych w referendum. Przy dużej frekwencji, pełne dwie trzecie populacji poparło liberalizację aborcji, a tym samym kraj porzucił swoją wysoce restrykcyjną politykę po latach fundamentalistycznego podejścia do praw kobiet. Z kolei u naszych północnych sąsiadów od kilku lat nie jest możliwe przerwanie ciąży przed upływem dwunastu tygodni od poczęcia na podstawie własnej decyzji kobiety. Jest to powszechne w większości krajów europejskich.
Jak mówi Veronika Pehe, redaktorka Alarmu i ekspertka ds. Polski, w podcaście Kolaps, jedynym sposobem legalnego wnioskowania o aborcję w Polsce jest ciąża będąca wynikiem gwałtu lub kazirodztwa, lub gdy życie matki jest zagrożone. Jednak nawet te opcje są obecnie kwestionowane przez niektóre wpływowe grupy. Pehe dodaje, że chociaż ustawa nie weszła jeszcze oficjalnie w życie, niektóre szpitale i kliniki już odmawiają wykonywania aborcji z powodu uszkodzenia płodu (w tym uszkodzenia niezgodnego z życiem).
Niebezpiecznie blisko
Czy wydaje Ci się, że ultra-ostre przepisy antyaborcyjne obowiązują tylko w Polsce? W sąsiedniej Słowacji są farmaceuci, którzy odmawiają wydawania Postinoru, ponieważ jest to sprzeczne z ich przekonaniami. Niektóre słowackie szpitale odmawiają wykonywania aborcji, mimo że zaostrzone przepisy nie zostały (jeszcze) zatwierdzone przez słowacki parlament. Ale wielokrotnie próbowały to zrobić - za pośrednictwem prominentnych członków rządzącej partii OĽaNO.
Jak emocjonalnie opisała słowacka posłanka Vladimíra Marcinková, projekt ustawy zaostrzającej istniejące przepisy aborcyjne, zaproponowany przez Annę Záborską z OĽaNO, nie przeszedł w październiku jednym głosowaniem.
Oprócz ataków na podstawowe prawa kobiet do swobodnego decydowania o swoim życiu i dysponowania swoim ciałem, nasilają się inne konserwatywne wątki. Przede wszystkim mamy do czynienia z eskalacją walki z prawami osób LGBT czy atakami na feminizm i gender jako pewnego rodzaju zgubną "ideologię". Ta antyfeministyczna fala ma miejsce nie tylko w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, ale dosłownie rozprzestrzenia się na cały świat. A walka z aborcją, podszywająca się pod wsparcie dla "tradycyjnej rodziny", jest jednym z jej trzonów. Świadczy o tym fakt, że pod koniec października 32 państwa podpisały deklarację stwierdzającą, że nie istnieje międzynarodowe prawo do aborcji. Oprócz autorytarnych, niedemokratycznych lub fundamentalistycznych państw, takich jak Arabia Saudyjska czy Białoruś, pod dokumentem podpisały się Stany Zjednoczone, Węgry i Polska. Wszystkie te działania pokazują, że zsekularyzowane, nowoczesne i oparte na prawach człowieka narracje stoją dziś w obliczu rosnącej presji.
W Republice Czeskiej również wiemy coś podobnego - na przykład ze sposobu, w jaki omawiano tutaj Stambulską konwencję przeciwko przemocy wobec kobiet. Nieszkodliwy i niewinny dokument w krótkim czasie stał się celem wojen kulturowych, mimo że ultrakatolickie lobby w Czechach nie jest (jeszcze) tak silne jak w Polsce czy na Słowacji. Konsekwencją była gorąca debata, która całkowicie zignorowała podstawowe kwestie - przemoc wobec kobiet i utrzymującą się nierówność płci - a zamiast tego zalała przestrzeń publiczną zmyśleniami i podstępnymi argumentami. Jest to jeden z powodów, dla których jesteśmy jednym z krajów, w których nie doszło jeszcze do ratyfikacji Konwencji.
Prawa człowieka to coś więcej niż koronawirus
Opór, z jakim spotkał się polski rząd, zaskoczył zapewne wielu. W Polsce, podobnie jak w naszym kraju, panuje pandemia koronawirusa, która szaleje poza kontrolą rządu: kończą się łóżka, pojemność szpitali jest na skraju załamania, a wirus rozprzestrzenia się w niekontrolowany sposób. Być może dlatego polski rząd koalicyjny myślał, że podobnie brutalne przepisy przejdą, a ludzie pozostaną w domach w obawie przed zarażeniem się koronawirusem. Tak się jednak nie stało.
O godności życia mówią ci, którzy ostentacyjnie gardzą życiem innych i nie wahają się przełożyć tej pogardy na realne działania polityczne tylko dlatego, że myślą, że mogą.
Niemal każdego dnia ulice polskich miast zapełniają się demonstrantami blokującymi ruch uliczny i protestującymi przed siedzibą rządu. Nie chodzi tylko o polskie feministki, które kilka lat temu zorganizowały się w Czarnym Proteście. Nowe prawo odrzucają także ci, których ono bezpośrednio nie dotyczy, a poparcie dla polskich kobiet wyrazili także rolnicy, górnicy i taksówkarze. Czegoś takiego nie widziano w Polsce od dawna. "To może spotkać każdą rodzinę" - powiedział jeden z rolników, który spektakularnie przyjechał na demonstrację na traktorach.
W komentarzu dla Jakobin polska filozofka feministyczna Ewa Majewska zwraca uwagę, że kwestia aborcji ma również wymiar klasowy. Bariera finansowa oddziela niższe klasy regionów, w których lekarze odmawiają wykonywania aborcji ze względu na "sumienie", od nielegalnych aborcji w prywatnych klinikach.
"Wypierdalać!"
"Gdzie jest kontrola, tam jest opór" - pisze Majewska, która widzi w protestach nową nadzieję dla całej Polski. Dzieje się tak częściowo dlatego, że odbywają się one wielokrotnie we wszystkich zakątkach kraju, w miastach i wsiach, i mają poparcie za granicą. Nawet pewni siebie polscy politycy wydają się być nimi zszokowani. Po raz pierwszy od czasu reelekcji rządząca partia PiS dostrzega, że jej ultrakonserwatywna i ultrakatolicka polityka zraża nawet jej wiejskich wyborców, którzy w przeciwnym razie nie byliby jej przeciwni. I zaczęło to denerwować klasę rządzącą.
Tak więc sytuacja w Polsce zmienia się z dnia na dzień: już pod koniec ostatniego tygodnia października w najwyższych kręgach politycznych zaczęto dyskutować o tym, że należy porzucić tak restrykcyjny charakter prawa i że aborcja powinna być legalna przynajmniej w przypadkach naprawdę poważnego uszkodzenia płodu. Oczywiście każde ustępstwo wobec tak brutalnego prawa wyszłoby Polsce na dobre. Ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby Polki i Polacy nie zrezygnowali z walki o podstawowe prawa człowieka i kontynuowali ją, dopóki kobiety, osoby LGBT i inne mniejszości nie będą traktowane w Polsce jak pełnoprawne istoty ludzkie.
Obserwujemy ogromny wzrost skrajnie konserwatywnych postaw na całym świecie. Różni politycy uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, co my jako ludzie możemy, a czego nie możemy robić. Wysiłki zmierzające do ograniczenia prawa do swobodnego życia zazwyczaj zaczynają się od mniejszości, a do tej grupy paradoksalnie musimy zaliczyć kobiety. Zamiast równości przychodzi represja, zamiast wolności przychodzi ucisk, zamiast postępu przychodzi zacofanie. O godności życia mówią ci, którzy ostentacyjnie lekceważą życie innych i nie wahają się przełożyć tej pogardy na realne działania polityczne tylko dlatego, że myślą, że mogą.
Nie mogą. Setki tysięcy Polaków i Polek, którzy z hasłem "wypierdalać!" okupują ulice i narażają się na ataki nacjonalistów i awanturników skrajnej prawicy, udowadniają to w ostatnich dniach z godnym podziwu zaangażowaniem. Siła, która powstała w Polsce, może przynieść znacznie większe zmiany, niż możemy sobie dziś wyobrazić. Miejmy nadzieję, że na koniec nie będzie to tylko odwrót od ultrakonserwatywnej polityki, ale początek bardziej sprawiedliwych, wolnych i godnych społeczeństw. Bo rewolucja, jak mówią, pewnego dnia będzie feministyczna albo nie będzie jej wcale.
Wszystkie artykuły autorki/autora