"Gdybym miała wybrać tylko jedną rolę, nigdy nie byłabym tą szczęśliwą" - mówi Jitka Lucbaerová. Ale w tradycyjnym układzie prawdopodobnie nie byłoby to możliwe.
Poznali się na ICQ (dla tych, którzy nie pamiętają, historia rozgrywa się w 2002 roku, kiedy założyciel Tindera nie miał pojęcia, że dziesięć lat później założy Tindera). Jitka właśnie zerwała ze swoim chłopakiem i chciała poprawić sobie nastrój, podczas gdy Martin i jego przyjaciel szukali dobrej zabawy na piątkowy wieczór. Aplikacja połączyła ich, a główną rolę odegrał Kája Mařík, ulubiony bohater z dzieciństwa Jitki i pseudonim przyjaciela Martina na czacie. Zaplanowali randkę we czwórkę - Jitka zaprosiła swoją przyjaciółkę. Znak rozpoznawczy? Gazeta i jabłko. O umówionej godzinie chłopcy wyjrzeli przez okno, ale nikogo tam nie było. Koleżanka zbyt długo się popisywała i chłopcom skończyła się cierpliwość. Kiedy dziewczyny w końcu przyszły, chłopców już nie było. W świecie bez telefonów komórkowych, przegrana sprawa. "Wyrzuciliśmy gazetę, zjedliśmy jabłko...".
Ale przypadek uderzył po raz drugi, około północy Martin i Jitka wpadli na siebie przy wejściu do klubu. Rozpoznali się na zdjęciu, które Martin wysłał Jitce po rozmowie. Szybko zdali sobie sprawę, że mogą razem pracować. "Oboje uwielbialiśmy podróżować, chcieliśmy mieć naprawdę zgraną rodzinę, ceniliśmy punktualność i chcieliśmy absolutnej otwartości w rozwiązywaniu problemów" - wylicza Jitka. No i była jeszcze jedna cecha, która okazała się kluczowa dla całej historii. Chcieli podbić świat. Po ukończeniu szkoły Martin przeniósł się do Krnova, gdzie rozpoczął pracę w firmie zajmującej się przetwórstwem łupków. Szybko awansował i zaproponowano mu pracę przy budowie fabryk w Niemczech. Jitka tymczasem zaczęła budować zespół doradców finansowych. Oboje dobrze sobie radzili, ale widywali się rzadko, czasami tylko raz w miesiącu. "Mimo to zdecydowaliśmy się pobrać. Oboje wiedzieliśmy, w co się pakujemy. Ale dopiero kiedy stanęłam przed ołtarzem, zdałam sobie sprawę, że w ciągu ostatnich czterech lat spędziliśmy ze sobą najwyżej kilka tygodni" - wspomina Jitka.
Albo, albo...
Nadal można było dostać się z Niemiec do Pragi, ale znacznie trudniej było wrócić z Rosji. I to właśnie tam miały być skierowane kolejne zawodowe kroki Martina. Tymczasem biznes Jitki gwałtownie się rozkręcił. Pod szyldem Partners udało jej się zbudować zespół ponad stu pięćdziesięciu doradców finansowych, firma rosła, a czasy zapowiadały się jeszcze lepsze. Co robić? "Było jasne, że albo, albo" - mówi Martin, który ostatecznie odrzucił ofertę w Rosji i wrócił do Pragi. Biznes Jitki wziął górę nad klasyczną karierą jej męża. I nie chodziło tylko o pieniądze czy miesiące i lata spędzone w pokojach hotelowych. Liczyli się z tym, że posiadanie własnej firmy będzie wymagało ogromnego wysiłku przez pierwsze kilka lat, ale jeśli się uda, z czasem przyjdzie niezależność finansowa, elastyczność czasowa i możliwość realizowania swoich marzeń niezależnie od tego, czy szef zgodzi się na urlop.
Plan był taki, że jak tylko Kačenka się urodzi, zostanę w domu i będę z nią pracował na pełen etat. Naprawdę nie ma potrzeby, aby mężczyzna robił karierę tylko dlatego, że jest mężczyzną.
"Właściciel firmy, w której pracował Martin, spotkał nas na wakacjach. Podczas wspólnej kolacji przekonał nas obu, żebyśmy nie rezygnowali. Jeśli nie do Rosji, to przynajmniej do Polski. Ale oboje nie mieliśmy wątpliwości. Nie chcieliśmy dłużej prowadzić koczowniczego trybu życia" - dodaje Jitka. "Zgodziliśmy się założyć rodzinę. To było decydujące. Nigdy nie chcieliśmy niani do opieki nad naszymi dziećmi" - odpowiada Martin na moje obowiązkowe pytanie o to, co go przekonało. Gdyby był w Rosji, to by się nie udało. "Było jasne, że Jitka nie poradzi sobie sama, ponieważ był to kluczowy czas w jej karierze. Plan był taki, że gdy urodzi się Kačenka, zostanę w domu i poświęcę się jej w pełnym wymiarze godzin, aby Jitka mogła zostać partnerem w firmie, a następnie bronić swojej pozycji" - mówi.
Mobilny cyrk
Pierwsze sześć miesięcy było dla nich obojga bardzo trudne. "Nazywałem nasz system objazdowym cyrkiem. Mieliśmy stale zapakowany samochód, ja z Kačenką, kołyską i pieluchami, Jitka z kostiumami i planem podróży zaplanowanym tak, aby zmieścić się w półgodzinnych przerwach na karmienie piersią. Uczestniczyliśmy we wszystkich szkoleniach, spotkaniach i weekendowych wydarzeniach w całym kraju" - wspomina Martin. W końcu plan zadziałał i Jitka osiągnęła pozycję partnera. Potem było już lepiej, ale planowanie nadal było konieczne. Jitka nauczyła się wstawać o 3 nad ranem, aby zanim dzieci się obudzą i zjedzą wspólne śniadanie, mogła uporządkować swoje e-maile i przygotować się na spotkania, które czekały ją następnego dnia. Dało jej to możliwość czytania dzieciom bajek na dobranoc, bycia z nimi na maksa.
Kolejne lata były dla nich obojga spokojniejsze. Ponadto, po narodzinach jej syna Martina, rodzice Martina zaangażowali się w ten proces. Elastyczność czasowa pozwoliła Jitce zaplanować swój czas zgodnie z potrzebami i zrównoważyć rodzinę i biznes. Nadszedł czas, aby czerpać korzyści z udanego biznesu. Razem z Martinem, a później z całą rodziną, zaczęli aktywnie podróżować, biorąc "wakacje", kiedy tylko mogli. W ostatnich latach Martin miał również czas na pracę. "Musiałem czerpać energię gdzie indziej", wyjaśnia, dlaczego on i jego przyjaciele zaangażowali się w biznes IT. Ale firma wystartowała, a on znalazł się w rozterce, czy skupić się na swoich dzieciach, czy na pracy. "Kiedy nadrabiałem zaległości, zdałem sobie sprawę, że zamiast pompować energię, wyrzucam jej jeszcze więcej. Więc sześć miesięcy temu odszedłem z firmy. Wróciłem na pełny etat z rodziną, pomagając Jitce w analizie technicznej i zajmując się rodzinną nieruchomością. Nie da się prowadzić dwóch karier obok siebie" - przyznaje Martin.
Stały weekend
Śmieje się z pomruków swoich przyjaciół, że mają dość po dwóch godzinach spędzonych w domu. "Mam stały weekend. Teraz, gdy dzieci są większe, naprawdę lubię uprawiać z nimi sport. Widząc ich osiągnięcia, jestem bardzo szczęśliwy" - mówi Martin, który sam kiedyś zawodowo pływał. W przeciwieństwie do Jitki, Martin również uwielbia gotować. Czy uważasz, że ta rola jest niezwykła? "Naprawdę nie jest konieczne, aby facet robił karierę tylko dlatego, że jest facetem", mówi mi Martin. "A ja, z drugiej strony, nigdy nie chciałam być 'normalną' kobietą. Zawsze miałam duże ambicje i dążyłam do ich realizacji. Oczywiście, wymaga to starannego planowania, ale role bycia mamą i bycia menedżerem lub bizneswoman zdecydowanie idą w parze. Gdybym musiała wybrać tylko jedną z tych ról, nigdy nie byłabym tak szczęśliwa. Ale trzeba się tym cieszyć. Chcę powiedzieć wszystkim kobietom, które pociąga ta ścieżka, aby spróbowały i nie słuchały tego, co by było gdyby. Podążaj za swoim marzeniem, rodzina jest ostatecznie powodem, dla którego ci się uda".
Wszystkie artykuły autorki/autora