"Kobiety w więzieniach to niewidzialny temat" - mówi socjolog Nedbálková

Wywiad
Jakub Jetmar, Ondřej Sliš
| 4.9.2023
"Kobiety w więzieniach to niewidzialny temat" - mówi socjolog Nedbálková
Zdroj: Shutterstock

Kateřina Nedbálková wie, jak pisać teksty naukowe, które oczarują nawet nie-akademików. Badała relacje, które rozwijają się w więzieniach dla kobiet i pokazała, do czego tak naprawdę służą lochy. Badała również trudną sytuację rodzin lesbijskich z dziećmi i rozmawiała o polityce z pracownikami fabryki Bata.

Kiedy zapytaliśmy kobiety z naszego sąsiedztwa, z kim chciałyby przeczytać wywiad, bez większego wahania wymieniły nazwisko socjolog Kateřiny Nedbálkovej. Powiedzieli, że nie spotkali wielu nauczycieli na Uniwersytecie w Brnie, którzy byliby tak ludzcy. Jednocześnie przygotowali nas na to, że może się nas trochę wstydzić. Nie udziela wywiadów codziennie, tym bardziej dwóm facetom, którzy wyobrażają sobie wyczerpujące zeznania... W końcu my też byliśmy nieśmiali, kiedy dowiedzieliśmy się, co robi. Czy w ogóle wypada wyciągać od kogoś informacje o życiu lesbijskich rodzin?

Od pierwszych stron jej książek zaczęliśmy rozumieć, co oznacza człowieczeństwo. Jej empatycznie przeprowadzone badania terenowe, wolne od intelektualnego nadęcia, to przyjemność czytania. Sam wywiad w brneńskim Atlasie był orzeźwiający jak mrożona herbata w upalny dzień. Dobrze nastrojona i przyjazna Nedbálková odpowiadała z łatwością, jakbyśmy omawiali plany na następny tydzień. Przy stole nie było nieśmiałości, mogliśmy zapytać o wszystko.

Wolę odkrywać swoje karty, pokazywać i nazywać swoją perspektywę, źródła i metodę, a badania terenowe zmuszają mnie do pójścia na rynek, do ludzi, do obserwacji, do słuchania.

W każdym razie, z innych rozmów w mniejszych grupach mogę powiedzieć, że pomysł, że w męskich więzieniach gwałcą się nawzajem, wszystkim brakuje seksu, więc po prostu się pieprzą, nie ma zastosowania... Podczas gdy kobiety wcale tego nie potrzebują, chcą głównie bratniej duszy, z którą mogą się dogadać w tym trudnym środowisku. Nie sądzę. Faceci mówili o tym, że są partnerami i nie chodzi tylko o seks. Z kolei kobiety często nie wstydziły się mówić, że seks jest dla nich bardzo ważny w więzieniu.

Wspomniałeś również o interesującym zjawisku, a mianowicie o istnieniu prestiżu, jeśli skazana jest prawdziwą lesbijką. Czy mogłabyś podsumować, co oznacza ten status?

Kobiety w więzieniach często operowały podziałem na prawdziwe i fałszywe lesbijki. Prawdziwe lesbijki miały związki lesbijskie przed pójściem do więzienia, mają je tam i będą je miały później. Te nieprawdziwe mają męża, partnera i partnerują innym kobietom w więzieniu, ponieważ coś z tego czerpią - satysfakcję seksualną, związek, który pomaga zabić nudę, lub korzyści materialne: kawę, papierosy. Można by się spodziewać, że homoseksualizm będzie stygmatem w więzieniu, ale często ceniono autentyczność i szczerość takich uczuć.

Twoje teksty są dość osobiste. Wspominasz na przykład o tym, co okazało się fiaskiem lub o tym, że byłeś dumny, gdy nauczyłeś się posługiwać więziennym slangiem. Nie jest to powszechne w środowisku akademickim. Co skłoniło cię do takiego stylu?

Zawsze piszemy z pozycji. Idea bezstronności jako takiej jest problematyczna. Wiele dziedzin nauki udaje, że tak jest, ale ich stanowisko można łatwo zdemaskować. Szczególnie nie lubię, gdy obiektywizm jest fałszywie budowany przez nadużywanie żargonu i pseudonaukowego języka. Wolę odkrywać swoje karty, pokazywać i nazywać swoją perspektywę, swoje źródła i swoją metodę, a badania terenowe zmuszają mnie do wyjścia ze skórą na rynek, do wejścia między ludzi, do obserwacji, do słuchania. Podoba mi się to.

Co jeszcze odgrywa rolę w nawiązywaniu relacji w więzieniu? W Ameryce ważne jest pochodzenie etniczne. Czy w Czechach jest podobnie?

Tutaj nie odgrywa to tak znaczącej roli. Zaskoczyło mnie, że osiami polaryzacji są nie tylko więźniowie kontra personel, ale także różne napięcia między pracownikami. Na przykład zależy to od tego, czy podlegają oni służbie więziennej, czy są cywilami, wtedy może istnieć znacząca różnica w ich zaopatrzeniu materialnym, uprawnieniu do emerytury, prestiżu i tak dalej.

W społeczeństwie istnieją również różne poglądy na temat tego, co powinno wiązać się z odbywaniem kary. Wydaje mi się, że pracownicy służb mundurowych kładą większy nacisk na to, że kara ma boleć, a więzienie musi być ciężkie. Ich zdaniem zbyt wiele mówi się dziś o humanizacji więzienia, a więźniowie to wykorzystują. Z drugiej strony widziałem więcej zrozumienia i empatii ze strony pedagogów specjalnych, kapelanów czy psychologów. Oczywiste było również, że personel i skazani znajdują się w podobnej sytuacji, zamknięci w niezbyt sprzyjającym środowisku, z tą różnicą, że strażnicy mogą na chwilę wrócić do domu po swojej zmianie.

Relacje jako forma kontroli społecznej

Opisujesz również, w jaki sposób więzienie powiela stereotypy dotyczące płci. Na przykład mężczyźni opuszczają więzienie wyczerpani, ponieważ cały czas ćwiczyli na siłowni, podczas gdy dla kobiet przygotowano kurs haftowania. A na siłowni mogą nosić tylko pas wyszczuplający. Czy więzienie w jakikolwiek sposób reaguje na zmiany w społeczeństwie? Mam nadzieję, że te przesadne wyobrażenia o rolach kobiet i mężczyzn nie są już aktualne.

Myślę, że więzienie nie jest najbardziej elastyczną instytucją na świecie. Poza tym wyłapuje konkretną grupę ludzi. Tak jak są tam głównie mężczyźni, są tam też ludzie specyficzni klasowo. Są gorzej wykształceni, biedniejsi... A badania pokazują, że stereotypy i wyobrażenia na temat ról płciowych są silniejsze w rodzinach z niższym wykształceniem.

Jetmar & Sliš pytają

Lubisz dłuższe lektury i pożywne rozmowy? Jakub Jetmar i Onřej Sliš pytają o Finmag.

Roman Chytilek jest politologiem i najlepszym szachistą: Jak bardzo wygląd fizyczny kandydatów wpłynie na nas w wyborach? Czy politycy są jak szachiści, którzy myślą o iks ruchach do przodu?

  • Polityka to nie szachy

Alena i Jakub Mack, rodzeństwo i współpracownicy, badają nowe media. Czy źli ludzie głosowali na Zemana?

  • To nie gospodarka, to wartości polaryzują

"Oscyluję między stwierdzeniem, że jest on odpowiedzialny, a tym, że szkodzi temu krajowi. Myślę, że on po prostu nie ma tego, czego potrzeba, by być premierem", mówi Jiří Zlatuska o swoim byłym szefie partii Andreju Babišu.

  • Co nie jest biznesem, Babiš nie rozumie

Profesor Šmausová mówi, że dla społeczeństwa pożądane jest, aby tacy ludzie tam trafiali. Ci, którzy nie przestrzegają zasad, są zamykani, podczas gdy na zewnątrz, jeśli będziemy posłuszni, jeśli będziemy pracować, zostaniemy dobrze wynagrodzeni. Ponadto, jak powiedziała Šmausová, odwraca to uwagę od znacznie poważniejszych przestępstw, które mogą nawet nie być tak nazwane. I które są popełniane przez ludzi o innej pozycji. Mogą oni stanowić większe zagrożenie dla społeczeństwa, ale nigdy nie zostaną zamknięci. Więzienie pozwala nam powiedzieć, że nasze społeczeństwo działa, jest sprawiedliwe: źli ludzie są zamknięci, wszystko jest w porządku.

Jak różne relacje można znaleźć w więzieniu? Na przykład w jednym ze starszych badań wspomniano, że tworzone są pseudo-rodziny: ktoś jest ciotką, ktoś córką, ktoś mężem, ale wszystkie te role odgrywają kobiety w więzieniu.

To interesujące, ale nie znalazło potwierdzenia w moich badaniach. Natomiast relacje są tam bardzo ważne. Kobiety często nawiązują je już w areszcie śledczym - tam mogą jeszcze wejść w przelotny kontakt z osadzonymi mężczyznami. Potem z nimi korespondują. Dodatkowo piszą do swoich partnerów w domu. W więzieniu nawiązują relacje z innymi kobietami. To bardzo intensywny kontakt. Pracownicy więzienia również żyją tymi relacjami, rozmawiają o tym, kto z kim zerwał, kto ma nową dziewczynę, skazane zwierzają się niektórym pracownikom, a ja byłam zaskoczona, że dyrektorzy chętnie rozmawiali o związkach z kobietami. Skupienie się na związkach jest czymś, co więzienie ma wspólnego z życiem na zewnątrz. Jak wykazali niektórzy autorzy, jest to między innymi dość skuteczna forma kontroli społecznej.

Co masz na myśli?

Utrwala przekonanie, że związek jest czymś, poprzez co człowiek się realizuje. Bez związku, a tym samym rodziny, życie nie jest spełnione. Kiedy ktoś się rozstaje, współczujemy mu, kiedy ktoś jest sam, chcemy go z kimś połączyć. Chcemy mieć pewność, że nie jesteś sam.

Mniej mówi się i pisze o tym, jak trudno jest utrzymać związek. Rodzina jest przedstawiana jako bezpieczna przystań, oaza spokoju, pocieszenie przed niebezpiecznym, złym światem. Jednak socjologowie i psychologowie od dawna badają wiele patologii związanych z życiem rodzinnym i partnerskim.

Wzmocnienie idei, że związki partnerskie i rodzina są niezbędne dla istot ludzkich, może być korzystne dla społeczeństwa. To właśnie robił na przykład reżim komunistyczny, ukierunkowując ludzi na rodziny, ogródki działkowe, paraliżując między innymi ewentualny opór. Jest to również przydatne w więzieniu, łatwiej jest dyskutować z więźniami o ich związkach partnerskich, niż mieć do czynienia z faktem, że będą krytykować system.

Jak zmieniają się nasze oczekiwania wobec związków?

Dzisiaj szukamy znacznie więcej zrozumienia, emocjonalnego spełnienia w związkach, co niekoniecznie miało miejsce wcześniej. Przychodzi mi na myśl przykład mojej babci, która dorastała w chacie z brudną podłogą; to, czego chciała dla swoich synów, to wykształcenie, którego sama nie miała. Wyszła za mąż, wyjechała do miasta, szyła buty w fabryce, dziadek pracował tam jako kierowca. Babcia gotowała i sprzątała w domu, dziadek po pracy chodził z mężczyznami do piwnicy na piwo i śliwowicę.

Płeć nie tłumaczy wszystkiego, tak jak nie istnieje uniwersalna kobiecość. Istnieją zupełnie inne oczekiwania wobec ciebie jako naukowca z jednym dzieckiem i jako kobiety z romskiej osady z siedmiorgiem dzieci.

Patrząc na to dzisiaj, mogę powiedzieć, że niespecjalnie się dogadywali, nigdy nie widziałem, żeby rozmawiali, ale w jakiś sposób im to odpowiadało. Istniał wyraźny podział ról, każdy wiedział, czego się od niego oczekuje i czego może, a czego nie może oczekiwać od drugiego. W dzisiejszej kulturze terapeutycznej jesteśmy znacznie bardziej przyzwyczajeni do omawiania naszych pragnień i uczuć, w przypadku relacji partnerskich może to być bardzo trudne do zakomunikowania. I jest to uwarunkowane klasowo: niektórzy ludzie są bliżej kultury terapeutycznej niż inni.

Uwarunkowane klasowo... Dlaczego w ogóle odeszłaś ostatnio od kwestii płci na rzecz badań nad klasą i klasą robotniczą?

Ten temat nieco mnie wyczerpał. Myślę teraz o seksualności. Nie o płci. To, podobnie jak klasa, musi być postrzegane we wszystkich tematach. Nie można się bez niej obejść - ale jednocześnie nie jest ona oczywista. Zawsze powtarzam studentom, że płeć nie może wyjaśnić wszystkiego, tak jak nie można mówić o uniwersalnej kobiecości. Kobiecość jest zawsze ważna w kontekście klasy. Istnieją bardzo różne oczekiwania wobec ciebie jako naukowca z jednym dzieckiem i jako kobiety z romskiego osiedla, która ma siedmioro dzieci, a pierwsze urodziła w wieku 16 lat. Dla mnie obie kategorie są ważne: płeć i klasa.

Czy w dzisiejszym zmieniającym się świecie pojęcie klasa znaczenie?

Dla mnie tak, ponieważ pozwala mi wskazać na władzę, niesprawiedliwość i wyzysk, które są nieodłącznym elementem nierówności społecznych, podczas gdy inne koncepcje socjologiczne to zaciemniają. Chociaż wielu kolegów się z tym nie zgadza - twierdzą, że nie potrzebujemy już tego pojęcia.

Interesują mnie nierówności widoczne nie tylko na rynku pracy, ale także w sferze kulturowej i społecznej. Klasa jest również związana z tym, jakie jedzenie lubimy, z jakich żartów się śmiejemy, co uważamy za żenujące, czy chodzimy do teatru i do jakiego teatru chodzimy, jakie gazety czytamy, jak urządzone jest nasze mieszkanie lub dom i jak o nie dbamy. W tym wszystkim nierówność jest oczywista i dosłownie namacalna, tworząc często zupełnie inne światy i doświadczenia życiowe.

Czy uważasz, że wszystko to można postrzegać przez pryzmat klasy?

Tak. Francuski socjolog Pierre Bourdieu ujął to w ten sposób. Mówi on o tym, że klasa jest powiązana z gustem. Co lubimy, czego nie lubimy, czym dekorujemy nasze domy, co uważamy za gustowne, a co za niesmaczne. Weźmy Seksistowską Skarbonkę, tę proklamację seksistowskich reklam. Zostałem kiedyś zaproszony do dyskusji panelowej i pomyślałem, że to strasznie eleganckie. Wyobraź sobie kobietę w reklamie sklepu z narzędziami liżącą rurę. Jestem pewien, że to seksistowskie, ale jeszcze bardziej niesmaczne. A raczej reprezentuje światopogląd, gust i możliwości finansowe małej firmy, w której sami robią sobie reklamę. W rezultacie mniej przeszkadzają mi te małe firmy niż seksistowskie lub w inny sposób prymitywnie stereotypowe reklamy dużych firm.

W swoich badaniach nad klasą robotniczą spędziłeś dużo czasu z tymi, którzy zarabiają najmniej. Czy pytałeś ich o ich stosunek do polityki?

Interesuje mnie to, więc pytałem: ale ci ludzie - na przykład w fabryce Bata - nie chcieli o tym rozmawiać. Częściowo mogło to wynikać z tego, że postrzegali mnie jako kogoś innego. Kogoś z wielkiego miasta, kto był bardziej wykształcony od nich. Mogli zakładać polityczną inność i wstyd za to, co woleli. Było trochę wyuczonej pozy mówienia, że ich to nie obchodzi. "Może mojego męża to obchodzi, ale mnie to nie obchodzi".

Myślę też, że są rozczarowane, że nie są reprezentowane przez żadną grupę polityczną. Można by na przykład pomyśleć, że chciałyby reprezentować swoje interesy w związku zawodowym. Udokumentowano jednak, że ich poglądy słabną i nie są widoczne. Na przykład kierownik fabryki pochwalił mnie za to, że mają dobry związek zawodowy i że miło się z nimi współpracuje. Pomyślałem, że to niedorzeczne.

Wspomniałeś, że niektórzy ludzie wstydzili się z tobą rozmawiać. Czy był jakiś sposób na przezwyciężenie tej nieufności?

Kiedy pracowałem z nimi przez osiem lub dziesięć godzin, było to zupełnie inne doświadczenie. Podczas wywiadu badawczego zazwyczaj mówili, że nie chcą ze mną rozmawiać. To właśnie powiedziała mi kobieta, z którą siedziałem przez osiem godzin dziennie - zanim zasznurowaliśmy buty i zapiąłem pas, ona wciąż mówiła. O tym, z czego była niezadowolona w pracy, gdzie wybierała się na wakacje, czy jej mąż pił, o chorobach, o dzieciach, o tym, co zamierzała ugotować tego wieczoru.

Nawet w rodzinach osób tej samej płci mamy do czynienia ze stereotypami dotyczącymi płci

Czy badania akademickie nie borykają się z problemem, o który często obwinia się współczesną lewicę - że poświęca zbyt wiele uwagi różnym mniejszościom i zapomina o masach "zwykłych ludzi"?

Kiedyś profesor Možný zachęcił mnie do tego. Powiedziałem mu, że chcę badać rodziny gejów i lesbijek. A on powiedział: "Dlaczego, u licha, miałbym to robić? Coś o czterech procentach, kiedy nie wiemy wystarczająco dużo o dziewięćdziesięciu sześciu procentach? Namawiał mnie do zrobienia czegoś bardziej ogólnego. Ale ostatecznie celem moich badań było to, że rodziny lesbijek wykazują cechy typowe dla dzisiejszych rodzin. Że nie jest to wcale coś na marginesie, dziwaczna rzecz o wyjątkowych ludziach. Mają one raczej wiele wspólnego z rodzinami z adoptowanymi dziećmi, rozwiedzionymi rodzicami, samotnymi rodzicami... istnieje wiele podobieństw. Tak jak nie ma jednej tradycyjnej rodziny. Więc zdecydowanie nie miał racji.

Tak więc przekonałeś się i przeprowadziłeś badania nad rodzinami gejów i lesbijek. W książce, która powstała w wyniku tej pracy, piszesz, że te rodziny pozwalają nam zobaczyć wiele zwykłych rzeczy w nowym świetle. Co miałaś na myśli?

Weźmy na przykład to, jak trzeba pracować nad założeniem rodziny w sposób akceptowany przez dalszą rodzinę, przez dziadków. Może to być szczególnie trudne dla partnerki, która nie jest biologiczną matką dziecka. Jej rodzice muszą postrzegać dziecko jako swojego wnuka lub wnuczkę. I w ogóle zaakceptować związek jako partnerstwo.

Jak wygląda obecnie nauka w tej dziedzinie? Czy nadal trzeba udowadniać, że na przykład dzieci wychowywane przez lesbijki nie dorastają nieszczęśliwe...?

To zawsze drażliwy temat. Jednym z takich argumentów jest to, że dzieci w takich rodzinach uczą się, jak być gejami i lesbijkami. Dlatego naukowcy wielokrotnie powtarzali, że nie, tak się nie dzieje.

Pomysł, że jest to ruch siedmiu osób siedzących w salonie i obiecujących coś, więc będzie tak przez trzydzieści lat, wydaje mi się absurdalny.

Następnie pojawiła się metaanaliza, która mówi, że można bezpiecznie powiedzieć, że nie jest oczywiste, że dzieci wychowywane przez pary lesbijek będą koniecznie tylko w związkach hetero. Mogą sobie wyobrazić bycie z osobą tej samej płci. Zazwyczaj kończą w związku heteroseksualnym, ale są otwarte na nowe możliwości.

Kiedy to napisali, konserwatywne grupy interesu i niejasni badacze natychmiast to podchwycili i powiedzieli: patrzcie, orientacja się przenosi! Ale może to nie był dobry przykład. Nauka skupia się teraz na bardziej ogólnych rzeczach niż porównywanie tradycyjnych i homoseksualnych modeli rodziny.

Czy można w ogóle mówić o kategorii rodziny homoseksualnej? Czy wszyscy nie jesteśmy tak różni, że jest to strasznie szerokie pojęcie?

Coraz bardziej wydaje mi się, że nie ma to sensu. Rodziny różnią się od siebie statusem społeczno-ekonomicznym, miejscem zamieszkania, liczbą dzieci, wiekiem rodziców, niektórzy są rozwiedzeni, rozwiedzeni i ponownie żonaci, mamy rodziny konkubinatów z dziećmi, rodziny samotnych matek. Rodziny homoseksualne mają coś wspólnego ze wszystkimi tymi typami, a jednocześnie poszczególne rodziny LG mogą się od siebie znacznie różnić. Nie ma jednego uniwersalnego modelu rodziny, gejowskiej czy heteroseksualnej.

Jaką widzisz obecnie największą przeszkodę prawną dla par lesbijek i gejów?

Zarejestrowane związki partnerskie w ogóle nie chronią praw rodzicielskich. Ale w rzeczywistości istnieje więcej różnic między małżeństwem a związkiem partnerskim, od tych symbolicznych - ludzie mogą zarejestrować się tylko w kilku miejscach w kraju, bez świadków, tylko z urzędnikiem stanu cywilnego - po różnice materialne i rodzicielskie. Drugi partner nie może adoptować biologicznego dziecka partnera, w którego wychowaniu uczestniczył od urodzenia. Partnerzy nie mogą po sobie dziedziczyć, nie powstaje współwłasność partnerów.

Fascynują mnie debaty, w których ludzie argumentują, że przecież geje obiecali, że to im wystarczy, związek partnerski. A teraz widzicie, powiedzieliśmy to, oni chcą więcej! Pomysł, że jest to ruch siedmiu osób siedzących w salonie i obiecujących coś, więc będzie tak przez trzydzieści lat, wydaje mi się absurdalny.

Nawiasem mówiąc, interesujące jest to, że kiedy to było forsowane, był to raczej program niektórych lesbijek. Podczas gdy mężczyźni częściej mówili : nie, nie rozmawiajmy o rodzicielstwie, bo to nie przejdzie. Ona generalnie nie wierzy w ideę, że wszyscy geje i lesbijki chcą mieć rodziny, małżeństwa.

Dokładnie o to chcieliśmy zapytać: czy geje i lesbijki nie poświęcają dużo energii na rzecz faktycznie konserwatywnej instytucji. Czy moglibyśmy pomyśleć o bardziej inkluzywnej instytucji, w której byłoby więcej ludzi, na przykład... krótko mówiąc, myśleć w tym kierunku.

Wielu pisarzy powiedziałoby, że wcale nie jest dobrze paraliżować postępowy potencjał tego ruchu i rzucać się w wir walki o coś tak opresyjnego, co reprodukuje nierówności w społeczeństwie, a mianowicie małżeństwo. Myślę jednak, że aktywiści odczytują to poprawnie. Nikt nie opowiada się za bardziej inkluzywną wersją rodziny. Należy powiedzieć i pokazać, że my też mamy fajne rodziny, a dzieci są szczęśliwe. A nie wymyślanie małżeństw, w których jest sześć osób. Już słyszę kontrargumenty: wtedy powiedzą, że nawet zwierzę...

To, co uderzyło mnie w twojej próbie badawczej, to fakt, że kobiety wydawały się dość konserwatywne. Na przykład, były bardzo zdecydowane co do społeczności lesbijek, która powinna być ich bezpieczną przestrzenią.

Tak naprawdę nie postrzegały siebie jako części tej społeczności. Miały różne powody: nie było to już konieczne, było to podczas walki o zarejestrowane związki partnerskie i tak dalej. To było jak piętno. Podobnie jak powtarzający się obraz lesbijki jako kobiety, która jest mężczyzną, pijana, potyka się w klubie, chcąc kogoś poznać i nie może nikogo znaleźć. Kobiety chciały za wszelką cenę zdystansować się od tego wizerunku i pokazać, że są szczęśliwe w swoich rodzinach i związkach partnerskich. Jestem w stanie to zrozumieć, ale czasami ta swojskość i konserwatyzm mnie zaskakiwały.

Czy pary jednopłciowe są w stanie przezwyciężyć tradycyjny podział ról w rodzinie, czy tam też się pojawiają? Ktoś dominuje, ktoś sprząta...

To jest temat do refleksji metodologicznej, bo w wywiadach ludzie coś mówią, ale potem coś widać w całości. Amerykańska etnografka mieszkała z tymi parami i sprzeczności wyszły na jaw. Mimo tendencji do mówienia o egalitaryzmie, okazało się, że w życiu codziennym tak nie jest. Ma to związek z tym, kto ma jaką pracę, kto zarabia więcej...

Okazało się też, że kobietom trudniej było sobie poradzić, gdy mniej pracowały w domu i nie spełniały tzw. kobiecej roli. Z kolei homoseksualnym mężczyznom trudniej było poradzić sobie z koniecznością wykonywania prac domowych.

Częstym zarzutem jest to, że dzieci w takich rodzinach nie mają wzorca drugiej płci. Czy same pary odnoszą się do tego?

Tak. Być może wynikało to również z faktu, że były one bardziej wykształconymi kobietami, więc były świadome wszelkich potencjalnych oskarżeń i były na nie przygotowane. Potem w wywiadach chętnie pokazywały, jak angażowały przyjaciół, dziadków i inne wzorce do naśladowania. Ale to i tak niedorzeczny pomysł, że wzory do naśladowania czerpie się tylko od rodziców. Nie można uciec od genderowego świata: jest w filmach, z kolegami z klasy, wszędzie. Pomysł, że ponieważ ktoś dorasta w rodzinie LG, jest zamknięty w kobiecym lub męskim świecie, jest głupi.

Ostatnia rzecz. Jedna z cytowanych kobiet mówi mniej więcej tak: Rozmawiamy o naszych relacjach od lewej do prawej i często jest to trudne. Często nawet nie chcę już się tym zajmować. Z facetem czasem jest łatwiej. I piszesz, że ludzie, którzy są świadomi struktur płciowych i stereotypów, w końcu dyscyplinują się o wiele bardziej. Byłbym ciekaw, jak postrzegasz tę ewentualną sprzeczność. Ja sam często zachodzę w głowę!

To trudne. Przypomina mi to, że ciekawie jest pokazać drugą stronę stereotypów płciowych. Niekoniecznie postrzegać je negatywnie, jako coś, co nas gnębi w każdej sytuacji. Stereotypy są powielane, ponieważ są konwencjonalne dla wielu ludzi i czasami są funkcjonalne. Z tego cytatu widać, jaką ulgą może być odpoczynek w nich.

Z drugiej strony, stereotypy płciowe mogą być ograniczające i strasznie ranić. Jest to więc zawsze zależne od sytuacji. Nie możemy powiedzieć, że pozbądźmy się stereotypów związanych z płcią za wszelką cenę, a wszystkim nam będzie lepiej, ale też nie miejmy ich, bo to lepszy sposób na życie. Czasami sprawiają, że jest nam ciasno, a czasami przynoszą ulgę. Dlatego uważam, że płeć jest ważną kategorią analityczną, z którą można pracować.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz