Oszuści Netflixa. Historie Simona Levieva i Anny Delvey ujawniają o nas więcej, niż nam się wydaje

NetflixPopkulturaSerial
Anežka Večeřová
| 27.11.2023
Oszuści Netflixa. Historie Simona Levieva i Anny Delvey ujawniają o nas więcej, niż nam się wydaje
Julia Garner jako Anna Delvey/Sorokin v nové show Netfllixu Neskutečná Anna. Nicole Rivelli/Netflix

W serwisie Netflix w krótkim odstępie czasu pojawiły się dwa seriale, w których centrum znalazło się wielomilionowe oszustwo. Simon Leviev okradał łatwowierne kobiety na Tinderze po zdobyciu ich miłości i zaufania, podczas gdy Anna Delvey, znana również jako Anna Sorokin, udawała bogatą dziedziczkę i zdołała wyciągnąć miliony dolarów z kieszeni nowojorskiej elity. Ich historie są fascynujące. Opowiadają nie tylko o oszustach, ale także o oszukanych. Czy dałbyś się nabrać?

Kiedy mówimy o oszustwie małżeńskim, do niedawna mogliśmy pomyśleć o filmie Pierwszej Republiki z eleganckim dandysem żyjącym na haju, ale głęboko w kieszeni, lub o nigeryjskim księciu namiętnie zakochanym w starszej, pulchnej Amerykance. Jednak najnowszy film dokumentalny Netflixa "Tinder Swindler" o Simonie Levievie zdobył pierwsze miejsce i być może dlatego tak bardzo rezonował w krajowej przestrzeni medialnej i mediach społecznościowych. Po raz pierwszy otwiera społeczną debatę na temat zjawiska oszustów w związkach i odkrywa psychologiczne mechanizmy kłamstwa, budowania zaufania i funkcji pieniądza nie tylko w relacjach online. Miesza archetypy księcia z bajki, barona Stracha na Wróble i Robin Hooda. Mimo to, zgodnie z reakcją opinii publicznej, większość winy wciąż ponoszą kobiety.

Opowieść o diamentowym księciu

W ostatnich dniach i tygodniach angielski termin "swindler" nie mógł przejść obojętnie obok żadnego subskrybenta Netflixa, największej platformy streamingowej, czy nawet pobieżnego czytelnika tabloidowych i nietabloidowych mediów. Swindler. Oszust. Legendarny kłamca. Baron Munchkin. Twórca obietnic. Wróżka. Małżeński oszust. Szkoda byłoby pozbawiać się barwnych czeskich określeń, z których wszystkie nadają zjawisku oszusta głębszy wymiar. Kim więc był Simon Leviev i dlaczego warto o nim mówić?

Wysoki standard życia Levieva nie mógł być jednak finansowany wyłącznie przez kobiety z portalu randkowego. Zakres jego oszukańczej działalności musiał być finansowany przez inne "projekty", których uczestnicy-ofiary woleli nie ujawniać się ze wstydu za swój zły osąd.

Simon Leviev wykorzystywał zdjęcia z luksusowych wakacji, prywatnych odrzutowców, drogich restauracji i markowych ubrań, by podawać się za syna izraelskiego multimilionera z branży diamentowej. Zdjęcia umieszczał na internetowej platformie randkowej Tinder. Jego modus operandi był następujący: kontaktował się z kobietami, które same się z nim kontaktowały, imponując im swoim stylem życia i pieniędzmi - pierwsze randki odbywały się w pięciogwiazdkowych hotelach, a nawet w prywatnym odrzutowcu. Wykorzystywał swoją niezwykłą przystojność i fotogeniczność do nawiązania intymności. Większość jego komunikacji odbywała się online, więc kobiety nie mogły zweryfikować informacji, które im o sobie podawał, a on usprawiedliwiał swoją chwilową niedostępność podróżami służbowymi po całym świecie. Jego dane osobowe były minimalne, a jeśli były, to fałszywe, ale jego umiejętności słuchania, które były chwalone przez emocjonalnie spieczone kobiety rozczarowane poprzednimi związkami, zdobyły ich niemal absolutne zaufanie w ciągu kilku dni i tygodni.

Szybko przeniósł fikcyjny związek na kolejny poziom (obietnica mieszkania i wspólnego życia) i zrobił to z taką pewnością siebie, że partnerki nie wahały się wysłać mu swoich wrażliwych danych osobowych - kopii paszportu, numerów kont bankowych i kart kredytowych. Po pewnym czasie, gdy był już pewien swojej emocjonalnej więzi z ofiarą, którą podsycał udawanym strachem o swoje życie ("Moi wrogowie mnie ścigają!" Oni mnie ścigają!), poprosił ich o pierwszą "przysługę" - przelew środków, powołując się na problem bezpieczeństwa lub techniczny na swoich kontach bankowych i kartach kredytowych.

Netflix

Ufając w autentyczność związku, kobiety powtarzały transakcje, aż pewnego dnia nieuchronnie zdjęły różowe okulary - ale dopiero wtedy, gdy już wpadły w spiralę długów przy swoich miernych dochodach. Niezwykle wysoki standard życia Levieva nie mógł być jednak finansowany wyłącznie przez ofiary płci żeńskiej. Zakres jego oszukańczej działalności (lub działalności w szarej strefie ekonomii, prawa i moralności) musiał koniecznie finansować inne "projekty", których uczestnicy-ofiary woleli nie ujawniać się z poczucia wstydu za ich zły osąd.

Jak rozpoznać oszusta

Większość kobiet, które były na więcej niż jednej randce na Tinderze, z pewnością rozpoznałaby w swoich spotkaniach"Simona Levieva zesprzedaży". Jak nie wpaść w szpony oszustów relacyjnych? Oto znaki ostrzegawcze.

Robi to zbyt szybko. Niezależnie od tego, czy chodzi o pierwszy seks, wprowadzenie do rodziny, obietnicę wspólnego życia, czy nawet zaręczyny. Drapieżnik wykorzystuje moment zauroczenia, gdy osąd jest zaćmiony przez miłość, a czujność jest najniższa. W tym stanie łatwiej jest zgodzić się na działania, które po prostu zasługują na czas w zdrowym związku.
"Love bombing". Na początku związku czujesz się jak przyklejona do ekranu telefonu komórkowego 24/7 tylko dla siebie. Wysyła ci niekończący się strumień zdjęć i emotikonów jak nastolatek. Wiąże się to również z przedwczesnym wyznawaniem uczuć. Następnie przychodzi faza, w której staje się rzadkością, nie odpisuje godzinami lub dniami. W ten sposób zmusza cię do martwienia się o niego i wzmacnia twoją zależność od jego osoby.
Niejednoznacznośćw sprawach osobistych. Wymienia wszystko, co jadł od śniadania do kolacji, ale jest niejasny i wymijający w istotnych sprawach. Nie znasz jego przyjaciół ani rodziny, albo znasz ich tylko z jego pobieżnej narracji.
Próbuje cię odizolować i zerwać kontakty z rodziną i przyjaciółmi, aby twój świat zawęził się do niego. W rezultacie wszyscy będą wredni, nieuprzejmi i zazdrośni, a ty będziesz od niego emocjonalnie zależna.

Jeśli jest już bezpieczny w związku, zacznie brać kredyt u ciebie i twojej rodziny. Zadaj sobie niewygodne pytanie: czy naprawdę musisz budować relację z kimś, kto potrzebuje pożyczyć gotówkę po kilku tygodniach lub miesiącach?
Chce się z tobą ożenić. A jeśli dojdzie do ślubu, odmawia dostosowania majątku małżeńskiego tak, abyś była finansowo chroniona. I rada prawna na koniec: nie mów nikomu, kogo nie znasz naprawdę dobrze, swoich danych osobowych ani wysokości swoich dochodów.

Być obrzydliwie bogatym

Tuż po premierze "Tinder Swindler", Netflix wypuścił kolejny, tym razem fabularny serial o Annie Sorokinie, znanej również jako Anna Delvey. Za "Inventing Anna" stoi uznana twórczyni seriali Shonda Rhimes, znana czeskim widzom z popularnej serii "Bridgerton", romansu ponownie osadzonego w wyższych sferach, ale w wiktoriańskiej Anglii.

W porównaniu do Simona Levieva, Anna nie była popychadłem i pod przykrywką bogatej niemieckiej dziedziczki udało jej się oszukać nowojorską klasę wyższą na tyle, by zainwestowała w nią swoje pieniądze. Prawie udało jej się nawet uzyskać pożyczkę w wysokości 40 milionów dolarów dla nigdy nie powstałej Fundacji Anny Delvey, fundacji zajmującej się handlem dziełami sztuki. Serial, który niewątpliwie zasługiwałby na własną recenzję, ujawnia mechanizm, dzięki któremu Anna, jako kobieta i nieznajoma, misternie, zimno i bezwzględnie zdobywa status najlepszej amerykańskiej dziewczyny z towarzystwa.

Kiedy Anna odkrywa, że jej lata budowania śluzy powietrznej w celu sfinansowania własnego projektu artystycznego "większego niż galeria Soho" upadły, cynicznie deklaruje: "Pieniądze należy wydawać". W całym "Wymyślaniu Anny" wyczuwa się pogardę Anny dla ludzi z lepszego społeczeństwa, naprawdę, naprawdę bogatych ("Jestem obrzydliwie bogata"). Pogarda dla ich naiwności i niekompetencji. Pogarda dla pieniędzy i własności jako wartości, które uznają. Pogarda dla odkrycia, że tak zwane życie w lepszym społeczeństwie jest tak naprawdę niczym innym jak "fikcją", ponieważ elita zwykle nie wyróżnia się wyższymi zdolnościami, piękniejszymi ciałami, renesansową wiedzą czy cnotliwym duchem. Jej członkowie różnią się jedynie bogactwem i pieniędzmi. I to właśnie w najgłębszym sercu tej pogardy narodziło się pytanie: "Jeśli oni mogą żyć lepiej, to dlaczego ja nie mogę?".

Ale seria Anne Delvey okrutnie obnaża prawdziwą walutę w świecie naprawdę bogatych: koneksje. Jesteś tym, kogo znasz. Dostajesz się tam, gdzie jesteś polecany. Jeden znajomy otwiera drzwi tam, gdzie same pieniądze nigdy by cię nie zaprowadziły. Anna zrozumiała tę grę bardzo wcześnie - i pozwoliło jej to dotrzeć do najwyższych szczebli, świata mecenasów sztuki i inwestycji finansowych. Ale im wyżej leciała, tym szybciej wosk na jej ambitnych młodych skrzydłach zaczął się topić, podobnie jak mityczny Ikar. Nawet setki kontaktów i poleceń nie były w stanie opłacić jednego rachunku hotelowego.

Jeśli społeczeństwo krytykuje kobiety i mężczyzn, którzy chcą żyć w luksusie i lepszym społeczeństwie, zapomina, że ten archetyp jest nam podświadomie wpajany od dzieciństwa. O czym jeszcze opowiada bajka o Kopciuszku? Udane wejście do lepszego społeczeństwa poprzez oszustwo.

Syndrom Madame Bovary

W środowisku krajowym nie dziwi fakt, że wśród reakcji na historie kobiet z filmu dokumentalnego "Tinder Swindler" na portalach społecznościowych dominuje prymitywne obwinianie ofiar, które przekształciło się w pogląd, że nie Leviev, ale kobiety były poszukiwaczkami złota i chciały się dobrze bawić u jego boku. Więc to właściwie w porządku, że zapłaciły cenę za swoją chciwość "lepszego życia w lepszym społeczeństwie". Ale czy chęć dobrej zabawy i korzystanie z możliwych (legalnych) sposobów, aby to zrobić, jest czymś złym? Jeśli społeczeństwo krytykuje kobiety i mężczyzn, którzy pragną żyć w luksusie i lepszym społeczeństwie, to zapomina, że ten archetyp jest nam podświadomie wpajany od dzieciństwa. O czym jeszcze opowiada bajka o Kopciuszku? Udane wejście do lepszego społeczeństwa poprzez oszustwo. O czym są biograficzne historie angielskich księżnych? Od najmłodszych lat jako małe dziewczynki nosimy w sobie tęsknotę wyrażoną przez legendarną Tornado Lou w Lemoniadowym Joe: "Pragnę być inna. Lepsza."

Z pewnością nie jest to zjawisko współczesne. Zostało ono ponadczasowo opisane przez francuskiego pisarza Gustave'a Flauberta w jego klasycznej realistycznej powieści Madame Bovary. Nieszczęśliwie zamężna młoda kobieta jest sfrustrowana swoim niespełnionym życiem, niemożnością osiągnięcia poziomu społecznego, do którego wierzy, że należy. Silne kobiece pragnienie bycia inną, lepszą, fatalnie manifestuje się poprzez uczestnictwo w balu elity społecznej. Kiedy już dostaje się na bal i przekracza cień swojej klasy społecznej, pozostaje tam do końca, tak długo, jak to możliwe, wykorzystując sytuację z bąbelkami i tańcami. Po balu następuje depresja związana z powrotem do szarości życia małżeńskiego i kobiecych obowiązków. Siłą woli stara się zachować ostatnie przebłyski gwieździstego wieczoru, zachować je w swojej duszy jako światło, które będzie świecić przez szare dni codzienności. W chwili, gdy zdaje sobie sprawę, że nawet ostatnia iskierka już zgasła, woli dobrowolnie porzucić przeciętne życie.

Pomyślałem o Madame Bovary pewnego ranka wiele lat temu, kiedy wróciłem z mojej pierwszej imprezy w "lepszym towarzystwie". Byłam na pierwszym roku studiów i w ramach mojego zaangażowania w kółko teatralne zapewnialiśmy rozrywkę jednej z największych czeskich firm prawniczych w rocznicę jej założenia. Pamiętam, jak poruszałem się po luksusowych przestrzeniach restauracji galeryjnej i połączonych tarasach, podczas gdy na niższych piętrach grała orkiestra na żywo. Jak sommelier asystował przy każdej nalewce wina, jak dystyngowani dżentelmeni przycinali cygara w oddzielnym salonie i degustowali drogie likiery. W pewnym momencie ogarnęło mnie poczucie absolutnego upokorzenia, a jednocześnie niezachwiana pewność, że pewnego dnia pojawię się na takiej imprezie jako jedna z tych dam w długiej sukni, a nie jako dziewczyna z przećwiczoną dramatyczną przemową, lepsza obsługa z podarowaną bluzką, z której zgubiłam metkę i zauważyłam dopiero pod koniec wieczoru.

Pieniądze się znajdą, a my nie?

Obudziłam się na łóżku w mieszkaniu, którego nie wynajmowałam, ze świadomością, że przespałam test kredytowy. Starałam się, jak pani Bovary, by piękno, blask świateł, chmura perfum i brzęk kieliszków jak najdłużej pozostały w mojej pamięci. Czy naprawdę powinniśmy się wstydzić takiego pragnienia? To nic innego jak zderzenie amerykańskiego spojrzenia na indywidualny sukces i gloryfikację pieniądza z pozostałością socjalistycznej mentalności równości. Gdzie indziej powinniśmy znaleźć szczęśliwe medium, jak nie w Czechach?

Wszyscy nosimy w sobie iskrę pragnienia Madame Bovary. I nie musimy jej realizować jak Anna Delvey, dokonując epickich oszustw finansowych lub ćwicząc ekstremalne umiejętności społeczne graniczące z socjopatią. Możemy je pielęgnować, możemy się go trochę wstydzić, możemy na nim budować udaną karierę. Możemy walczyć z jej wykorzenieniem ze społeczeństwa i starać się w naszej pracy jawnie lub potajemnie zabierać bogatym i dawać biednym. Możemy porzucić ją w późniejszej dorosłości i śmiać się z niej jako przejawu materializmu i niedojrzałości.

Ale żadne z tych podejść nie jest złe. Nic nie zmieni społecznej fascynacji elitami, nie zmieni też historii Ann Delvey, Simona Levieva i innych. Bogaci ludzie pozostaną tak samo (bardzo) łatwowierni, a pomysłowość talentów żądnych złocenia wątpliwych imprez, markowych ubrań i statusu społecznego nie zmniejszy się. "Pieniądze będą, a my nie" - mawiał mój dziadek pod koniec każdego miesiąca. Ale to powiedzenie jest otwarte na interpretację.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz